[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przeciwnie. Jego barwy przemawiały tak, jak przemawia kolor oczu człowieka.
Pozornie niezmiennie te same, przecież wyrażały coś, i czułem, że mogą wyrazić
bardzo wiele.
Nagłym ruchem sięgnąłem do kryzy skafandra i odrzuciłem kask. Upadł kilka
metrów dalej, równie bezgłośnie jak przed chwilą ciężki generator miotacza. Po-
czułem wiatr. Właściwie powiew, dotykający tylko skóry na policzkach i koniusz-
kach włosów. Głęboko zaczerpnąłem powietrza. Było niezwykle lekkie i orzez-
wiające. Wydawało mi się, że czuję jego smak na języku i podniebieniu. Ale to
tylko zapach. Teraz dopiero odkryłem, że łąka wydziela woń dorodnych, aroma-
tycznych jabłek. Cierpką, a równocześnie jakby słoneczną.
Utkwiłem wzrok w trwających nieruchomo pierścieniach tęczy. Raptem za-
uważyłem zbliżające się do jej zewnętrznego kręgu szpiczaste ostrze czarnego
klina. Przez mgnienie krawędz łuku zachowała jeszcze niezmącony profil. Nagle
153
prysła, rozpękła się pod dotknięciem czarnej klingi, w ułamku sekundy fiolet ze-
wnętrznego pasa zmętniał, zbladł, poszarzał jak szlachetna tkanina polana stężo-
nym kwasem. A ostrze nieubłaganie szło dalej, przeniknęło pas fioletu i pogrążyło
się w sąsiadującej z nim słonecznej żółci. W jednej chwili spotkał ją ten sam los,
co barwę skrajnego pierścienia, nie było już granicy, tylko jedna zmętniała sza-
rość, z której uciekło życie. Klin rozdzierał już tkanki purpury. Nie potrafiłbym
powiedzieć, skąd się wziął. Najwyrazniej rysowało się jego szpiczaste zakończe-
nie, atakujące tęczę, dalej kontury nie były już tak mocne, wreszcie, niepostrze-
żenie, jednoczył się z tłem, jakie stanowiła spowijająca miasto mgiełka.
Po całym wielobarwnym kole pozostała szara, potargana, jajowata tarcza.
Nikt, kto nie był świadkiem odegranej przed chwilą sceny, nie odgadłby, jak wy-
glądała jeszcze dwie minuty temu. I nie to było najgorsze, że unicestwiono pięk-
no, wyrażone w przedziwnej treści kolorów. Tamta tęcza żyła. Zademonstrowano
mi historię zagłady. I nie trzeba było wielkiego wysiłku umysłowego, aby pojąć,
komu przypadła rola czarnego klina.
Pośrodku martwej tarczy coś zalśniło. Jakby mikroskopijna plamka fioletu.
Natychmiast otoczyła się grubiejącą w oczach skorupą czerni. Czerni tak soczy-
stej i głębokiej, jakiej nie zdarzyło mi się jeszcze oglądać. Zaraz w następnej
chwili poczęła pęcznieć, rozrastać się zwartym, regularnym kręgiem. Zajaśniała
żółć, jakby otworzono okrągłe, słoneczne okno. Potem czerwień. Wewnątrz za-
bitego pierścienia rozwijało się nowe życie. Tylko pas fioletu nie stanowił już
granicy. Przed nim szła gęsta, pancerna obręcz czerni.
Klin, dokonawszy dzieła zniszczenia, znieruchomiał. Teraz zewnętrzny krąg
odrodzonego koła tęczy dotknął już w swoim pochodzie jego ostrza. Klin opierał
się chwilę, ale wkrótce jego szpiczasty dziób uległ. Ostrze wywinęło się w prze-
ciwną stronę, jak odwrócona rękawiczka, i naciskane od tyłu przez rozrastającą
się skorupę czerni, poczęło pruć swój macierzysty korpus.
Proces przebiegał coraz szybciej. Klin dalej zachował pozorny bezruch. Tylko
od strony nowego pierścienia barw stawał się coraz bardziej płaski. Własna broń,
jaką dokonał przedtem dzieła zagłady, wnikała teraz coraz głębiej w jego ciało.
Krąg wypełnił się i rozwinął. Wrócił do pierwotnych rozmiarów. Barwy były
znów żywe, znów wyrażały niezrozumiałe dla mnie treści. Zatryumfowała urze-
kająca, niemal muzyczna harmonia linii i gry pastelowych kół. Coś się jednak
zmieniło.
To już nie bezbronny fiolet biegł skrajnym pasmem okalającym pozostałe.
Dostępu do niego strzegła gruba warstwa czerni. Z boku, zepchnięty, stępiony
i zniekształcony, podobny bardziej do nieforemnej kuli aniżeli do ostrego trójkąta,
majaczył wrak klinowatego intruza.
154
* * *
Czy chciano mi wyjaśnić genezę pamiętnych czarnych kul, piguł , jak je na-
zywaliśmy? Mało prawdopodobne. A sam klin, rozdzierający żywe ciało barw-
nych pierścieni? Te ostatnie mogły oznaczać ich cywilizację. Lub najwyżej przez
nią cenione wartości. Czym byłby więc ów intruz? Symbolem wszelkiej, nagłej,
brutalnej zmiany? Najściem obcej rasy? Czy mogło chodzić o Monitor ? Nale-
żało wątpić. Wyglądało na to, że system obrony i owe psychologiczne projekcje
były przygotowane dużo wcześniej. Może więc miałem rację, przypisując to, co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]