[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się w pełni uzasadnione.
Być może w pierwszej chwili chce zniszczyć cały list, lecz szybko znajduje
lepszy sposób. Usuwając jedną stronę, zmienia jego treść w oskarżenie
Ronalda Marsha, który ma bardzo silny motyw do popełnienia zbrodni.
Nawet jeśli Ronald przedstawi alibi, tekst będzie przemawiał przeciwko
jakiemuś mężczyznie. Odrywa zatem jedną kartkę, wkłada list z powrotem do
koperty, a kopertę do torebki.
Następnie, ponieważ nadszedł już czas, wyrusza w stronę Savoyu. Kiedy
widzi mijający ją samochód z Jane Wilkinson (pozornie) w środku,
przyśpiesza kroku, wchodzi równocześnie z Carlottą i idzie prosto na górę.
Jej czarne ubranie nie rzuca się w oczy i jest mało prawdopodobne, by ktoś
ją zapamiętał.
Na piętrze wchodzi do pokoju, do którego chwilę wcześniej dotarła Carlotta
Adams. Jeszcze przed wyjściem powiedziała pokojówce, żeby na nią nie
czekała, tylko udała się spać. Jane i Carlotta ponownie wymieniają ubrania,
a potem, jak zgaduję, lady Edgware proponuje drinka, by uczcić sukces. W
szklance jest weronal. Gratuluje swojej ofierze, obiecuje, że następnego dnia
prześle czek. Panna Adams wraca do domu. Jest bardzo śpiąca, próbuje
zadzwonić do przyjaciela, prawdopodobnie pana Martina lub kapitana
Marsha, gdyż obaj mieszkają w okolicach Victorii, lecz rezygnuje. Idzie
spać& i nigdy się już nie obudzi. Druga zbrodnia powiodła się. Teraz trzecia.
Trwa przyjęcie. Sir Montagu Corner nawiązuje do rozmowy, jaką prowadził z
lady Edgware w noc morderstwa. To proste. Jednak przeznaczenie dopada ją
pózniej. Ktoś wspomina o sądzie Parysa, a ona przyjmuje, że chodzi o Paryż
centrum mody i rozrywki.
Naprzeciwko siedzi młody człowiek, który uczestniczył w obiadowym
przyjęciu młody człowiek, który słyszał wtedy, jak lady Edgware rozprawia
o Homerze i cywilizacji greckiej. Carlotta Adams była wykształconą i
oczytaną kobietą. Nie potrafi zrozumieć nagłej ignorancji Jane Wilkinson.
Wpatruje się w nią. I nagle dostrzega wyjaśnienie: to nie ta sama kobieta.
Jest zupełnie wytrącony z równowagi. Niepewny. Potrzebuje rady. Przychodzi
mu do głowy, żeby przyjść do mnie, i zwraca się w tej sprawie do Hastingsa.
Lecz słyszy to lady Edgware. Jest dość szybka i przebiegła, by uświadomić
sobie, że w jakiś sposób się zdradziła. Słyszy, jak Hastings mówi, że nie
wrócę przed piątą. Za dwadzieścia piąta idzie do mieszkania Rossa. On
otwiera drzwi, jest zaskoczony, ale nie przychodzi mu na myśl, by się bać.
Silny, sprawny młodzieniec nie musi się bać kobiet. Idzie z nią do jadalni.
Ona wymyśla jakąś bajeczkę. Może pada na kolana i obejmuje go za szyję, a
potem, błyskawicznie i pewnie zadaje cios& jak poprzednio. Może wyrwał mu
się zduszony okrzyk, lecz nic ponad to. On także zostaje uciszony.
Zapadło milczenie. Po chwili przerwał je Japp.
To znaczy, że wszystko zrobiła& ona? spytał ochrypłym głosem.
Poirot skinął głową.
Ale dlaczego? Przecież zgodził się na rozwód?
Ponieważ książę Merton jest filarem kościoła katolickiego. Ponieważ nie
odważyłby się poślubić kobiety, której mąż żyje. To młody człowiek o
fanatycznych przekonaniach. Jako wdowa może być pewna, że za niego
wyjdzie. Niewątpliwie próbowała zasugerować rozwód, lecz on nie chwycił
przynęty.
Dlaczego więc posłała pana do lorda Edgware a?
Ah, parbleu! Poirot, dotąd bardzo poprawny i angielski, powrócił
raptem do swego prawdziwego ja . By zamącić mi w głowie! By zmusić
mnie do poświadczenia, iż nie miała żadnego motywu! Tak jest, ośmieliła się
zrobić swojego totumfackiego ze mnie, Herkulesa Poirot! Ma foi, i udało się
jej! Co za dziwny umysł, dziecinny i jednocześnie przebiegły. Ma talent
aktorski! Jak świetnie odegrała zdziwienie, kiedy powiedziałem jej o liście od
męża. Zaklinała się, że nigdy go nie otrzymała. Czy odczuła najmniejszy
wyrzut sumienia z powodu którejś z trzech zbrodni? Mogę przysiąc, że nie.
