[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wili się jeszcze, by sprawdzić, czy... - Elena urwała,
rumieniąc się gwałtownie, bo robienie czegoś to jedno,
a rozprawianie o tym samym to już zupeÅ‚nie inna spra­
wa - Czy byłam dziewicą, gdy pojąłeś mnie za żonę.
- Och byłaś, byłaś - rzucił z ciepłym uśmiechem. -
Stałaś się kobietą, ku naszej wspólnej, jak mniemam,
radoÅ›ci. A dla ciekawskich dworaków mamy przeÅ›cie­
radÅ‚o dobitnie Å›wiadczÄ…ce o twym dziewiczym zamąż­
pójÅ›ciu i rzetelnym speÅ‚nieniu obowiÄ…zków żony. Swo­
ją drogą ciekawe, kto wymyślił taki głupi obyczaj? -
PrychnÄ…Å‚ gniewnie.
-' Z pewnoÅ›ciÄ… jakiÅ› dureÅ„ - mruknęła Elena. Publi­
czne oglÄ™dziny zakrwawionego dziewiczÄ… krwiÄ… prze­
ścieradła całkiem jej były nie w smak.
- Masz racjÄ™. - PrzyciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… do siebie. - I niech
sczeznie w piekle. - Uśmiechnął się ciepło. - Najważ-
niejsze, kochana, że wczorajszej nocy wybrzmiała dla
nas słowicza pieśń.
- SÅ‚owicza?
- Tak siÄ™ mówi, gdy chce siÄ™ w subtelny sposób wy­
razić, że mężczyzna i kobieta doznali wspólnej rozko­
szy. Jeżeli sÅ‚yszÄ… pieśń sÅ‚owika przez caÅ‚Ä… noc, to zna­
czy, że przeżyli naprawdÄ™ wyjÄ…tkowe chwile. Czy spo­
dobały ci się te trele, najmilsza?
- Dobrze wiesz, że tak - odparła z wielkim wstydem.
- A co byś powiedziała, gdyby słowik znów dla nas
zaśpiewał?
- Och tak! - krzyknęła entuzjastycznie, nagle wy­
zbyta wszelkiego wstydu.
PrzyciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… do siebie i wszystkie wspaniaÅ‚e piesz­
czoty zaczęły siÄ™ na nowo. Szczęśliwie zdążyli zakoÅ„­
czyć swe igraszki, zanim szambelan uderzył laską
w drzwi i wprowadziÅ‚ do sypialni damy dworu i dwo­
rzan, by zabrali prześcieradła i pokazali wszystkim, że
Elena, uprzednio de Carisendi, obecnie Rinaldi, jako
dziewica weszła do małżeńskiego łoża.
W czasie tego wstydliwego rytuału Marco siedział
oparty o poduszki z wielce zadowolonÄ… minÄ…. Wpraw­
dzie mówił Elenie, że to głupi obyczaj, a jednak teraz
czuÅ‚ dumÄ™. Oto posiadÅ‚ najpiÄ™kniejszÄ… kobietÄ™ na Å›wie­
cie, do tego księżną, o czym wszyscy teraz mogli się
przekonać.
Gdy tak napawał się swym sukcesem, damy dworu
zabrały jego żonę do łaziebnej komnaty, po czym kąpiąc
ją w wonnej wodzie, nieustannie gratulowały, że
w końcu stała się prawdziwą kobietą.
Elena, choć przyzwyczajona, że jej życie toczyło się
na oczach dworu, raz po raz oblewaÅ‚a rumieÅ„cem, pod­
czas gdy jej dworki zachwycały się jej szczęściem. Cóż,
każda kobieta chciałaby mieć za męża tak wspaniałego
mężczyznę.
- Musi sprawiać, ze słowik śpiewa pięknie dniami
i nocami - szepnęła do Eleny jedna z nich - Wszystkie
zazdroÅ›cimy ci, pani, tym bardziej że wiele z nas pró­
bowało go skusić na swe wdzięki, ale był wpatrzony
tylko w ciebie.
Elena nigdy tego nie spostrzegła, co świadczyło o jej
ignorancji w sprawach uwodzenia i miłosnej sztuki.
