[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Podniósł filiżankę, spojrzał z bliska na oleistą powierzchnię kawy i odstawił ją
z powrotem.
 Skarbie, jeśli nie... jeśli nie wrócisz, to... Nie wiem, co zrobię. Nie wiem, ale
bojÄ™ siÄ™.
 Boisz siÄ™?
Pokiwał głową,
 Co masz na myśli?
 Sam nie wiem.
Siedząca w sąsiednim boksie rodzina podsłuchiwała ich rozmowę. Wszystko
przez to, że się rozpłakał. Przełknął łzy i pochylił się nad stołem. Zniżył głos..
 Boję się  powtórzył.  To wszystko.
 Muszę iść. Nie mogę tego dłużej ciągnąć. Wybacz mi.
 Wyjedzmy gdzieś. Pamiętasz nasz miesiąc miodowy? Ten skrawek plaży?
Pojedzmy tam, teraz, zaraz.
 Jim...
 ProszÄ™ ciÄ™, Rachel, tak siÄ™ bojÄ™...
 Ja już kogoś mam, Jim.
Cmoknęła go w policzek.
 Wybacz mi.
Usiadła za kierownicą i włączyła silnik.
Patrzył, jak samochód zmierza w stronę wyjazdu z parkingu. Oparł się
o śmietnik, z którego powiało zgnilizną. Miał ochotę znów się rozpłakać. Może gdyby
mu się udało, wyrzuciłby część tkwiącej w nim złości  ale nie mógł. Stracił swoją
szansę. Złość musiała zostać w nim na dobre.
Złapał się na tym, że wpatruje się w szyld restauracji. IHOP. Skrót jakich
wiele. Nienawidził skrótów, nic nie znaczyły. IHOP. Co to miało być? International
House of Pancakes  Międzynarodowy Dom Naleśników. No dobrze, ale co to z kolei
miało znaczyć? Totalna bzdura. International House of Pancakes. Co w nim było
międzynarodowego? A może to dom był zrobiony z naleśników? Nie. To idiotyczne.
Wszystko było idiotyczne.
Samochód Rachel stał przy wyjezdzie. Próbowała skręcić w lewo, przecinając
pas do ruchu w prawo. Teraz, w godzinach szczytu.
 Ja już kogoś mam .
Oparł się na lasce i podszedł do samochodu. Zastukał w okno po stronie
pasażera. Rachel spojrzała na niego zaskoczona. Otworzył drzwi i usiadł w fotelu.
 Jim...
Zauważył, że tym razem to ona płacze. Szczęściara. Ona sobie mogła
popłakać, mogła wyrzucić to, co jej leży na sercu. Mogła być słaba  to on zawsze
musiał być silny.
 Rachel.
 Tak mi przykro.
Wyciągnął rękę i zaczął delikatnie masować jej kark.
 Tęsknię za tobą  powiedziała.  I za Jeremym. Ale już dłużej nie mogę.
Samochody śmigały obok nich. Za nic w świecie nie uda się jej teraz skręcić
w lewo.
 Kiedy... Na początku myślałam... O, Boże!  Zaciągnęła ręczny hamulec
i zaczęła szukać chusteczek po kieszeniach.  Na początku myślałam, że jeszcze
będziemy mieli szansę, ale teraz... Ja po prostu dłużej tak nie mogę!
Otworzyła torebkę, szukając chusteczek. Jego ręka cały czas delikatnie
spoczywała na jej karku.
Kiedy uderzył jej głową o kierownicę, klakson zabeczał rozpaczliwie.
Pociągnął ją do tyłu i uderzył drugi raz. Od kierownicy odpadł kawałek
okładziny. Imitacja drewna, odłazi przy byle okazji! Co za gówniany samochód!
Wyrżnął jej głową o szybę. Szkło pękło. Uderzył jeszcze raz. Szyba pokryła
się siateczką drobniutkich pęknięć, ale nie wypadła z ramy.
Złapał Rachel obiema rękami za szyję i zaczął zaciskać uchwyt.
Jej twarz robiła się powoli fioletowa. Już nie wyglądała na dziesięć lat
młodszą niż w rzeczywistości  wyglądała na swój wiek, może nawet na więcej. Dusił
ją, potrząsając jej głową na wszystkie strony. Z rozciętej o szkło skroni spływała
strużka krwi. Samochody śmigały obok, obojętne na wszystko.
