[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z nowych ubrań. Unosząc się metr nad podłogą, ciągle unosiła je do twarzy i wąchała, po
czym uśmiechała się do Meredith, chociaż gdy Bonnie wzięła do ręki jedną z koszulek, nie
mogła wyczuć niczego poza płynem do płukania.
- Przepraszam. - Sterano bezradnie rozłożył ręce, gdy Elena zaczęła kichać, obejmując
błękitną, bluzkę jak małe kocię. Meredith zapewniła .go, że miło jest, zostać docenionym w
ten sposób. Sama była jednak nieco zakłopotana.
- Elena potrafi rozpoznać, skąd ubrania pochodzą - wyjaśnił Stefano. - Nie włoży
niczego, co uszyto w sweat - shopie.
- Kupuję tylko w sklepach, o których wiem, że nie sprzedają takich rzeczy - zapewniła
Meredith. - Bonnie i ja musimy coś ci powiedzieć - dodała. Kiedy Meredith opowiadała o
tym, co stało się w nocy, Bonnie zabrała Elenę do łazienki i pomogła jej przebrać się w
szorty, które leżały na niej jak ulał, i błękitną bluzkę, która była tylko trochę za długa.
Kolor bluzki podkreślał lekko potargane, ale wciąż piękne blond włosy Eleny. Kiedy
jednak Bonnie próbowała nakłonić ją do spojrzenia w lusterko, Elena wydawała się skon-
sternowana, jakby nie rozumiała, co to jest i do czego służy. Bonnie trzymała lustro przed
Eleną, a ona to spoglądała w nie, to chowała się za plecami Bonnie zafascynowana tym, że
osoba w lustrze pojawia się w tym samym momencie. Bonnie odłożyła w końcu lusterko i
zajęła się jej włosami, z którymi Stefan o wyraznie sobie nie radził. Kiedy wreszcie były już
rozczesane, z dumą wprowadziła Elenę do pokoju.
I natychmiast pożałowała. Meredith, Mart i Stefano byli pogrążeni w ponurej
rozmowie. Bonnie z wahaniem puściła rękę Eleny, która natychmiast pofrunęła tu kolana
Stefano, i sama dołączyła do przyjaciół.
- Oczywiście, że rozumiemy - tłumaczyła Meredith. - Nawet zanim Caroline urządziła
przedstawienie, nie było innego wyboru. Ale&
- Jakiego wyboru? - zapytała Bonnie, siadając na łóżku obok Stefano. - O czym
rozmawiacie?
Zapadła cisza. Meredith objęła Bonnie i powiedziała:.
- Rozmawiamy o tym, że Stefano i Elena muszą opuścić Fell's Church. Muszą odejść
daleko stÄ…d.
Bonnie zatkało. Kiedy odzyskała mowę, potrafiła wykrztusić tylko głupie pytanie.
- Odejść? Dlaczego?
- Widziałaś, dlaczego. Widziałaś, co tu wczoraj zaszło - wyjaśniła Meredith. W jej
czarnych oczach malował się ból. Ale w tej chwili Bonnie nie mogła przejąć się niczyim
cierpieniem poza własnym.
Nadciągało jak lawina rozgrzanego do czerwoności śniegu. Lodu, który parzył. Udało
jej się opanować na tyle, żeby powiedzieć:
- Caroline nic nie zrobi. Podpisała przysięgę. Wie, że złamanie jej, zwłaszcza że sami -
wiecie - kto ją podpisał...
Meredith musiała powiedzieć Stefano o kruku, ponieważ tylko westchnął i pokręcił
głową, delikatnie odsuwając Elenę, która próbowała zajrzeć mu w oczy. Najwidoczniej
wyczuwała, że jej przyjaciele są zmartwieni, ale z pewnością nie rozumiała dlaczego.
- Mój brat jest ostatnią osobą, która powinna się zbliżać do Caroline. - Stefano z
irytacją odsunął włosy z czoła, jakby właśnie przypomniał sobie, jak bardzo są do siebie
podobni. - Nie sądzę też, żeby Caroline przejęła się grozbą Meredith. Ona jest we władaniu
ciemności.
Bonnie się trzęsła. Nie podobały jej się skojarzenia ze słowem ciemność.
- Ale... - zaczął Mart. Bonnie pomyślała, że Matt jest się tak samo oszołomiony jak
ona.
- Posłuchajcie - przerwał mu Stefano - jest jeszcze jeden powód, z jakiego musimy
stąd wyjechać.
- Jaki? - Matt był zaniepokojony. Bonnie nie mogła wydusić słowa. W jej głowie kryły
się jakieś myśli na ten temat, ale odsuwała je.
- Bonnie chyba już rozumie. - Stefano spojrzał w jej stronę. Odpowiedziała
spojrzeniem oczu wilgotnych od Å‚ez.
- Pod Fell's Church - ciągnął Stefano - krzyżują się linie mocy. Nie wiem, czy ktoś
celowo założył miasto w tym miejscu. Czy Smallwoodowie mieli z tym coś wspólnego?
Bonnie, Meredith ani Matt nie wiedzieli. W dzienniku Honorii Fell nie było żadnej
wzmianki o tym, aby rodzina wilkołaków miała coś do powiedzenia przy zakładaniu miasta.
- Cóż, jeżeli to był przypadek, to nieszczęśliwy. Pod miastem, właściwie pod
cmentarzem miejskim, krzyżuje się wiele linii mocy. Tb dlatego ściągają tu wszelkie istoty,
złe i... nie tak bardzo złe. - Wyglądał na zakłopotanego. Bonnie zrozumiała, że mówi o sobie.
- Tb mnie tu przyciągnęło. Podobnie jak inne wampiry, jak zresztą wiecie. Za każdym razem,
gdy pojawia się tu ktoś mający moc, miasto przyciąga z większą siłą. Kolejne istoty ściągają
tu jeszcze chętniej. Tb błędne koło.
- W końcu dowiedzą się o Elenie - powiedziała Meredith. - Pamiętajcie, to ludzie jak
Stefano i Bonnie, ale pozbawieni zasad, Kiedy zobaczÄ… ElenÄ™...
Bonnie niemal wybuchnęła płaczem na myśl o tym. Wydawało jej się, że widzi
chmurę białych piór opadających powoli na ziemię.
- Ale... Elena nie była taka zaraz po powrocie - wtrącił Matt, - Mówiła. Myślała
logicznie, zachowywała się racjonalnie. Nie fruwała.
- Mówi czy nie mówi, fruwa: czy chodzi, ona ma moc - przypomniał Stefano. -
Wystarczająco dużo mocy, żeby doprowadzić zwykłe wampiry do szaleństwa, do tego, by
skrzywdziły ją, aby zdobyć tę moc. A Elena nie zabija ani nie rani. A w każdym razie nie
mogę sobie wyobrazić, żeby to robiła. Mam nadzieję, że uda mi się zabrać ją w miejsce, w
którym będzie... bezpieczna.
- Nie możesz jej zabrać - wykrztusiła Bonnie. Słyszała, że jej głos się łamie, ale nic
nie mogła na to poradzić. - Meredith ci nie powiedziała? Elena się przebudzi, a Meredith i ja
musimy przy niej być.
Bo nie będziemy przy niej pózniej. Nagle zakończenie proroctwa stało się jasne. Nie
było to takie złe jak nie być w ogóle nigdzie, ale wystarczająco złe.
- Nie zamierzałem jej stąd zabierać, dopóki nie będzie przynajmniej chodzić - wyjaśnił
Stefano, obejmując załamaną Bonnie. - . To było jak siostrzany uścisk Meredith, ale
silniejszy. - I nawet nie wiesz, jak się cieszę, że ona się przebudzi. I że będziecie przy niej.
- Ale... Ale te wszystkie potwory i tak przyjdą do Fell's Church? - pomyślała Bonnie. I
nie będzie cię, żeby nas chronić?
Uniosła wzrok i zobaczyła, że Meredith myśli o tym samym.
- Moim zdaniem - powiedziała Meredith - Stefano i Elena dostatecznie wiele przeszli,
żeby ratować nasze miasto.
Cóż. Z tym nie można było polemizować. Ze Stefano również nie. Podjął już decyzję.
Rozmawiali jeszcze długo, rozpatrując różne możliwości i scenariusze, próbując
zrozumieć proroctwo Bonnie. Niczego nie postanowili, ale przynajmniej mieli kilka
alternatywnych planów. Bonnie nalegała, by wymyślili jakiś sposób na szybkie
komunikowanie się ze Stefano. Miała już zażądać trochę jego krwi i kosmyka włosów, żeby
móc odprawić rytuał przyzwania, ale przypomniał jej, że mają telefony komórkowe.
W końcu trzeba było się rozstać. Byli głodni, a Bonnie domyślała się, że Stefano też
czuje głód. Był bardzo blady.
Kiedy żegnali się na schodach, Bonnie musiała powtarzać sobie, że Stefano obiecał, że
Elena będzie z nią i Meredith, żeby im pomóc. Nie zabrałby jej, nie mówiąc im o tym.
To nie było ostateczne pożegnanie.
Więc dlaczego miała takie wrażenie?
ROZDZIAA 9
Matt, Meredith i Bonnie odjechali. Zanim wyszła, Bonnie przebrała Elenę w jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl