[ Pobierz całość w formacie PDF ]
płynie po katastrofie statku, kurczowo trzymając się kawałka dechy, miła
jest świadomość, że nic nie zostało pominięte, by go uratować... -
Wypowiedz przerwało ciche pukanie do drzwi. - Wejść! - ryknął.
W progu pojawił się młody chłopak ubrany w rzeznicką czapkę i
błękitny, poplamiony kombinezon.
- Proszę wybaczyć, sir. Główny mechanik melduje, ze maszynownia
jest w pełni gotowa, a bosman zawiadamia, że możemy w każdej chwili
odcumować - zwrócił się do Bolanda, ignorując pozostałych.
- Dobrze. - Komandor spojrzał na zegarek. - Proszę im powiedzieć,
że odpływamy za dziesięć minut.
- Aye, aye, sir. - Młodzieniec zasalutował i wyszedł.
- Niezle! Jesteśmy gotowi czterdzieści minut przed czasem -
uśmiechnął się Boland.
Pitt wstał, przeciągnął się i otworzył drzwi do sterówki. Powietrze
było tu czyste i świeże.
- Przydzieliłeś Dirkowi kabinę? - zapytał Denver.
- Następna za moją jest zwykle wolna na wypadek wizyty jakiegoś
VIP-a - uśmiechnął się złośliwie Boland. - W tym przypadku zrobimy
wyjÄ…tek.
Dirk nie zareagował. Złośliwość tę puścił mimo uszu. Hunter dobrze
to zaplanował, tworząc z nich trzyosobowy zespół. Ludzie o różnych
temperamentach skazani na swoje towarzystwo i połączeni wspólnym
celem, będą chcieli jak najszybciej go zrealizować, zamiast prowadzić
spory. Drobnych tarć oczywiście nie da się uniknąć, ale nie zaszkodzi to
efektywności zespołu. Hunter to doświadczony, szczwany lis - pomyślał
Pitt. Podziwiał starego wilka morskiego za intuicję.
- Cóż, lepiej sobie pójdę - stwierdził z żalem Denver.
- Poślemy ci czasem widokówkę - pocieszył go Pitt.
- Zróbcie coś więcej - sprzeciwił się nieoczekiwanie Denver. - Za dwa
tygodnie od dziÅ› rezerwujÄ™ bar w hotelu Reef i biada temu, kto siÄ™ tam nie
pokaże. Paul, masz kod, będziemy was śledzili za pomocą satelity. Kiedy
odnajdziecie Starbucka , nadaj na częstotliwości handlowej, że
zatrzymaliście maszyny, żeby naprawić uszkodzony wał napędowy.
Będziemy mieli waszą dokładną pozycję w ciągu sekundy. %7łyczę wam
powodzenia!
Uścisnął im dłonie i zanim zdołali cokolwiek powiedzieć, wyszedł.
Zszedłszy na nabrzeże, zapalił papierosa i obserwował, jak załoga wciąga
trap i rzuca cumy. Maszyny ruszyły, burta statku powoli zaczęła się
przesuwać. Gdy statek skierował się na pełne morze, odgłos śrub ucichł, a
światła nawigacyjne roztopiły się w mroku. Denver wrzucił niedopałek do
wody, wcisnął dłonie w kieszenie i ruszył wzdłuż nabrzeża na parking.
Rozdział 8
Pitt ubrany już we własną koszulę, dżinsy i buty stał przy relingu,
spokojnie obserwując ślad torowy statku ciągnący się na ponad ćwierć
mili. Morze było spokojne, powietrze ciepłe, niebo czyste, a z północnego
zachodu wiała orzezwiająca bryza. Myślał o tym, jaką dziwaczną
zbieraninę ludzi poznał w ciągu ostatnich dwóch dni. Wszyscy oni jakby się
zmówili, żeby mu zepsuć wakacje: niezrównoważona panienka polująca na
niego ze strzykawką, kierowca usiłujący go zabić, drański admirał,
komandor porucznik z absurdalnym tatuażem i niewysoki adiutant,
najsprytniejszy z nich wszystkich (albo sprawiający takie wrażenie). Pitt
był z nimi dość silnie związany, choć nie wynikało to całkowicie z jego woli
- łączyła ich tajemnica hawajskiego wiru.
W myślach natomiast prześladował go osobnik, którego nie spotkał
jeszcze osobiście, a który, jak sądził, był motorem całej sprawy: olbrzym o
złotych oczach. Dlaczego tyle lat temu szukał zaginionej wyspy Kanoli? Nie
wydawał się naukowcem teoretykiem szukającym zaginionej cywilizacji
czy starych legend. Co takiego było w Kanoli, że bardziej go
zainteresowała niż Mu czy Atlantyda? Trójkąt bermudzki i hawajski wir
były realne - świadczyły o tym udokumentowane zniknięcia statków i
załóg. Wobec tego musiały mieć logiczne wytłumaczenie. Klucz do zagadki
był z pewnością oczywisty, lecz jak dotąd nie sposób było go odnalezć.