Z jej ust dobywał się charkot. Machała rękami, próbowała dosięgnąć jego
twarzy, rozorać ją paznokciami. Wyszczerzył zęby i ścisnął mocniej.
Zaczęła wierzgać. Kopnęła od spodu w deskę rozdzielczą  raz, drugi, trzeci.
Zastanawiał się, czy odpadnie więcej okładziny.
Powoli jej ruchy stawały się mniej gwałtowne, aż w końcu znieruchomiała.
Spojrzał na nią, dyszał ciężko.
Rachel zmieniła się w bezwładną szmacianą lalkę.
 Ja kogoś mam! Ja kogoś mam!  przedrzezniał ją łamiącym się falsetem. 
Ja kogoÅ› mam!
Rachel nie odpowiedziała.
Samochody cały czas jechały obok nich.
Keyes siedział nieruchomo przez  jak mu się wydawało  całą wieczność.
Potem otworzył drzwi i wysiadł, opierając się na lasce. Wciąż nie mógł złapać tchu.
Ale w końcu go złapał. Przekuśtykał na drugą stronę wozu, zepchnął Rachel
na fotel pasażera, usiadł za kierownicą i zwolnił ręczny hamulec.
Skręcił w prawo, wtapiając się w strumień aut, zamiast próbować jechać pod
prąd. Tak samo zrobiłby każdy normalny człowiek.
ROZDZIAA 21
W czyściutkim przedziale sypialnym znajdowały się dwa łóżka, dywan na
podłodze i umywalka. Za dnia łóżka można było złożyć, przekształcając sypialnię
w mały salonik.
Z nocnego przejazdu ze Stambułu do Bukaresztu nic nie zostało Hannah
w pamięci. Gdy tuż po jedenastej pociąg odjechał z dworca Sirkeci, położyła się na
dolnym łóżku i natychmiast zasnęła kamiennym snem. Kiedy obudziła się rano
następnego dnia, ekspres przemierzał słoneczne bułgarskie doliny. James zdążył już
odwiedzić wagon restauracyjny. Przyniósł Hannah śniadanie  chleb, dżem i gorącą
herbatę. Sam siedział zaś przy oknie, zapatrzony w łagodnie pofalowane wzgórza. Na
kolanach trzymał gazetę, ale jej nie czytał.
Hannah siadła do śniadania, ciągle jeszcze dziwiąc się, że tak łatwo zasnęła.
Gdyby nie czuła się bezpiecznie z tym człowiekiem, na pewno nie zmrużyłaby oka.
Oddał jej torebkę, w której miała pigułki pobudzające. Nie sądziła jednak, żeby
odrobina snu mogła jej zaszkodzić: ten człowiek jej potrzebował, potrzebował
wiedzy, którą  jego zdaniem  posiadała. Kiedy dojdzie do spotkania z kupcem (o ile
w ogóle dojdzie), okaże się, czy uda jej się do końca grać rolę eksperta. Wtedy będzie
musiała mieć się na baczności.
Jeśli jednak wszystko dobrze się ułoży, wcześniej odzyska książkę i ucieknie.
Przy jedzeniu co chwila zerkała na tępy nóż do smarowania dżemu. Czy miała
dość odwagi, żeby, korzystając z nieuwagi mężczyzny, wziąć nóż do ręki i...
I co?
Skoczyć na niego i pchnąć go w gardło?
Nie, nic z tego.
Przesiedzieli cały dzień w przedziale, zamieniając przy tym może z dziesięć
słów. Mężczyzna się zdrzemnął  jak zwykle z torbą pod głową. Hannah patrzyła na
niego i zastanawiała się, czy mogłaby teraz rzucić się na niego z nożem. Nadal
rozważała tę kwestię, kiedy on nagle usiadł na łóżku, przetarł kułakiem oczy i sięgnął
po gazetÄ™.
Póznym popołudniem poszedł do wagonu restauracyjnego, skąd przyniósł
kanapki i termos z herbatą. Zjedli w milczeniu. Słońce zachodziło powoli za
rysującymi się na horyzoncie wzgórzami.
Tej nocy nie spało jej się tak dobrze. Przyzwyczaiła się do ruchu statku  do
łagodnego kołysania i falowania zgodnego z kierunkiem ruchu. Pociąg podskakiwał
i rzucał nią na wszystkie strony. Kiedy wreszcie zdołała zasnąć, spała nerwowo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl