[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaczęli uważniej obserwować przebieg postępowania. Jedynym pozytywnym efektem oblężenia
Zwiątyni było to, że wprawdzie proces Tahiri wciąż jeszcze był tematem dla prasy, jednak uwaga
dziennikarzy była teraz podzielona. Mimo wszystko nie mogła znieść tych wygłodniałych spojrzeń.
Pomyślała o tym, jak Solo przyszli do niej, żeby jej powiedzieć, że nawet po śmierci Anakin
wciąż ją kochał. Wiedzieli, kim ona jest. Ben wiedział, kim ona jest, i Luke, i Jaina. Nawet Jag,
który znalazł jej Eramutha. Wszyscy, którzy mieli dla niej znaczenie, rozumieli i wybaczyli, i nawet
gdyby ten proces zakończył się niepomyślnie, Tahiri wiedziała że to wystarczy.
- A więc w tym czasie oficjalnie współpracowała już pani z Darthem Caedusem.
Było to właściwie zgodne z prawdą. Tahiri teraz wiedziała, że zanim Jacen zaczął jej
szukać, przeszedł już na Ciemną Stronę. Eramuth zastrzygł delikatnie uchem, ale poza tym
wydawał się spokojny.
- Tak.
- Została pani poproszona o wykonanie paru poleceń, które większość istot posiadających
sumienie mogłaby uznać za trudne do przełknięcia. Jak pani się na to zapatrywała?
- Wiele istot wykonywało rozkazy Jacena Solo - odparła Tahiri, z trudem zachowując
spokojny ton.
- Ach tak - powiedział Dekkon, odwracając się, żeby spojrzeć znacząco na przysięgłych. -
Ja tylko wykonywałem rozkazy . Dobrze znane słowa, powtarzane przez wszystkich, którzy nie
chcą wziąć odpowiedzialności za wyrządzone krzywdy. Jednak bez istot wykonujących rozkazy
Darth Caedus nie mógłby dokonać takich spustoszeń, jakich dokonał. Wiele istot byłoby wciąż
wśród żywych, gdyby ktoś nie powiedział po prostu: Tak jest .
- Sprzeciw - odezwał się Eramuth. - Mój szanowny kolega doskonale wie, jakie
konsekwencje groziły każdemu, kto sprzeciwiłby się Lordowi Sithów, którym Jacen już był, albo
którym się stawał, kiedy zagiął parol na moją klientkę. Poza tym to nie była cywilna korporacja.
Tahiri Veila nie byłaby po prostu nielojalnym pracownikiem. Należała do organizacji wojskowej i
nie mogła nie wykonać rozkazu przełożonego. Zwłaszcza jeśli tym przełożonym był pułkownik
Solo. Chyba nie muszę nikomu z tu obecnych przypominać o tym, jaką władzę pułkownik Solo
wówczas posiadał.
- Podtrzymuję - powiedziała sędzia. Najwyrazniej Eramuth rzeczywiście nie musiał o tym
nikomu przypominać.
Dekkon pokiwał głową, jakby wcale nie był rozczarowany. Z rękami splecionymi na
plecach, w swoich wytwornych, niemal teatralnych szatach zamiatających podłogę, kontynuował
przesłuchanie.
- Za pozwoleniem Wysokiego Sądu, wycofuję sugestię, że oskarżona powinna nie posłuchać
wyraznego rozkazu wydanego przez przełożonego. Tylko... - Urwał nagle z wyrazem twarzy, jakby
coś właśnie przyszło mu do głowy. - Zakładając oczywiście, że polecenie zamordowania...
- Sprzeciw!
- ...zabicia - Dekkon spojrzał na sędzię, która skinęła głową - zabicia admirała Gilada
Pellaeona było wyraznym rozkazem. Czy było i czy tak zostało sformułowane?
- Sprzeciw! - wykrzyknął znów Eramuth, podrywając się. - Sąd z pewnością zdaje sobie
sprawę, że w przypadku Lorda Sithów nawet najdrobniejsza sugestia, każde wyrażenie jego woli
musi być traktowana jak rozkaz!
- Wysoki Sądzie - odparł Dekkon. - Wszyscy zgadzamy się co do tego, że w organizacji
wojskowej rozkazy muszą być wykonywane. Próbuję jedynie ustalić, czy taki rozkaz faktycznie
został wydany, czy też Tahiri Veila działała z własnej inicjatywy.
- Uchylam - oznajmiła Zudan. Jej twarz nie zdradzała najdrobniejszych śladów emocji. -
Proszę kontynuować. Mecenasie Bwua tu, proszę usiąść. Sąd nie chciałby, żeby przypłacił pan
swoje żywiołowe reakcje jakimś urazem.
- Dziękuję, Wysoki Sądzie - powiedział Dekkon, skłaniając głowę, podczas gdy po sali
przeszedł chichot.
Eramuth zastrzygł uchem. Pomimo tego pokazu energii Tahiri dostrzegła, że siadając,
wsparł się na poręczy krzesła. Miał kamienną minę, za to Tahiri była pewna, że jej twarz zapłonęła
z gniewu w odpowiedzi na upomnienie pod adresem jej prawnika. Był to niepotrzebny i, prawdę
mówiąc, małostkowy przytyk do jego wieku. Tahiri zauważyła, że go to zabolało. Miała ochotę
użyć Mocy, żeby pozbyć się rumieńca, ale oczywiście nie mogła. Zamiast tego wzięła kilka
głębokich, uspokajających oddechów. Nie chciała okazywać emocji, żeby nie dać satysfakcji tej
karykaturze prawnika.
- Pani Veila - ciągnął Dekkon, uśmiechając się do niej, jakby byli dwojgiem przyjaciół
prowadzących pogawędkę przy filiżance kafu. - Nikt nie kwestionuje tego, że obowiązkiem
podwładnego jest wykonywanie rozkazów przełożonego, nawet jeśli się z nimi nie zgadza. Proszę
więc powiedzieć sądowi, własnymi słowami, jaki rozkaz wydał pani pułkownik Solo.
Słowa uwięzły jej w gardle. Tahiri przełknęła ślinę, wiedząc, że Dekkon to zobaczy, że
zobaczy to sędzia i przysięgli, i że zobaczy to Eramuth.
- Czekamy, pani Veila. - Znów ten przyjazny uśmiech, uśmiech piaskowej pantery
szykujÄ…cej siÄ™ do ataku.
Wyprostowała ramiona i spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie wydał formalnego rozkazu.
Dekkon zamrugał.
- Nie wydał?
- Nie.
Tahiri czekała na sprzeciw, ten jednak nie nastąpił. Ku jej zaskoczeniu Eramuth wyglądał,
jakby nie był tym nawet zainteresowany. Nachylał się do przodu, jedną ręką wspierając się na
swojej lasce, a drugą wertował datapad. Skupiła ponownie uwagę na Chagrianinie.
- Zatem nigdy nie dostała pani rozkazu zabicia admirała Pellaeona.
- Nie. On...
- A więc... Chciałbym mieć całkowitą jasność: nie złamałaby pani żadnego formalnego
rozkazu, gdyby nie wyciągnęła pani blastera i nie strzeliła z najbliższej odległości do
nieuzbrojonego dziewięćdziesięciodwuletniego człowieka?
- Sprzeciw. - Eramuth nie podniósł nawet wzroku znad datapadu.
- Z całym szacunkiem, Wysoki Sądzie, to są fakty.
A Tahiri z obrzydzeniem zdała sobie sprawę, że Dekkon ma rację, nawet jeśli ubrał te fakty
we wstrętne, nikczemne słowa. Dostrzegła, że kilkoro przysięgłych lekko się wzdrygnęło. Jeden czy
dwóch zmrużyło z dezaprobatą oczy.
- Uchylam - powiedziała sędzia. - Zwiadek może odpowiedzieć na pytanie.
- Nie. - Tahiri była zaskoczona tym, jak spokojnie brzmi jej głos. - Nie złamałam
formalnego rozkazu. Ale...
Dekkon odwrócił się gwałtownie.
- Proszę o odczytanie przysięgłym mojego pytania i odpowiedzi oskarżonej.
Na środek wyszedł droid i beznamiętnie, bez tej radości, którą z wykonywania
zaprogramowanych zadań zdawał się czerpać C-3PO, wyrecytował:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]