X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Kobieta oddaje sobie samej i swojej płci niedzwiedzią przysługę,
udając, że jest czymś gorszym i że nie potrafi czegoś zrobić, choć dosko�
nale potrafi - rzekła Polly, rozkładając sobie na kolanach serwetkę. Jej
wzrok, utkwiony we Francesce, mówił jasno, że uważa ją za winną po�
pełnienia co najmniej jednego z wymienionych przed chwilą prze�
stępstw, a może nawet obu.
Francesca ziewnęła.
- Wybaczcie mi. Wczoraj... bardzo pózno się położyłam.
- Ale jak pokonała pani schody? - spytała ponownie Lily.
- Dziewczyny mnie zniosły, a na płaskich odcinkach sama dałam
sobie radę.
- Pozwoli pani, że na przyszłość zaoferuję moje usługi - rzekł Avery.
- Nigdy - odparła Polly. - Kobieta robi się słaba, kiedy zdaje się na
mężczyznę, a jeśli jest coś, czego nie mogę ścierpieć, to właśnie słabość,
ponieważ...
- Och, to świetnie, że pani do nas dołączyła - przerwała jej Lily, zajmu�
jąc ponownie swoje miejsce. Wbiegła kolejna ciężarna dziewczyna - chyba
Merry, o ile Avery dobrze zapamiętał - i również usiadła. - Panie Thorne,
to nasz gość, panna Polly Makepeace. Panna Makepeace jest jedną z człon-
kiń-założycielek Koalicji Kobiet. Niedawno odbyłyśmy tu naszą dorocz�
ną konferencję. Na nieszczęście panna Makepeace w trakcie przemówie�
nia spadła z podium i złamała nogę. Teraz wraca u nas do zdrowia.
- Rozumiem - rzekł Avery. No tak, Lily używa jego domu jako miej�
sca spotkań sufrażystek! Nie podobał mu się ten pomysł. I to bardzo.
Konie to konie, ale działaczki polityczne... Konie można przynajmniej
trzymać na zewnątrz.
- Tamtego pechowego dnia protestowała właśnie przeciw kandydatu�
rze Lily na sekretarkę organizacji. - Francesca sięgnęła po karafkę stojącą
pośrodku stołu. - Odrobinę się rozgorączkowała w swoich enuncjacjach.
Polly oblała się purpurowym rumieńcem. Policzki Lily przybrały
odcień szkarłatu.
53
- Miałam na uwadze wyłącznie dobro organizacji. %7ładnych osobi�
stych koneksji. Panna Bede dobrze o tym wie - powiedziała Polly i zwró�
ciła się do Avery'ego: - Jak się pan miewa? Dużo o panu słyszałam.
Wielki podróżnik, łowca przygód...  Prosto w paszczę śmierci" i tak
dalej. No cóż, powiem panu, sir, że londyńskie kobiety czekają wkrótce
znacznie niebezpieczniejsze przygody...
Drzwi od kuchni otworzyły się. Na twarzy Franceski pojawił się
wyraz ulgi. Weszła pani Kettle, a za nią Kathy z ogromną porcelanową
wazą, z której unosił się smakowity aromat.
Pani Kettle stanęła przed Averym i zdjęła pokrywkę z wazy.
- Soupe a l 'oignon, sir.
- Doskonale - skinął głową Avery.
- Pózniej coquilles Saint-Jacques au saumon, a po nich danie mię�
sne, tendrons de gigot. Na jarzynę mamy d'epinards auxfoies de gras,
a na deser tarte au citron - zakończyła pani Kettle.
- Dziękuję, pani Kettle - powiedział Avery. Zauważył, że starsza
kobieta zdecydowanie odwraca wzrok od Lily.
No, jeśli Lily Bede w ten sposób szasta pieniędzmi przy każdym po�
siłku, wydaje przyjęcia dla nagich i bosych sufrażystek i kolekcjonuje sta�
re konie wyścigowe w charakterze domowych pupilów, to musi być dia�
belnie blisko upadku. Co oznacza, że wszelkie wątpliwości co do tego,
czy uda mu się zostać właścicielem Mill House, może odłożyć ad acta.
Obrócił w palcach srebrną łyżeczkę. Ta myśl nie sprawiła mu jednak
takiej przyjemności, jak oczekiwał.
azajutrz wieczorem Avery udał się do biblioteki, gdzie zamierzał
przejrzeć księgi rachunkowe. Jeśli zdoła je znalezć... Dwie służące dy�
gnęły na jego widok. Ich twarze wydały mu się znajome. Faktycznie
jednak, odkąd przyjechał, widział tylko trzy służące, wszystkie w róż�
nych stadiach zaawansowania ciąży. Skinął głową. Zakryły usta rękami,
tłumiąc chichot. Dziwne zachowanie...
Niewiele miał do czynienia ze służbą płci żeńskiej - czy raczej nie miał
do czynienia w ogóle - niemniej podejrzewał, że w większości domów po�
kojówki nie wybuchają śmiechem, gdy mija je mężczyzna. Spędziwszy całe
swoje dotychczasowe życie wśród mężczyzn, zaludniony wyłącznie przez
54
kobiety światek Mill House odbierał jako najbardziej egzotyczny kraj, jaki
kiedykolwiek zdarzyło mu się zwiedzać. Fascynował go.
Głosy kobiet wypełniały hall od świtu do nocy hałaśliwą muzyką:
trelami, szczebiotem, krakaniem, śmiechem równie lekkim i przelotnym
jak plusk kamyka podskakującego po lustrzanej powierzni stawu, od�
głosami kłótni równie ostrymi jak terkot rozklekotanej bryczki. Albo,
czasami, nuceniem równie melodyjnym jak zew nocnego ptaka, tak jak�
by Lily Bede... o, psiakrew! Znowu Lily!
Ta kobieta wkradała się do jego myśli i dawała o sobie znać w naj�
bardziej nieoczekiwanych momentach. Przypomniał sobie, jak to pewien
szaman rzucił klątwę na swego wroga, używając figurki, będącej jego
wizerunkiem. Zsyłał demony, które mógł widzieć tylko przeklęty. W ten
sposób doprowadził nieszczęśnika do szaleństwa. Chwilami kusiło Ave-
ry'ego, żeby poszukać w pokoju Lily Bede swojej własnej woskowej
figurki... Nie mógł przestać myśleć o tej przeklętej kobiecie.
Do kroćset! Był dżentelmenem, w dodatku umiał się kontrolować.
Bóg świadkiem, że pierwsze dwadzieścia lat swego życia spędził na tre�
nowaniu tej właśnie umiejętności. Nie będzie pragnął Lily Bede, i już.
Skręcił za róg i zwolnił, zastanawiając się po raz kolejny, co się
zmieniło w Mill House od czasu jego dzieciństwa. W pamięci miał
ogromne halle wyłożone boazerią, pokoje niczym pieczary z sufitami
wysokimi jak sklepienia katedr, miliony tajemniczych książek zapełnia�
jących biblioteczne półki... I batalion lokajów czyszczących setki
oszklonych okien.
Rzeczywistość była jednak inna. Każdy pokój miał dwa okna, nie�
wiele ponad trzy metry wysokości, a bibliotekę zalegały tanie powieści
sensacyjne sprzed czterdziestu lat, a nie zaginione dramaty Szekspira,
jak sobie wyobrażał. Mill House był po prostu dużym wiejskim domem
z niewielkimi pretensjami do bycia dworem, a i te niewielkie pretensje
wydawały się teraz Avery'emu zabawne. Witrażowe okno na górze, waza
z Sevres... O ile pamiętał, była tu nawet sala balowa w jednym ze skrzy�
deł drugiego piętra! Obecny Mill House, swobodny, choć bez dawnej
wrzawy, podobał mu się nawet bardziej niż ten, który pamiętał.
-Sir?
Kaczkowatym chodem zbliżyła się do niego rudowłosa dziewczyna
z naręczem pościeli w rękach. Twarz miała czerwoną z wysiłku.
- Tak, Merry? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl
  • Drogi uĹźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.