[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się wróci wieczorem. Jaka pani jest szczęśliwa, że pani mieszka w Paryżu. Ja, który może tu
jestem tylko na krótko, nie ma pani pojęcia, jak się czuję szczęśliwy w mieszkaniu, które mi
ciotka oddaÅ‚a. A pani mieszka, jak mi mówiono, w dzielnicy St. Honoré. Pokazano mi pani
dom. Musi pani mieć rozkoszny ogród, o ile mania budowania nie zamieniła jeszcze alei w
sklepy.
Nie, mój ogród jest jeszcze nietknięty, Bogu dzięki.
Którego dnia pani przyjmuje?
Jestem w domu prawie co wieczór. Byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby pan zechciał od-
wiedzić mnie czasem.
Widzi pani, że ja robię tak, jak gdyby nasze dawne p r z y m i e r z e istniało jeszcze.
Zapraszam siÄ™ sam bez ceremonii i bez oficjalnego przedstawienia. Przebaczy mi pani, nie-
prawdaż?... Znam już w Paryżu tylko panią i panią Lambert. Cały świat zapomniał o mnie, ale
te wasze dwa domy to jedyne, których żałowałem na swoim wygnaniu. Pani salon zwłaszcza
musi być uroczy. Tak dobrze pani wybiera swoich przyjaciół... Przypomina pani sobie pro-
jekty, jakie pani robiła niegdyś na czas, kiedy pani będzie miała swój dom? Salon niedostęp-
ny dla nudziarzy; czasem muzyka, zawsze rozmowa, i to do pózna; żadnych ludzi z preten-
sjami, niewielka liczba osób znających się doskonale i tym samym nie silących się kłamać ani
olśniewać... Do tego dwie lub trzy inteligentne kobiety (a niepodobna, aby pani przyjaciółki
były inne...) i oto ma pani najmilszy dom w Paryżu. Tak, pani jest najszczęśliwszą z kobiet i
daje pani szczęście wszystkim, którzy są blisko pani.
Gdy Darcy mówił, Julia myślała, że to szczęście, które malował tak żywo, mogła mieć,
gdyby była wyszła za innego człowieka... za pana Darcy na przykład. W miejsce tego urojo-
nego salonu, tak wytwornego i miłego, myślała o nudziarzach, których Chaverny jej sprowa-
dzał... w miejsce tych tak wesołych rozmów, przypominała sobie sceny małżeńskie jak ta,
która ją przywiodła do pani Lambert. Widziała się nieszczęśliwą, związaną na całe życie z
losem człowieka, dla którego czuła nienawiść i wzgardę; ten zaś, który wydawał się jej naj-
milszym na świecie, któremu by chciała powierzyć troskę o swe szczęście, miał pozostać dla
niej na zawsze obcym. Obowiązkiem jej było unikać go, rozstać się z nim, a był tak blisko
niej, że rękawy jej sukni ocierały się o klapy jego fraka!
Darcy malował tak przez jakiś czas przyjemności paryskiego życia z całą wymową, jaką
mu dawało długie wygnanie. Julia czuła, że łzy spływają jej po policzkach. Drżała, aby Darcy
ich nie spostrzegł, a przymus, jaki sobie nakładała, potęgował jej wzruszenie. Dusiła się; nie
śmiała uczynić ruchu. Wreszcie wydarł się jej szloch; wszystko przepadło! Utopiła głowę w
dłoniach, wpółzdławiona łzami i wstydem.
Darcy, który najmniej był na to przygotowany, zdumiał się. Przez chwilę zdziwienie onie-
miło go, ale kiedy szlochanie się wzmagało, czuł się w obowiązku przemówić i spytał o przy-
czynę, tak nagłych łez.
Co pani jest? Na miłość boską, pani... niech mi pani odpowie. Co się pani dzieje?...
Gdy zaś biedna Julia na wszystkie te pytania przyciskała silnie chustkę do oczu, wziął ją za
rękę i usuwając łagodnie chustkę rzekł zmienionym głosem, który przeniknął Julię aż do głę-
bi:
Zaklinam panią, co pani jest? Czyżbym panią obraził mimo woli?... Doprowadza mnie
pani do rozpaczy swoim milczeniem.
34
Och! wykrzyknęła Julia nie mogąc się powstrzymać jestem bardzo nieszczęśliwa! I
szlochała silniej.
Nieszczęśliwa! Jak to?... Czemu?... W jaki sposób pani może być nieszczęśliwa? Niech
mi pani powie.
