[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziecko czują, załatwi wszystko.
Ale druga wiadomość...
Tym razem wyglądało to tak, jakby naprawdę zależało mu na informacji,
jakby martwił się o nią.
No tak, ale przed badaniem USG zupełnie nie zależało mu na kontakcie.
Ale może też był w jakimś miejscu, gdzie nie było zasięgu? Mimo naj-
szczerszych starań, by dać sobie z nim spokój, w sercu Jane tliła się
iskierka nadziei. Może przemyślał to wszystko? Może pokonał w sobie
chłód i tę dziwną gorzkość duszy, którą wyczuła szóstym zmysłem?
Może stać go na więcej niż tylko na pomoc finansową?
Jane nie odpisała natychmiast.
Bo skąd miała wiedzieć, czy znowu nie powieje od niego chłodem? Może
powinna zignorować wiadomości, wykasować je? Ale w tym wszystkim
nie
219
chodziło tylko o nią. Przecież dziecko też miało swoje prawa. Dlaczego
miałaby odmawiać mu kontaktu z ojcem?
Myślała o tym cały ranek.
W końcu odpisała Mitchowi pod koniec przerwy na lunch.
Odezwał się budzik. Mitch natychmiast go uciszył i naciągnął kołdrę na
głowę. Chciał spać dalej. Tyle że koledzy na niego czekali. Za godzinę
mieli wyruszyć w trasę.
Wyczołgał się z łóżka. Krótki rzut oka na wyświetlacz telefonu i wiedział
już, że Jane nie odpisała. A w Anglii pewnie już pora lunchu.
No to świetnie.
Nie miał innego wyjścia. Będzie musiał do niej zadzwonić, żeby się
dowiedzieć, jak się czuje.
Ale nie od razu. Teraz potrzebował kawy. Zadzwoni do niej po południu.
Wziął prysznic, ubrał się i poszedł do baru przy motelu. Nawet naleśniki
polane sporą dawką syropu klonowego nie poprawiły mu humoru.
Spakował się, wrzucił swoje rzeczy do vana i jeszcze raz spojrzał na
wyświetlacz.
Nowa wiadomość.
Nie usłyszał nawet sygnału powiadomienia. Jak mógł go przegapić?
Pewnie był wtedy pod prysznicem. Nieważne.
Po chwili przeczytał:
Wszystko okej. Poród w 2 tyg. lutego.
220
Dowiedział się tego, czego chciał. Mógł przestać panikować.
Ale ona przesłała mu załącznik. Fotografię.
Wzrok Mitcha zaszedł mgłą, dłoń zaczęła drżeć. Nigdy wcześniej nie
widział skanu USG. Koledzy pokazywali mu jedynie zdjęcia swoich żon
w ciąży. Uprzejmie się wtedy uśmiechał, gratulował. I zmieniał
ogniskową zrenic, żeby nie widzieć wyraznie tych zdjęć - żeby inni nie
dostrzegli w jego oczach cierpienia.
Tym razem było inaczej.
To było zdjęcie dziecka.
Jego dziecka.
- Wszystko z tobą okej, Mitch? - dopytywał się zaniepokojony Brad.
Nie.
- Tak. Ale kiepsko spałem.
Zmusił się do uśmiechu i zatrzasnął klapkę telefonu, zanim ktokolwiek
mógł zobaczyć, co było na ekranie. Nie chciał wysłuchiwać żadnych
pytań. Bo i tak nie znał na nie odpowiedzi.
W Anglii było wczesne popołudnie. Do Jane mógł zadzwonić dopiero po
swoim lunchu, ale i tak nie miał gwarancji, czy odbierze telefon. Po tym,
jak się zachował, nie mógłby jej za to winić. Zaryzykuje jednak,
zadzwoni do niej jeszcze dziÅ›.
Tyle że podczas lunchu gonili burzę i nie mógł zrobić sobie pauzy. A
potem było za pózno, bo ona pewnie już spała.
