[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pietruszką i żelazkami obok nagrań zespołów młodzieżowych.
Próba rehabilitacji
Jak widać z zaprezentowanego tu poglądu, wiara chrześcijańska i cała cywilizacja oparta na tej religii okazały
się w sumie poważnym wybitnie nieżyczliwym człowiekowi wynaturzeniem. Kościół, jako instytucja
reprezentująca ideologie chrystianizmu, wsławił się nade wszystko olbrzymia hipokryzją, która pozwala głosić
jedno, a czynić drugie. W imię tej religii dopuszczano się niebywałych zbrodni i okrucieństw wobec ludzi, a
papież wspierał niejednokrotnie największych zbrodniarzy, jeśli tylko zapewniali mu władzę i swobodę
działania. W tej sytuacji można zadać pytanie: czy chrystianizacja niosła ze sobą tylko zło? Czy cały Kościół jest
wyłącznie dziełem Antychrysta lub Szatana, jak niegdyś głosili to protestanci w odniesieniu do katolicyzmu?
Nie byłoby to prawdą, bo zarówno Kościół, jak i chrześcijaństwo, podobnie jak wiele innych instytucji i
organizacji społecznych, mają także swoje dobre strony.
Przede wszystkim należy pamiętać, że dokonane przez chrześcijaństwo skuteczne ujednolicenie kultury na
dużym obszarze globu stwarzało warunki do współpracy wielu ludzi. Kościół wyposażył tych ludzi w
identyczny, albo niemal identyczny, system wartości. Nie ma przy tym znaczenia, że były to wartości zaledwie
deklarowane a, niestety, rzadko realizowane. Chodzi o płaszczyznę porozumienia, wspólny język pojęć, który
pozwala łatwo komunikować się ze sobą. A wszelki postęp, czyli inaczej rozwój, wymaga współpracy choćby
minimalnej grupy ludzi. Postęp nigdy nie dokonuje się w wymiarze jednego człowieka. Co więcej:
zaobserwowano, że bardzo małe wspólnoty czy społeczeństwa niemal nie rozwijają się, ponieważ nie istnieje w
nich możliwość wymiany idei. Jest zbyt mała liczba ludzi, a zatem zbyt mała różnorodność zachowań i
poglądów. Z tego punktu widzenia chrystianizacja zresztą wbrew intencjom kleru, stwarza warunki dla
łatwiejszej komunikacji i, pośrednio, dla przyszłego rozwoju.
Oczywiście skrajnie anty postępowa, konserwatywna ideologia Kościoła górowała nad ewentualnymi
korzyściami płynącymi z ujednolicenia kultury. Jednak po upadku średniowiecznego obskurantyzmu, idee
renesansu, a potem i następnych prądów intelektualnych, stosunkowo szybko ogarnęły ekumenę chrześcijańską,
korzystając właśnie z owego ujednoliconego systemu pojęć. Pośrednim dowodem słuszności takiego
rozumowania jest brak humanizmu i renesansu w kulturach zdominowanych przez inne wyznania.
Ale istnieje też przynajmniej jeszcze jeden punkt widzenia: narzucanie jednolitej, uśrednionej kultury zubaża
ludzka cywilizację pozbawiając ją wielu idei i pojęć kultur lokalnych, prowincjonalnych . Zachodzi tu
wyraznie podobieństwo do monokultur rolniczych ogarniających kontynenty, a w końcu cały glob. Nieliczne,
uznane za najlepsze, rośliny uprawne wypierają lokalne odmiany. Specjaliści dostrzegają tu niebezpieczeństwo
zmniejszenia różnorodności genetycznej i, co za tym idzie, ograniczenie plastyczności w odniesieniu do
wymogów środowiska. Niestety, wydaje się, że jest to nieunikniona cecha postępu. Opłacalność produkcji
wymusza masowość, a ta jest możliwa tylko przy standaryzacji. Likwiduje się, więc nadmierna różnorodność.
Analogiczne procesy zachodzą w sferze duchowej: standaryzacja poglądów i pojęć, uniformizacja zasad
rządzących życiem społecznym i globalne widzenie problemów ludzkości służą ich skuteczniejszemu i bardziej
długofalowemu rozwiązywaniu. Ceną za tę skuteczność jest obniżenie różnorodności. W tym kontekście
działalność misyjna wszelkich religii, nie tylko chrześcijańskich, wydaje się być pierwszym krokiem do
zjednoczenia ludzkości. A to chyba powinno być oceniane jako zjawisko pozytywne, mimo intencji misjonarzy
niemyślących może tyle o zjednoczeniu ludzkości dla dobra ludzi, co o zjednoczeniu jej w Kościele.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]