Tak mówiąc ściskał jej ręce, a głowa jego niemal dotykała głowy Julii, która płakała, za-
miast odpowiadać; Darcy nie wiedział, co myśleć, ale był wzruszony tymi łzami. Czuł się
odmłodzony o sześć lat i zaczynało mu majaczyć w przyszłości nieuchwytnej jeszcze dla jego
wyobrazni, że z roli powiernika mógłby przejść do innej, wyższej.
Gdy Julia uparcie wzbraniała się odpowiadać, Darcy, lękając się, aby się jej nie zrobiło
słabo, spuścił szybę, rozwiązał wstążki przy kapeluszu Julii, rozchylił jej narzutkę i szal.
Mężczyzni niezręczni są w takich rzeczach. Chciał zatrzymać powóz pod jakąś wioską i już
wołał na woznicę, kiedy Julia chwytając go za ramię zaklęła go, aby tego nie czynił, i upew-
niła, że ma się o wiele lepiej. Woznica nie słyszał nic i dalej poganiał konie do Paryża.
Ależ błagam panią, droga pani Chaverny rzekł Darcy ujmując z powrotem rękę, którą
na chwilę puścił zaklinam panią, co pani jest? Lękam się... Nie mogę pojąć, jak mogłem być
na tyle nieszczęśliwy, aby pani zrobić przykrość.
Och! To nie pan wykrzyknęła Julia i uścisnęła mu z lekka rękę.
Więc niechże mi pani powie, czemu pani tak płacze? Niech pani mówi z całą ufnością.
Czy nie jesteśmy dawnymi przyjaciółmi dodał z uśmiechem, ściskając wzajem rękę Julii.
Mówił pan o szczęściu, które jakoby mnie otacza... a to szczęście jest tak daleko ode
mnie!
Jak to! Czyż pani nie posiada wszystkich warunków do szczęścia?... Młoda, bogata, ład-
na... Mąż pani zajmuje wybitne stanowisko...
Nienawidzę go! wykrzyknęła Julia prawie nieprzytomna. Gardzę nim! I ukryła
głowę w chustce, szlochając mocniej niż wprzódy.
Och! Och! pomyślał Darcy. To zaczyna być poważne.
I korzystając zręcznie z wstrząśnień powozu, aby się przybliżyć do nieszczęśliwej Julii,
mówił najsłodszym i najtkliwszym głosem:
Czemu, czemu się tak martwić? Czy istota, którą pani gardzi, może mieć takie znaczenie
dla pani życia? Czemu pani pozwala, aby jeden człowiek zatruwał pani szczęście? Czyż u
niego trzeba pani szukać tego szczęścia?...
Ucałował końce jej palców; widząc, iż Julia cofa rękę ze zgrozą, zląkł się, że się posunął
za daleko. Ale chcąc się przekonać, czym się to skończy, rzekł wzdychając w sposób obłud-
ny:
Jakże ja się omyliłem! Kiedy dowiedziałem się o pani małżeństwie, myślałem, że pan de
Chaverny naprawdę się pani podobał.
Och, panie Darcy, pan mnie nigdy nie znał!
Akcent tych słów mówił jasno: Zawsze pana kochałam, a pan nie chciał tego spostrzec .
Biedna kobieta sądziła w tej chwili, z najlepszą wiarą w świecie, że ona zawsze kochała pana
Darcy przez tych sześć lat, które upłynęły, z tym samym ogniem, jaki czuła dlań w tej chwili.
A pani! wykrzyknął Darcy ożywiając się pani czy znała mnie kiedy? Czy wiedziała
pani kiedy, jakie były moje uczucia? Ach, gdyby mnie pani była lepiej znała, bylibyśmy bez
wątpienia teraz szczęśliwi.
Jakaż ja jestem nieszczęśliwa! powtarzała Julia wśród nowego potoku łez, ściskając m
rękę z siłą.
Ale gdyby nawet pani mnie była zrozumiała ciągnął Darcy z ową melancholijną ironią
która mu była właściwa cóż by stąd wynikło? Byłem biedny, pani miała posag; matka pani
byłaby mnie odepchnęła ze wzgardą. Byłem skazany z góry. Ty sama, tak, ty sama, Julio, nim
opłakane doświadczenie pokazało ci, gdzie jest prawdziwe szczęście, byłabyś bez wątpienia
35
wyśmiała moje zuchwalstwo: błyszczący powóz z hrabiowską koroną był z pewnością wów-
czas najpewniejszym sposobem spodobania siÄ™ pani.
O nieba! I pan także! Nikt nie będzie miał dla mnie litości?
Przebacz mi, droga Julio! wykrzyknął bardzo wzruszony przebacz mi, błagam. Za-
pomnij tych wymówek; nie, ja nie mam prawa ich czynić. Jestem winniejszy od ciebie... Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]