221
Zadzwoni do niej następnego dnia.
Nadeszła kolejna, bezsenna noc. Nie wiedział nawet, jak odpowiedzieć na
wiadomość od Jane. Jak było to możliwe, że mógł czegoś tak bardzo
chcieć i nie chcieć jednocześnie?
Dziecko.
Ich dziecko.
Ale jeśli będzie chciał się do niej zbliżyć, jeśli podejmie to ryzyko - to co
się stanie, jeśli ją straci? Co będzie, jeśli okaże się, że jego koszmar stale
powraca? A co się stanie, jeśli za trzy tygodnie dostanie wiadomość, która
znowu roztrzaska to, co starał się zbudować?
Pogrążył się w pracy, by nie musieć o tym wszystkim myśleć. Na
szczęście nie była to praca od dziewiątej do siedemnastej i mógł też
pracować w weekendy.
Pod koniec drugiego dnia miał potężny ból głowy, ale nadal nie
zadzwonił do Jane. Wyzywał się od tchórzy, ale i tak nie zadzwonił.
Bał się.
Kolejna kiepska noc i dzień w pracy. I kolejna.
I wtedy nacisnął niewłaściwy przycisk i zdeleto-wał z laptopa efekt pracy
całego poranka. I nie mógł tej pracy odtworzyć, bo nie zrobił backupu.
Kopanie w oponę pikapu w niczym nie pomogło. Jedynie zabolały go
palce.
- No dobrze - odezwał się Brad, przynosząc pączki i kawę. - Siadaj.
- Co?
222
- Wiem, że nie lubisz gadać. Cholerni Angole, wyniosłe dupki... Ale
widzę, że coś cię dręczy od twojego powrotu z Anglii. Nie jesteś sobą.
Więc albo z kimś o tym pogadasz, albo sam musisz pojechać i wszystko
załatwić.
Mitch upił kawy.
- Dzięki, pyszna.
- I nie staraj się unikać tematu. Przecież nigdy nie kopałeś w opony
pikapu. Więc co się stało?
- Skasowałem wszystkie dane z ranka. Brad wzruszył ramionami.
- To wejdz w backup. Straciłeś najwyżej parę godzin.
- Nie zrobiłem backupu.
- Co? Faktycznie coś się z tobą dzieje. Posłuchaj, jesteś szefem tego
projektu, ale musisz wywalić z siebie to, co cię żre, bo paraliżujesz naszą
pracę. Wczoraj niewłaściwie odczytałeś dane o systemie pogodowym i
spózniliśmy się na tornado. Przedwczoraj zle ustawiłeś przesłonę w
aparacie i wszystkie zdjęcia poszły się rąbać. Dzisiaj skasowałeś dane.
Jutro wpieprzysz nas w serce burzy.
- Nie zrobiłbym czegoś tak głupiego. Wszystko w porządku, Brad... Po
prostu ostatnio niezbyt dobrze sypiam.
- Porozmawiaj z niÄ….
- Z kim? - zapytał Mitch, udając idiotę.
- Z tą kobietą, o której ciągle myślisz. I nie udawaj, że nie ma żadnej
kobiety. Widziałem i przeżyłem niejedno.
223
- To dość skomplikowane.
- Kobiety zawsze sÄ… skomplikowane.
- Zachowuję się jak skończony dureń - po chwili milczenia przyznał
Mitch.
- Wobec niej czy nas?
- Jedno i drugie. I próbuję udawać, że nic się nie dzieje...
- Ta metoda nigdy nie działa. A gdy jeszcze zaczyna wpływać na twoją
pracę, to już koniec...
- Tak. - Nadszedł czas, by przestać uciekać i stanąć twarzą w twarz z
życiem. - Załatwię, żeby ktoś mnie zastąpił na tydzień. A gdy wrócę,
wszystkie problemy będą już rozwiązane. - Miał jednak wrażenie, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]