Ale szybko się uczyła, tak przynajmniej zapewnił ją
Marco po ich porannym zÅ‚Ä…czeniu. JedynÄ… Å‚yżkÄ… dzieg­
ciu w beczce miodu byÅ‚a Å›wiadomość, że czeka jÄ… ko­
lejny dzień publicznych parad i ucztowania, na dodatek
W obecności hrabiego Giovanniego. Przechodził ją
dreszcz obrzydzenia na myÅ›l, że kiedy siÄ™ znów spotka­
ją, zacznie wlepiać w nią wzrok.
Zresztą nie on jedyny będzie przyglądać się księżnej
Elenie, zastanawiajÄ…c siÄ™, czy zaznaÅ‚a rozkoszy w maÅ‚­
żeńskim łożu, ale tylko jego spojrzenie było dla niej
prawdziwie wstrętne.
Po kąpieli, inaczej niż podczas ceremonii zaślubin,
włożyła swą najwspanialszą suknię uszytą z ciężkiego
brokatu, bogato wysadzaną klejnotami. Dwórki ułożyły
jej włosy w wykwintną fryzurę, a stopy wsunęła
w przepiÄ™kne pantofle. Potem zaprowadzono jÄ… z po­
wrotem do sypialni, gdzie czekał na nią Marco. Nie brał
kąpieli, tylko zgodnie z żołnierskim zwyczajem Paolo
wylaÅ‚ na niego parÄ™ wiader lodowatej wody w sÄ…sied­
niej alkowie wykładanej terakotowymi płytkami.
Prawdę mówiąc, Marco zdawał się jeszcze wystaw-
niej ubrany od Eleny. Krawcy uwijali się dzień i noc,
by przygotować mu odpowiednie szaty. Tego dnia miał
strój w barwach swych oddziałów, czyli lisiej rudości
i złota, i cały czas burczał pod nosem:
- Jeszcze nigdy nie miałem na sobie czegoś tak
okropnie niewygodnego.
- Za to wyglÄ…dasz wspaniale, mój mężu! - wy­
krzyknęła Elena, gdy Paolo naciągnął na niego tunikę.
Miała ona specjalny krój, dzięki czemu nie wymagała
sznurowania, Marco zapowiedział bowiem, że nie chce
czuć się niczym osesek w powijakach.
- Miło mi to słyszeć - mruknął rozdrażniony. - Ale
w tym ubraniu nie można wykonywać żadnej sensow­
nej pracy.
Elena nie zdążyÅ‚a odpowiedzieć, bo uprzedziÅ‚ ja Pao­
lo. Odsunął się o krok, oparł ręce na chudych biodrach
i huknął na całe gardło:
- Bo i taka jego rola, chłopcze. Zostało zrobione po
to, by ludzie ciÄ™ w nim podziwiali, i takie jest twoje za­
danie na dziś, więc przestań wreszcie trzepać językiem
po próżnicy.
Elenę szczerze bawiło, gdy Paolo zwracał się do
wielkiego, potężnego Marca per  chłopcze", jakby był
dwunastoletnim wyrostkiem, a nie najwaleczniejszym
kondotierem w Italii. Ciekawe, kiedy zetknÄ…Å‚ ich los?
MusiaÅ‚o to być bardzo dawno temu, Paolo bowiem za­
chowywał się jak zatroskany rodzic, który co rusz musi
poskramiać swe ukochane, lecz krnÄ…brne dziecko. Jed­
nak najbardziej zdumiewające było to, że Marco, choć
nieraz gderał pod nosem, nigdy nie napominał hardego
sierżanta za niestosowną poufałość.
Wreszcie kiedyś nie wytrzymała.
- Messer Marcu, dziwi mnie, że na tak wiele pozwa­
lasz Panizziemu.
- ZawdziÄ™czam mu wszystko, pani - odrzekÅ‚ wów­
czas z powagÄ…, a zarazem dziwnie ciepÅ‚o. - Wraz z ży­
ciem.
Nic więcej jednak nie zdradził.
Tego ranka zachowanie sierżanta byÅ‚o jeszcze zabaw­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl