[ Pobierz całość w formacie PDF ]

były zamglone  oczy introwertyka, człowieka, który nieczęsto wyziera na świat, ale w
nieskończoność wędruje po krainie swej duszy.
Tak, to szaleństwo, pomyślał Bond, wstrząśnięty tym, co przed chwilą zobaczył.
Może szok po wybuchu albo schizofrenia. Biedny facet& i to z takim fantastycznym
ciałem. Któregoś dnia na pewno pęknie. Zawładnie nim szaleństwo. Lepiej powiadomić o
tym Kadry. Sprawdzić jego kartę zdrowia. A skoro o tym mowa, jak brzmi jego
nazwisko?
 Cieszę się, że z nami jesteś. Chyba się nie przepracujesz. Zaczęliśmy z trzema
Czerwonymi na karku, aleśmy się ich pozbyli. Jednak w pociągu mogą być inni albo też
wsiądą następni. A ja muszę odstawić tę dziewczynę do Londynu bez żadnych
poślizgów. Po prostu miej wszystko na oku. Dziś w nocy lepiej trzymajmy się razem i
czuwajmy na zmianę. To ostatnia noc i nie chcę podejmować żadnego ryzyka. Nawiasem
mówiąc, nazywam się James Bond. Podróżuję jako David Somerset. A tam jest pani
Caroline Somerset.
Mężczyzna zanurzył dłoń w wewnętrznej kieszeni marynarki i wyjął wysłużony
portfel, który zdawał się zawierać mnóstwo pieniędzy. Odłowił wizytówkę i wręczył ją
Bondowi. Informowała: Kapitan Norman Nash, a w lewym dolnym rogu 
Automobilklub Królewski.
Wkładając wizytówkę do kieszeni, Bond przeciągnął po niej palcem. Była
wytłaczana.
 Dzięki  powiedział.  Cóż, Nash, chodzmy. Przedstawię cię pani Somerset.
Nie ma powodu, dla którego nie moglibyśmy podróżować wspólnie. W większym czy
mniejszym stopniu.  Uśmiechnął się przyjaznie.
Znów ta natychmiast wygaszona czerwona poświata. Wargi pod krótkim złotym
wąsem lekko się wykrzywiły.
 Z rozkoszÄ…, staruszku.
Bond odwrócił się ku drzwiom, delikatnie zapukał i wymówił swoje nazwisko.
Kiedy drzwi otworzyły się, Bond zaprosił Nasha do środka i zamknął je za sobą.
Dziewczyna wyglądała na zaskoczoną.
 To kapitan Nash, Norman Nash. Ma polecenie opiekowania siÄ™ nami.
 Jak się pan miewa.  Dziewczyna z wahaniem wyciągnęła rękę. Nash ledwie jej
dotknął. Miał skupiony wzrok. Milczał. Tatiana zachichotała z zakłopotaniem.  Nie
usiÄ…dzie pan?
 Ee, dziękuję.  Nash usiadł sztywno na skraju kanapy. Wyglądał jak człowiek,
który próbuje sobie przypomnieć, co się robi, nie mając nic do powiedzenia. Zapuścił
dłoń do kieszeni marynarki i wydostał paczkę Playersów.
 Może, eee, papierosa?  Otworzył paczkę zupełnie czystym paznokciem, obdarł
z celofanu i wysunął papierosy. Dziewczyna poczęstowała się, a wówczas druga dłoń
Nasha mignęła zapalniczką ze służalczą szybkością sprzedawcy samochodów.
Nash podniósł wzrok. Bond stał oparty o drzwi i zastanawiał się, jak dopomóc temu
niezdarnemu, zakłopotanemu mężczyznie. Nash wyciągał przed siebie papierosy i
zapalniczkę, jakby proponował szklane paciorki wodzowi tubylców.
 No, a ty, staruszku?
 Dziękuję  powiedział Bond. Nie znosił tytoniu z Virginii, ale gotów był na
wszystko, byle tylko rozluznić tego faceta. Fakt faktem, że ostatnimi czasy Service musi
niekiedy poprzestawać na niesamowitych egzemplarzach. Przyjął papierosa i zapalił. Jak
do diabła ten facet daje sobie radę w tym na poły dyplomatycznym towarzystwie, w
jakim musi się obracać w Trieście?
 Wyglądasz na gościa w świetnej formie, Nash  powiedział, żeby coś
powiedzieć.  Tenis?
 PÅ‚ywanie.
 Od dawna w Trieście? Krótkie czerwone lśnienie.
 Mniej więcej trzy lata.
 Ciekawa robota?
 Czasami. Wiesz, jak to jest, staruszku.
Bond zastanawiał się, jak skłonić Nasha, aby przestał nazywać go  staruszkiem . Nic
nie wymyślił. Zapadła cisza.
Nash poczuł najwyrazniej, że znowu kolej na niego. Pomyszko-wał w kieszeni i
wydostał wycinek z gazety. Była to strona tytułowa Corriere de la Sera. Wręczył ją
Bondowi.
 Widziałeś to, staruszku?  Oczy zapaliły się i zgasły. Był to wstępniak,
wydrukowany tandetną grubą czcionką i wciąż
wilgotny od farby. Nagłówek informował:
TERRIBLE ESPLOSIONE IN ISTANBUL UFFICIO SOVIETICO DISTRUTTO
TUTTI I PRESENTI UCCISI Reszty Bond nie rozumiał. Złożył wycinek i oddał
Nashowi.
Ile wie ten człowiek? Lepiej traktować go jako goryla i nic ponad to.
 Głupia sprawa  powiedział.  Rura gazowa, jak sądzę. Bond znowu widział
zwieszający się ze sklepienia niszy obleśny
brzuch bomby i przewody, które zbiegając po wilgotnej ścianie, docierały na koniec
do bezwładnika w szufladzie biurka Kerima. Kto wczoraj po południu wcisnął
bezwładnik, kiedy zadzwonił Trempo?  Starszy Kancelista ? A może ciągnęli losy i stali
kręgiem, kiedy dłoń opadła w dół, a ulicą Ksiąg na wzgórzu wstrząsnął głęboki ryk? Byli
w tym chłodnym pokoju zapewne wszyscy. Ich oczy jarzyły się nienawiścią. Azy były
zarezerwowane na noc. Najpierw należało dopełnić zemsty. A szczury? Ile tysięcy
szczurów zepchnął ten wybuch w głąb tunelu? Kiedy to było? Około czwartej. Czy
trwała codzienna narada? Trzech zabitych w pokoju. Ilu w pozostałych pomieszczeniach
budynku? Wśród nich może przyjaciele Tatiany. Musi zataić przed nią tę historię. Czy
Darko patrzył? Z okien Valhalli? Bond słyszał, jak od jej ścian odbija się echem
gromowy śmiech. W każdym bądz razie Kerim zabrał ze sobą wielu. Nash przypatrywał
siÄ™ Bondowi.
 Tak, skłonny jestem sądzić, że to gaz  powiedział bez zainteresowania.
W głębi korytarza zabrzmiał i począł się przybliżać dzwięk dzwonka ręcznego.
 Deuxieme Sernice. Deuxieme Sernice. Prenez vos places, s'ił vous plait.
Bond spojrzał na Tatianę. Miała pobladłą twarz. W jej oczach była prośba o
uwolnienie od towarzystwa tego topornego, niekul-turnowo mężczyzny.
 Może by tak lunch?  zapytał Bond. Dziewczyna wstała natychmiast.  A ty,
Nash?
Kapitan Nash poderwał się już był na nogi.
 Jadłem, dzięki, staruszku. No i chciałbym się rozejrzeć po pociągu. Czy
konduktor  no, wiesz& ?  wykonał gest, jakby liczył pieniądze.
 Och, tak, jest skłonny do współpracy  odrzekł Bond. Sięgnął na półkę i zdjął
małą ciężką torbę. Otworzył Nashowi drzwi.  Do zobaczenia pózniej.
Kapitan Nash wyszedł na korytarz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl