[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pchnęła Promienia niedbale w plecy. Chłopak chwiał się przez sekundę na
skraju piekielnego dołu. Jego ręce rozpaczliwie drapały powietrze, aż jedna trafiła
na skraj zielonej sukni i wczepiła się w nią z całej mocy. Bogini z obojętnością
malującą się na pięknej twarzy próbowała pozbyć się ciężaru. Takim ruchem, jak-
by strzepywała pająka.
Bez grymasów, proszę powiedziała tonem matki strofującej dziecko,
które nie chce jeść owsianki.
Przerażenie sparaliżowało Promienia niemal całkowicie. Wszystkie siły wkła-
dał tylko w to, by nie wypuścić zbawczej fałdy. A tymczasem olbrzymka z ła-
twością odginała mu palce, jakby były zdzbłami trawy. Zacisnął powieki, marząc
o przebudzeniu. Nie był w stanie wydać głosu ze ściśniętego gardła. Tylko w głębi
ducha wył jak zwierzę: Nie chcę! Nie chcę! Nie tam! Tylko nie tam! Maamoo!
Maaaamooo! .
Tkanina wyśliznęła mu się spomiędzy palców, runął w dół. . .
. . . i spadł na coś twardego i sypkiego. Znów słyszał szum oceanu. Zerknął
przez szparę lekko uchylonych powiek. Leżał na piasku, zwinięty w ciasny kłębek
na kształt płodu, nie mógł przestać dygotać. Czyjaś ręka zaczęła delikatnie głaskać
jego kark i plecy i nie przestawała, póki nie uspokoił się na tyle, że zdołał zmienić
pozycjÄ™.
Wtedy okazało się, że owa pieszczotliwa dłoń należała do NIEJ. Tym razem
jednak władczyni zaświatów miała normalne rozmiary, a jej oczy zmieniły barwę
na zielonÄ… pod kolor sukni.
Czemu. . . ? jęknął Promień.
Czemu miałeś tam trafić, czy czemu cię wyciągnęłam? Jej szma-
ragdowe oczy zwęziły się kpiąco.
Oba.
Odświeżę ci zatem pamięć, Zwycięski Promieniu Zwitu. Kiedy rozma-
wialiśmy ostatnim razem, byłeś aroganckim bydlakiem. Uważałeś się, słusznie
zresztą, za najpotężniejszego maga na ziemi. Tyle tylko, że nie miałeś władzy nad
własną śmiercią. Trafiłeś do Oka Zwiata i ośmieliłeś się zrobić mi propozycję.
201
Miałam dać ci drugie życie, a ty chełpiłeś się, że zostaniesz władcą świata i takie
tam różne bzdury.
Promień słuchał z oczami w słup, nie wierząc własnym uszom.
To niemożliwe. . . stęknął.
Bogini klasnęła w ręce i roześmiała się serdecznie.
Niestety, możliwe! zawołała radośnie. To było cudowne! Dawno
się tak nie bawiłam. Mały, malutki magik. . . a tak zadufany, jakby był bogiem
samym! A przecież wszystko, nawet magię, dostałeś ode mnie. Och, śmiałam się,
aż gwiazdy zmieniały swe drogi! Zupełnie ci do głowy wtedy nie przyszło, że
zapomnisz o wszystkim, gdy tylko twoja dusza zagniezdzi siÄ™ w nowym ciele. Co
prawda Los próbował pchać cię trochę w stronę celu, ale kręciłeś się w kółko,
jak żuk po kartce papieru. No i okroiłam ci nieco talent roześmiała się znów
złośliwie.
Kim byłem przedtem? spytał Promień. Stworzycielem?
Zgadłeś. Baaardzo silnym Stworzycielem.
A czemu. . . ?
Dostarczyłeś mi rozrywki odpowiedziała, znów uprzedzając jego pyta-
nie. Jej twarz złagodniała, nabierając wyrazu macierzyńskiej czułości. Trochę
jednak się zmieniłeś. Lubisz koty. Stać cię teraz na bezinteresowność. Czasami.
Nawet na współczucie, choć to rzadko ci się zdarza. A poza tym. . . wzywałeś
mnie. Krzyczałeś mamo . A przecież to ja jestem Matką Zwiata. Matką wszyst-
kiego, więc i twoją.
Jeśli to wszystko prawda. . . powiedział Promień uroczyście . . . to
w poprzednim wcieleniu byłem koszmarnym półgłówkiem. Władza nad światem,
też coś. Na co komu władza nad całym światem? Idiotyczne.
A więc już nie chcesz władzy nad światem?
Wolałbym władzę nad własnym rozumem, bo chyba właśnie go tracę.
Cóż, trochę jednak ci ułatwiłam początki. Arystokratyczny ród, niemały
talent, byłeś bogaty. . .
Promień wzruszył ramionami.
Pieniądze? I co z tego? Miałem za to koszmarnych rodziców. To też było
z góry ustalone?
Oczywiście. Bogini roześmiała się złośliwie. Taki mały żarcik.
A ja nie uważam tego za zabawne! Dlaczego mi to zrobiłaś? Ten zimny
sukinsyn znęcał się nade mną!
Lubię subtelne figle. To było o tyle śmieszne, że w poprzednim życiu zdą-
żyłeś spłodzić dziecko. Ono miało własne dzieci i tak dalej, aż do twojego ojca,
który zresztą pod względem charakteru wydaje się doskonałym odbiciem dawne-
go ciebie. W pewnym sensie jesteś swoim własnym praprawnukiem. I czy to nie
zabawne?
202
Cha, cha, cha. . . powiedział Promień ponuro. Czy teraz zostanę tutaj?
spytał, tocząc spojrzeniem po plaży.
Bogini wstała. Znów wydawała się bardzo wysoka i onieśmielająca.
Mam co do ciebie inne plany. Wrócisz i to nawet w stare ciało. Zbyt wiele
z tobą zabawy, by tak od razu wrzucać cię do kotła. Przydasz się jeszcze.
Promień mimowolnie zrobił minę kopniętego psa.
I jeszcze coś. Podejdziesz do Stalowego, spojrzysz mu w oczy i powiesz, że
jestem z niego bardzo niezadowolona. I że ukarzę go znacznie surowiej, jeśli nie
przestanie produkować swoich łakoci. Robię cuda, ale to nie znaczy, że je lubię.
Cuda wprowadzajÄ… niepotrzebne zamieszanie. A teraz wracaj.
Promienia ogarnęła słabość. Wszystko dokoła zamazywało się, plażę i ocean
zalewała ciemność. Wracał.
* * *
Wstał blady, zimny świt jak to w górach jesienią. Z ust ludzi unosiły się ob-
łoczki pary. Wiatr Na Szczycie zwiesił bezsilnie ręce. Straszliwa lodowata zgroza
nie opuszczała go od chwili, gdy przerażony Wilk imieniem Wyżynny przyniósł
na rękach Myszkę. Chłopiec nie oddychał, był bledziutki i miał sine usta. Zaczy-
nał sztywnieć, co oznaczało, że śmierć dosięgła go już kilka godzin temu. Wiatr
oglądał szczupłe ciało małego Wędrowca, szukając śladów przemocy. Nie znalazł
niczego. %7ładnych ran, żadnych otarć skóry ani sińców na szyi, świadczących o du-
szeniu. Wyglądało na to, że Myszka zasnął i już się nie obudził. W mgnieniu oka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]