[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zapytana wystąpiła naprzód i stanęła przed nią z rękoma w kieszeniach. W jej oczach, zazwyczaj peł-
nych zadumy i melancholii, błyszcza! niemal fanatyczny ogień, a na matowe policzki spłynął krwawy ru-
mieniec.
Pytasz, dlaczego to robię? Dlatego, że cię nienawidzę. Zniszczyłaś mi życie dla własnej kariery, po-
zbawiłaś praw do jedynego człowieka, którego na tej ziemi kochałam, umiejętnie otumaniłaś sąd swoim
rozumowaniem, swą zimną, bezwzględną logiką, która pokazywała, że należy mnie z nim rozłączyć. Nie
zapomniałam ci tego nigdy. Przez ciebie musiałam cierpieć, znosić przy sobie obecność tego wstrętnego
człowieka, który był moim drugim mężem, żyć z nim, oddychać jednym powietrzem. Nie mógł mi dać na-
wet tego. czego tak pragnęłam: pieniędzy. Był na to zbyt głupi, nędzny, tchórzliwy. Dlatego musiał zginąć.
A wiesz, dlaczego tak potrzebuję pieniędzy? Nie na stroje i inne kaprysy, tylko po to, żeby się zemścić,
mścić dalej, żeby ręka sprawiedliwości dosięgła tych, którzy mnie unieszczęśliwili, żeby tamten przestał być
tak obrzydliwie szczęśliwy i pewny siebie. Wyjadę za granicę, będę bogata, znajdę go. będę mogła sobie na
wszystko pozwolić, być równą pozycją, położeniem! Postaram się o to!
Wydawało się teraz, że mówi sama do siebie, że trawi ją jakiś wewnętrzny ogień, który lada chwila
może ją spalić i zmienić w garstkę popiołu.
,,Ona jest nienormalna" pomyślała Teresa i nie zdążyła dokończyć myśli. Z szumem i wyciem sy-
ren wjechały nagle na polanę trzy samochody, wśród nich popielaty fiat. Wyskoczyło z nich kilkunastu
umundurowanych funkcjonariuszy milicji, otaczając ich ze wszystkich stron. Teresa zdążyła jednak zoba-
czyć, że wspólnik Wiry wyciągnął z kieszeni rewolwer, usiłując jednocześnie chwycić ją wpół. Ale wyrwała
mu się i krzycząc Ty głupcze!", pobiegła w kierunku jednego z wozów milicyjnych. Wtedy mężczyzna
oddał w jej kierunku kilka strzałów. Na jej białym prochowcu w okolicy pleców wykwitła olbrzymia, czer-
wona plama. Karkowiakowa przystanęła, potem zrobiła jeszcze dwa kroki i upadła na ziemię.
XII
Pół czarnej" pachniało subtelnie i aromatycznie. Dzięki tym walorom kawy Teresa najchętniej
uczęszczała do owej małej, zacisznej kawiarenki na Starym Mieście, której przyćmione wnętrze, wypełnio-
ne małymi, kolorowymi stolikami i fotelami usposabiało do długich, poufnych rozmów,
Tyto razem spotkanie, na które przybyła, nic miało wyłącznie relaksowego charakteru, gdyż towarzy-
szem jej był porucznik Leszek Warowski, który właśnie usłużnie podsuwał jej cukierniczkę. Ponieważ zna-
jomość ich trwała już dość długo, oboje uznali za oczywiste, że tego rodzaju lokal będzie najodpowiedniej-
szym miejscem do rozmowy, na którą Teresa oczekiwała płonąc z niecierpliwości.
Kilka miesięcy bowiem upłynęło już od tragicznej sceny, która rozegrała się na leśnej polanie, sceny
ukoronowanej aresztowaniem przestępców i śmiercią Wiry Karkowiakowej, a Teresa miała zaledwie mgli-
sty obraz całokształtu sprawy i raczej domyślała się niż była pewna najistotniejszych jej elementów.