Mówiłem panu, co to za kobieta odezwał się Bryan Martin.
Mówiłem. Wiedziałem, że zamierza go zabić, czułem to. I bałem się, że uda
się jej uciec. Jest sprytna, diabelsko sprytna, jak trafia się czasem
półidiotom. Chciałem, żeby cierpiała. Chciałem tego. Chciałem, by zawisła na
szubienicy.
Jego twarz była purpurowa, a głos niski.
Uspokój się, uspokój powtarzała Jenny Driver.
Mówiła takim tonem, jakim nianie w parku zwracają się do małych dzieci,
co często sam słyszałem.
A złote puzderko z inicjałem D. i Paryż, listopad na wewnętrznej
stronie wieczka? spytał Japp.
Zamówiła je listownie i po odbiór wysłała Ellis, swoją pokojówkę.
Oczywiście Ellis tylko zgłosiła się po paczuszkę i zapłaciła za nią. Nie miała
pojęcia, co jest w środku. Lady Edgware pożyczyła też okulary Ellis, by
pomóc Carlotcie odegrać panią van Dusen. Zapomniała i zostawiła je w
torebce Carlotty. To jej jedyny błąd.
To wszystko uświadomiłem sobie, stojąc na środku drogi. To, co
powiedział mi kierowca autobusu, nie było uprzejme, ale warto było się na to
narazić. Ellis! Binokle Ellis. Ellis odbierająca pudełko w Paryżu. Ellis, a więc
Jane Wilkinson. Bardzo możliwe, że pożyczyła od Ellis coś jeszcze prócz
okularów&
Co?
Nóż&
Zadrżałem.
Przez chwilę panowała cisza.
Potem Japp powiedział z dziwnym spokojem:
Panie Poirot, czy to prawda?
Prawda, mon ami.
Zaraz rzucił z irytacją Bryan Martin a co ze mną? Po co mnie pan
tu sprowadził? Dlaczego przeraził mnie pan niemal na śmierć?
Poirot spojrzał na niego chłodno.
%7łeby ukarać pana, monsieur, za impertynencję! Jak śmiał pan
próbować stroić sobie żarty z Herkulesa Poirota?
Jenny Driver wybuchnęła śmiechem. Zmiała się i śmiała. Nie mogła
przestać.
Należało ci się, Bryan wykrztusiła wreszcie. A do Poirota powiedziała:
Cieszę się ogromnie, że to nie Ronnie Marsh. Zawsze go lubiłam. I cieszę
się, i to bardzo, że śmierć Carlotty nie ujdzie mordercy bezkarnie! A jeśli
chodzi o Bryana, coś panu powiem, panie Poirot. Zamierzam wyjść za niego
za mąż. A jeśli myśli, że będzie mógł rozwodzić się i żenić co dwa lub trzy
lata, jak to jest w modzie w Hollywood, cóż& nigdy nie popełnił większego
błędu. Ożeni się ze mną i przy mnie zostanie.
Poirot popatrzył na nią, na jej stanowczy podbródek i płomienne włosy.
Całkiem możliwe, mademoiselle powiedział że tak będzie.
Mówiłem, że ma pani dość siły, by zrobić wszystko. Nawet wyjść za
gwiazdora.
XXXI
DOKUMENT ZBRODNI
Parę dni pózniej nagle wezwano mnie do Argentyny. Tak się więc złożyło,
że nigdy już nie zobaczyłem Jane Wilkinson i jedynie czytałem w prasie o jej
procesie i wyroku skazującym. Nieoczekiwanie przynajmniej dla mnie
poddała się, kiedy stanęła w obliczu prawdy. Póki mogła być dumna ze
swojego sprytu i grać swą rolę, nie popełniała błędów, lecz gdy raz opuściła
ją pewność siebie, gdyż ktoś ją rozszyfrował, stała się jak dziecko, niezdolna
do dalszego oszustwa. Zupełnie się załamała w krzyżowym ogniu pytań.
Jak mówiłem wcześniej, przyjęcie było ostatnią chwilą, kiedy widziałem
Jane Wilkinson. Lecz kiedy myślę o niej, zawsze widzę tę samą scenę: pokój
w Savoyu i Jane z wyrazem powagi na twarzy, zaabsorbowana
przymierzaniem drogich czarnych sukien. Jestem przekonany, że nie była to
gra. Zachowywała się naturalnie. Plan się powiódł i nie trapiły jej żadne
wątpliwości czy niepokój. Nie sądzę również, by kiedykolwiek odczuła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]