[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Obok stosu starych magazynów Higgins zauważył serie prospektów i katalogów.
Przeglądał je machinalnie. Pomiędzy dwoma zawiadomieniami o licytacjach natknął
się na niezwyczajną wizytówkę.
Frances poszukiwała mnie przez dziesięć lat, nim mnie odnalazła ciągnął sta-
rzec. Kiedy weszła tu po raz pierwszy, myślałem, że umrę. Nie wierzyłem już, że kie-
dykolwiek jeszcze ją zobaczę. Malowałem ją z pamięci... Nie była już młodą panienką...
stała się piękną kobietą, najpiękniejszą z kobiet. Powiedziała, że chce naprawić zło, które
mi wyrządzono. Chciała mi dać pieniądze, przenieść mnie w inne miejsce. To mnie nie
interesowało. Wszystko o czym marzyłem, to móc oglądać ją jak najczęściej. Zdobyłem
się na odwagę, spytałem, czy zechce mi pozować. Zgodziła się. Przychodziła co tydzień...
Prawie nic nie mówiła... Ja przypominałem jej dzieciństwo, dawno zapomniane chwile
odżywały w mojej pamięci, i malowałem, malowałem, a ręka sama poruszała się po
płótnie... Pewnie uważa mnie pan za starego wariata? Myli się pan. Jeśli ma się okazję
spotkać taką kobietę jak ona, to można się uznać za szczęśliwca.
Twarz starca nabrała kolorów. Higgins zakończył oględziny pokoju. Pozostało mu je-
dynie sprawdzić, co znajduje się pod białym płótnem na sztalugach w pobliżu łóżka.
A propos zapytał. Czy nigdy nie interesowały pana mumie?
Malarz popatrzył na niego jak na przybysza z innej planety.
Nie rozumiem...niech pan nie podchodzi do sztalug, nie sÄ… za solidne.
Przypuszczam, że jest to pańskie ostatnie dzieło... Czy mogę obejrzeć?
Starzec spurpurowiał, próbował stanąć na bezwładnych nogach.
Niech się pan nie waży dotykać!
Higgins udał, że się cofa, zawadził łokciem o fałd płótna i zrzucił je, odsłaniając
obraz.
Temat był ten sam Frances Mortimer. Wyraz twarzy był taki, jaki Higgins zauwa-
żył już na innych obrazach, ale siedząca na krześle młoda kobieta była naga.
Stary malarz jęczał, uderzał pięścią w materac.
Nie miał pan prawa...
Pani Mortimer zgodziła się pozować... w takim stroju?
Nie miał pan prawa...
Tak więc wtrącił Higgins pani Mortimer nie była...
Niech pan nic o niej nie mówi! Pan nie może tego pojąć! Proszę stąd wyjść, bo za-
wołam policję!
Higgins zakrył sztalugi białym płótnem
Przeciwnie, myślę, że pozwolił mi pan bardzo wiele zrozumieć, ale nie wszystko
mi pan wyjawił. Powrócę tu niebawem.
64
¬ ¬ ¬
Właścicielka hotelu Bellevue zdrzemnęła się nad krzyżówką. Obudziło ją skrzypie-
nie stopni. Zobaczyła schodzącego Higginsa.
Odnoszę wrażenie, że mieszkaniec pokoju dwieście piętnaście nie może chodzić?
zapytał.
To prawda zaśmiała się głupkowato. Sparaliżowany.
Czy ktoÅ› go leczy?
No...
To pani przynosi mu posiłki?
Nie, ja siÄ™ stÄ…d nie ruszam. PrzynoszÄ… z pizzerii na rogu ulicy.
To moja znajoma, ta młoda blondynka, płaciła z góry za pokój i opiekę?
Tak... i jak tylko nie będę miała zadatku, to go wyrzucę. Prawo stoi za mną.
Higgins podał jej kopertę
Proszę to wziąć. Pozwoli to pani na wzbogacenie codziennych posiłków i za-
trzymanie go tu przez dłuższy czas. Proszę o sumienne wykonywanie moich zaleceń.
SprawdzÄ™ to.
A jakim prawem...
Proszę sobie nie żartować ze Scotland Yardu, droga pani. Szkoda by było, aby bry-
tyjskie hotelarstwo zubożyło się o pani przybytek.
Podczas gdy Higgins wsiadał do taksówki, właścicielka Bellevue z zadowoleniem
odkrywała zawartość koperty.
W pokoju 215, na pierwszym piętrze, płakał stary człowiek.
Rozdział XII
Higgins! Nareszcie!
Rozgorączkowany Marlow nie zapytał nawet, czym Higgins zajmował się w ostat-
nich godzinach. Wstał od biurka, trzymając w ręce kartkę papieru.
Niech pan popatrzy, co otrzymaliśmy... anonim!
Higgins nie chciał usiąść na pomarańczowym plastykowym krześle. Wolał zapoznać
się z listem na stojąco. Krótki tekst był ułożony z liter wyciętych z gazet.
Jeżeli chcecie posunąć się w sprawie Mortimerów, bądzcie dzisiaj wieczorem, około go-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]