No cóż, pani mecenas zagai! porucznik po wymianie kilku okolicznościowych frazesów są-
dzę, że chciałaby pani poznać szczegóły tej ponurej afery, w którą została pani tak mocno i nieoczekiwanie
wplątana. Nic widzę przeszkód. Zledztwo zostało już ukończone, przeciw głównemu sprawcy wszystkich
zbrodni, Zenonowi Wilczkowi, jak również współdziałającym z nim i udzielającym mu pomocy Barbarze
Matyckiej oraz Krystynie Kazjer vel Iwonie Zliwównie został skierowany do sądu akt oskarżenia, mogę
więc panią wprowadzić we wszystkie szczegóły.
Będę panu bardzo wdzięczna. Zanim jednak zacznie pan mówić na ten temat, bardzo proszę powie-
dzieć mi jedno: czy w urnie, przewożonej przez nas samochodem, znajdowały się istotnie prochy Piotra Ka-
zjera?
Oto ciekawość iście kobieca. Od razu domaga się pani wyjaśnienia całej zagadki uśmiechnął się
porucznik. : No, ale nie będę pani trzyma! w napięciu. Nie, oczywiście nie. Piotr Kazjer został wprawdzie
uroczyście skremowany w Poznaniu, ale obawiam się, że popioły jego rozwiał przydrożny wiatr, natomiast
w urnie znajdowały się sprytnie przemycane do Francji wspaniale przeszlifowane wielomilionowej wartości
brylanty.
O, mój Boże westchnęła Teresa. A ja odnosiłam się do niej z takim pietyzmem.
Warowski pominÄ…Å‚ tÄ™ uwagÄ™ milczeniem i ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej:
Cala sprawa ma swój początek w Nigerii, gdzie Wilczek, posługujący się notabene różnymi doku-
mentami, wystawianymi na rozmaite nazwiska, często zmieniając narodowość, pracował na prywatnych
kontraktach u tamtejszych bogatych przedsiębiorców, a następnie wywąchawszy u jednego z nich ukryte
bezcenne brylanty dokonał zuchwałej i udanej kradzieży, po czym uciek! z nimi za granicę. Do spółki dopu-
ścił jednego ze swych współpracowników, Turka, któremu zlecił załatwienie transakcji z odbiorcami na
terenie Francji i Holandii, a sam powróci! do Polski celem dokonania obróbki brylantów, podzielenia ich na
części i tak dalej. Zdawał sobie bowiem sprawę, że kradzież ta może nabrać międzynarodowego rozgłosu,
co stało się istotnie, gdyż od dłuższego czasu interesuje się nią Interpol.
W Polsce zaangażował się do pracy w spółdzielni Szlachetny Szlif, gdzie zyskał opinię dobrego, ale
niezdyscyplinowanego fachowca, a ponieważ w Nigerii posługiwał się paszportem nieżyjącego już Serba,
było małe prawdopodobieństwo, aby organa ścigania szybko wpadły na jego trop. Spółdzielnia Szlachetny
Szlif była wyposażona w znakomite urządzenia szlifierskie i maszyny z importu, postanowi! więc wyko-
rzystać je do końcowej obróbki kamieni. Nie mógł jednak działać sam, musiał dobrać wspólników. Przede
wszystkim otoczył tak zwaną opieką nieletnią dziewczynę, uciekinierkę z domu poprawczego Iwonę Zli-
wównę, którą omotał w taki sposób, że stała się od niego całkowicie zależna i nad którą znęcał się fizycznie
i moralnie, nie wtajemniczając jej w swoje plany. Po prostu wydawał jej rozkazy, wabiąc jednocześnie wizją
dolarowej" przyszłości. Przewidział, że ładna i bezwolna dziewczyna przyda się niejednokrotnie w różnych
machinacjach. I nie omylił się. W spółdzielni pracował Polak pochodzenia francuskiego. Piotr Kazjer, dobry
szlifierz, ale jako człowiek mało komunikatywny. Wilczek wyczuł w nim od razu żądzę posiadania wielkiej
fortuny, bez względu na drogi, jakie miały prowadzić do osiągnięcia tego celu Piotr Kazjer był ociężały,
małomówny. Wilczek był pewien, że taki nie zdradzi nikomu powierzonej mu tajemnicy. Namówił go więc
do ożenku z Iwoną Sliwówną, którą tymczasem zaopatrzył w dokumenty, stanowiące własność zamordowa-
nej w swoim czasie innej dziewczyny. Pozostaje tajemnicą, dlaczego Kazjer przystał na ten ożenek. Być
[ Pobierz całość w formacie PDF ]