- Panie Pitt? - Młodzieniec w kombinezonie przerwał mu rozmyślania.
- O co chodzi? - spytał Dirk z uśmiechem.
Marynarz chciał zasalutować, lecz opuścił rękę. Był zakłopotany, nie
wiedział, jak ma się zachować wobec cywila, zwłaszcza na okręcie
należącym do US Navy.
- Komandor Boland prosi pana na mostek - wykrztusił.
- Dziękuję. Proszę mu powiedzieć, że już idę.
Nie spiesząc się, Pitt pomaszerował przez stalowy pokład ku
schodkom prowadzÄ…cym na mostek, omijajÄ…c przykryte brezentem luki.
Pod stopami czuł stały rytm silników posuwających statek do przodu.
Boland stał przed sternikiem, spoglądając przez lornetkę prosto
przed dziób. W pewnym momencie opuścił szkła, przetarł je brzegiem
podkoszulka i ponownie podniósł do oczu.
- O co chodzi? - spytał Pitt, spoglądając w tym samym kierunku.
Niczego nie dostrzegł.
- Myślałem, że chciałbyś wiedzieć, iż weszliśmy właśnie w rejon
poszukiwań. - Boland odłożył lornetkę na przymocowaną do ściany szafkę i
sięgnął po mikrofon. - Poruczniku Harper, tu kapitan. Maszyny stop,
zaczynamy robotÄ™.
Odłożył mikrofon i skinął na Pitta. Zeszli poziom niżej i ruszyli
długim korytarzem, mijając zamknięte drzwi prowadzące do kabin. W
pewnym momencie Boland przystanął i otworzył jedne z nich, wskazując
Dirkowi, by wszedł.
- Serce poszukiwań - ogłosił z niejakim patosem. - Rodem z
Gwiezdnych wojen. Miejsce, w którym cztery tony sprzętu
elektronicznego, drwiÄ…c sobie z ludzkiej inteligencji, dowodzÄ… statkiem. Po
kolei: stanowisko pomiaru prędkości dzwięku i wielkości ciśnienia, zapis z
podaniem czasu na taśmie magnetycznej, protonowy miernik
wychwytujący każdą ilość żelaza na dnie, cztery monitory kamer
podwodnych - objaśniał Boland tonem przewodnika muzealnego. -
Zatrzymaliśmy się, aby opuścić czujniki i kamery, które będą holowane za
statkiem. Zaczynamy właściwe poszukiwania.
Pomieszczenie miało około ośmiuset stóp kwadratowych i w
większości zastawione było konsoletami komputerowymi, monitorami i
rzędami migających lampek. Pitt spojrzał na ekrany. Opuszczono właśnie
kamery i na monitorach widać było przez chwilę powierzchnię morza,
potem serię rozbryzgów i po chwili spokojny, zielonkawobłękitny
podwodny świat. Kamery i monitory barwne dawały znacznie wyrazniejszy
obraz niż zazwyczaj używane monitory czarno-białe.
- Dalej mamy zminiaturyzowany sonar podłączony do komputera i
dający od razu dokładny obraz dna. System ma zasięg pół mili od
sensorów, w związku z czym za jednym przejściem przeszukujemy pas o
szerokości mili. Całość także jest holowana za statkiem, ale oddzielnie od
kamer i pierwszego zestawu - wyjaśnił Boland, nie przedstawiając Pitta
żadnemu z operatorów siedzących przy konsoletach.
Nie robił tego ostentacyjnie, po prostu nie przyszło mu to do głowy.
Najwyrazniej zawiłości stosunków międzyludzkich i zasady savoir-vivre u
były rzeczami, na które nie zwracał zbytnio uwagi. Ciekawe, jak udało mu
się dojść do stopnia komandora porucznika? - zastanawiał się Dirk.
- A ten tu drobiazg - w głosie Bolanda zabrzmiała duma - to serce
całej tej plątaniny cudów techniki: system komputerowy Selco-Ramsay
8300. Długość i szerokość geograficzna, szybkość, kurs i pełny meldunek
o stanie wszystkich urządzeń na pokładzie. Krótko mówiąc: podłączamy go
teraz do systemu sterowania statkiem. Jest w pełni zaprogramowany na
poszukiwanie USS Starbuck i dopóki go nie znajdziemy, ten zestaw
krzemu i mikroprocesorów będzie kierował statkiem.
- Szczyt sterylności - mruknął Pitt.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]