[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z więzienia znów zaczął nękać Lilę. Wiedział, że tacy nigdy nie przestają.
Podłoga była twarda i zimna. Wiercił się. Starał się nie myśleć o miękkim ciele na
łóżku. Kiedy Lila spytała, gdzie będą spali, wydawało mu się, że w jej głosie brzmi nie-
śmiałe zaproszenie. Nie skorzystał. Chciał udowodnić sobie i Hutchowi, że jest porząd-
nym człowiekiem.
Wreszcie zasnął; chrapliwy oddech Bu podziałał na niego usypiająco.
Obudziło go ciche skomlenie. W dodatku to nie pies skomlał. Skomlenie przeszło
w płacz, po chwili w krzyk.
- Zejdź ze mnie! Złaź! - wołała histerycznie Lila.
Brody zerwał się na równe nogi. Tak, w jej obronie gotów byłby pozbawić Whit-
takera życia.
Oczy przyzwyczaiły mu się do ciemności. Lila usiłowała zrzucić... Bubę.
Czym prędzej zdjął z niej psa.
- Już dobrze. To tylko Bu. Pewnie zmarzła na podłodze.
Zmarzła lub przyszła do Lili z miłości. Bo nie ulegało wątpliwości, że ją kocha.
Lila nie słuchała. Owinięta ciasno kocem, szlochając głośno, walczyła z niewi-
docznym wrogiem.
Brody zawahał się. Czy starczy mu siły? Usiadł na brzegu łóżka i wciągnął ją na
kolana, następnie rozluźnił koc, tak by miała wolne ręce. Lila walczyła nieprzerwanie,
teraz jednak raz po raz uderzała pięściami w jego nagi tors.
- Już dobrze - powtarzał, nie próbując powstrzymać ciosów. - Już nikt cię nigdy nie
skrzywdzi.
Stopniowo jej ciosy stawały się coraz słabsze, a szloch coraz cichszy.
- Więcej cię nie skrzywdzi. Nie pozwolę mu.
Po tych słowach Lila wzięła głęboki oddech, po czym oparła głowę na ramieniu
Brody'ego. Czuł, jak jej gorące łzy płyną mu po piersi.
- Brody?
- Tak, to ja.
- Przepraszam, nie wiedziałam. Wpadłam w panikę... Czuję się jak idiotka.
- Nie musisz przepraszać. Niektóre rany długo się goją. Zdarzają się i takie, które
zostają z nami na zawsze.
- Masz taką, Brody? Taką niezagojoną?
Przez chwilę milczał, czując straszny ucisk w gardle.
- Chyba wszyscy mają.
Westchnęła, jakby się z nim zgadzała.
- Dlatego śpię z zapalonym światłem.
- Jak chcesz, mogę zapalić lampę.
- Nie, nie trzeba. Połóż się koło mnie. Od podłogi ciągnie.
Usłyszał w jej głosie prośbę. Chciała być trzymana. I sprawdzić, na ile może mu
ufać.
Odsunęła się do ściany. Ułożył się obok, tak by jej nie dotykać. Sam sobie nie ufał.
Ponownie oparła głowę na jego ramieniu.
- Brody, pocałujesz mnie?
Wiedział, że nie powinien. Z różnych powodów. Lila jest siostrzenicą szefa. On
sam niewiele miał kobiecie do zaoferowania; od śmierci brata stracił chęć do życia. Cho-
roba Bu też źle na niego wpływała.
Zdawał sobie sprawę, że między ofiarą a ratownikiem często tworzy się silna więź.
Silna, lecz krótkotrwała. A Lila po tym, co przeżyła, w mężczyźnie policjancie może wi-
dzieć swój ideał, bohatera, postać heroiczną, a nie normalnego człowieka z krwi i kości,
który ma własne problemy.
Był tego wszystkiego świadom. Mimo to przywarł ustami do jej ust. Poczuł smak
poziomek.
- Mmm, jak cudnie - szepnęła.
Zamknął jej usta pocałunkiem, który odwzajemniła tak żarliwie, jakby całe życie
na niego czekała.
Ale chwila rozkoszy i zapomnienia nie trwała długo.
Bu, pozostawiona na podłodze, zatęskniła za towarzystwem. Wskoczyła na łóżko i
nie dała się zrzucić; na siłę wcisnęła się pomiędzy Lilę a swojego pana i zaczęła mruczeć
zachwycona tym, że się zmieściła.
- Przyszła nasza przyzwoitka - oznajmiła ze śmiechem Lila.
Dzięki Bogu, pomyślał Brody. Pogładził dziewczynę po mokrym od łez policzku.
Kiedy zacisnęła usta na jego palcach, szybko zabrał rękę.
Odzyskał rozum i siłę. Lila potrzebuje przyjaciela, obrońcy, nie faceta, który wy-
korzysta jej chwilową słabość. Podniósł z podłogi koce, okrył nimi Lilę, siebie oraz chra-
piącego psa.
- Idziemy spać - oznajmił.
Nie zaprotestowała, czyli nie była gotowa na nic więcej. On też nie był.
Pokój wypełnił się słodkim zapachem.
- Jakich używasz perfum?
- Żadnych. Mam wrażliwą skórę. Nawet mydło kupuję bezzapachowe.
Dziwne. Czyżby od paru tygodni prześladowały go omamy węchowe? Zamknął
oczy. Przypomniał sobie ostatni dzień z Ethanem; obaj mieli ręce umazane czerwonym
sokiem i nie posiadali się z radości, że wręczą mamie wielki kubek poziomek - sami nie
zjedli ani jednej - na przeprosiny za stłuczoną karafkę. Choć od tamtej pory minęło wiele
lat, wciąż widział roześmianą twarz brata, szkicującego krzak, z którego niedawno zry-
wali owoce.
Może zapach poziomek to dar od Ethana? Błogosławieństwo? Ethan, romantyk,
wierzył w takie rzeczy, w znaki z niebios.
Brody, realista, nie.
Po prostu Lila musiała ssać poziomkowe dropsy, myć włosy poziomkowym szam-
ponem, palić w domu świece o poziomkowym zapachu. Na pewno istnieje jakieś logicz-
ne wytłumaczenie.
Nie zamierzał jej o to pytać. Był zmęczony.
- Dobranoc, Lilo.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Obudziła się z nosem jak sopel lodu, ale poza tym czuła rozkoszne ciepło. Leżeli w
trójkę - ona, Brody i Bu - ściśnięci w łóżku przeznaczonym dla jednej osoby. W nocy
odwróciła się tyłem do ściany i wyciągnąwszy rękę nad śpiącym psem, położyła ją na
ramieniu Brody'ego.
Nie cofnęła jej. Korzystając z tego, że Brody śpi, przyjrzała się dokładnie jego
pełnym wargom, długim rzęsom, lekkiemu zarostowi, który ocieniał brodę i policzki,
czyniąc twarz jeszcze bardziej męską.
Zadrżała i wsunęła się głębiej pod koc.
Nic dziwnego, że w chacie było zimno. Przez szpary sączyło się do środka światło,
a zatem i chłód. Ścianę pokrywał szron.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]