[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Conan stanął chwiejnie na nogach, dysząc i klnąc z bólu. Z licznych ugryzień i
zadrapań sączyła się krew. Kiedy ochłonął i odzyskał oddech, wytarł ostrze o kudłatą nogę
bestii i schował je do pochwy. Potem zaczął macać wokół siebie, by znalezć lampę. Wkrótce
odnalazł ją i ponownie zapalił.
Martwy stwór u jego stóp był dziwaczną półludzką hybrydą. Kształtem przypominał
człowieka, jednakże pokryty był czarnym futrem jak niedzwiedz czy goryl. Ale nie była to
małpa, ciało bowiem i kończyny miały ludzkie proporcje. Z kolei głowa nie przypominała
niczego, z czym Conan wcześniej się spotkał. Miała skośne czoło i wystający, psi pysk, a
wąskie czarne wargi odsłaniały błyszczące kły. Bez wątpienia stwór ten był istotą rozumną o
prymitywnej kulturze, gdyż jego lędzwie zakrywała brudna przepaska.
Muriela, drżąc z przerażenia, słuchała wrzasków, ryku i łomotu, rozlegających się nad
jej więzieniem. Kiedy było po wszystkim, podjęła swe żałosne krzyki. Dzięki nim Conan
znalazł niszę w korytarzu. Jej podłogę stanowiła kamienna płyta zaopatrzona w pierścień z
brązu. Podniósł ją i po chwili złapał ręce, które wyciągnęła ku niemu Muriela.
Dziewczyna jęknęła i odskoczyła od skrwawionej zjawy, która pomogła jej wyjść z
lochu, ale dzwięk znajomego głosu Conana uspokoił ją. Cymmerianin pomógł jej przejść nad
kosmatym trupem barykadującym przejście.
Dziewczyna urywanym głosem opisała pomarszczoną zjawę, która chwyciła ją za
ramię, i opowiedziała, jak ten wielki potwór złapał ją i podniósł. Conan chrząknął.
Ta starucha musiała być kapłanką lub wyrocznią tej świątyni. Użyczała swego
głosu bogini z kości słoniowej. Za posągiem jest mała tajemna komnata. Ukrywając się w
niej, mogła bez trudu widzieć i przemawiać do tych, którzy przychodzili, by zasięgnąć rady
bogini.
A ten potwór? zaciekawiła się dziewczyna.
Conan wzruszył ramionami.
Crom wie! Może był jej sługą albo jakimś zniekształconym osiłkiem z puntyjskiej
dziczy, którego uznano za godnego, by służył w świątyni. W każdym razie on już nie żyje, a
kapłanka uciekła. Nie pozostało nam nic innego, jak czekać, aż ktoś przyjdzie zasięgnąć rady
wyroczni.
Możemy czekać miesiącami. Może nikt nigdy nie przyjdzie.
Nie, nasz przyjaciel Nahor wspominał, że władcy Puntu naradzają się z tą kościaną
dziewuchą przed podjęciem każdej ważniejszej decyzji. Myślę, że niebawem przyjdzie ci
odegrać rolę czaszkogłowej bogini.
Och, Conanie, tak się boję. Zresztą nie możemy tu zostać, nawet gdybyśmy chcieli,
bo pomrzemy z głodu.
Bzdury, dziewczyno! Nasz juczny koń ma na grzbiecie dość żywności na wiele dni,
a to miejsce nadaje się, by w nim odpocząć.
A co z kapłanką? upierała się przerażona dziewczyna.
Ta stara wiedzma nie może zrobić nam krzywdy teraz, gdy jej potwór nie żyje
powiedział Conan i dodał z uśmiechem: Oczywiście nie przyjąłbym z jej ręki jedzenia ani
napoju.
Zatem niech tak będzie cień smutku przeciął piękną twarz Murieli. Co
prawda nie jestem wyrocznią, ale przepowiadam, że ta przygoda skończy się dla nas
nieszczęściem!
Conan objął dziewczynę, by ją pocieszyć. I wtedy w porannym świetle, które wpadało
przez otwór w kopule, Muriela zobaczyła krew sączącą się z ran na jego piersiach.
Ukochany, jesteś ranny, a ja o tym nie wiedziałam! Muszę przemyć i opatrzyć ci
rany.
To tylko parę zadrapań mruknął Conan. Ale pozwolił jej zaprowadzić się do
studni na małym, zamkniętym dziedzińcu za świątynią. Dziewczyna zmyła zaschniętą krew i
owinęła ugryzienia pasami tkaniny. Pół godziny pózniej Conan i Muriela wrócili do rotundy i
spoczęli za filarem, w miejscu, skąd nie było widać bogini. Czuwając na zmianę, spali przez
cały dzień i noc.
Kiedy Conan przebudził się, promienie słońca, wpadające przez otwór w dachu,
tworzyły świetlisty słup, w którym wirował kurz. Muriela siedziała oparta plecami o kolumnę,
kryjąc głowę w ramionach.
Barbarzyńca przeciągnął się.
Muszę iść po jedzenie. Wez sztylet na wypadek, gdyby wróciła ta stara kapłanka.
Wspiął się po drabinie do komnaty z oknem. Przymocował hak do parapetu
przygotowując linę do zrzucenia. Raptem znieruchomiał i spojrzał na zachód, ponieważ
wydało mu się, że dostrzegł odległy ruch.
Za wzgórzami, które otaczały świątynię, wznosiły się mury miasta Kassali.
Ornamenty zdobiące dachy pałacu i świątyni mrugały w skośnych promieniach
wschodzącego słońca. Wszystko trwało w bezruchu. Miasto było jeszcze pogrążone w
głębokim śnie. Jednakże bystre oczy Conana dostrzegły rząd czarnych cętków
wyjeżdżających z bramy w kierunku świątyni. Nad nimi wznosił się obłok kurzu.
Nasi goście nadciągają szybciej, niż myślałem! zawołał do Murieli. Nie
mogę zostawić koni na widoku.
Przerzucił nogi przez parapet i szybko zsunął się na ziemię. Odwiązał konie,
docisnął popręg jednego, skoczył na siodło i oddalił się galopem, wiodąc za sobą dwa
pozostałe kuce. Kwadrans pózniej wrócił, dysząc po biegu pod górę. Wspiął się po linie i
wciągnął ją za sobą, potem podszedł do drabiny.
Są już blisko! wysapał. Przywiązałem kuce& w lesie& u stóp wzgórza!
Pospiesz siÄ™!
Wróciwszy do okna zobaczył, że szereg cętków zamienił się w kawalkadę,
podjeżdżającą już do pagórka, na którym wznosiła się świątynia. Popędził do drabiny, zsunął
się na dół i powiedział:
Chodz! Musimy ukryć się w komórce wyroczni. Pamiętasz, co masz mówić?
T tak, ale boję się. Nic nie wyszło, gdy próbowaliśmy w Alkmononie&
Wtedy był tam ten szubrawiec i przeklęci słudzy Bit Yakina. Tutaj kapłanka
straciła swego potwora, a nie widziałem, by ktoś inny mieszkał w świątyni. Tym razem będę
przy tobie. Chodz!
Złapał ją za rękę i prawie zaciągnął do komórki. Nim jezdzcy dotarli do świątyni,
Conan i Muriela stłoczyli się w małej komnacie za posągiem bogini z kości słoniowej.
Usłyszeli klekot kopyt, podzwanianie uprzęży i pomruk odległych głosów, gdy
przybysze zsiadali z koni. Pózniej Conan usłyszał ciężki łoskot metalu.
To na pewno krata szepnął. Kapłani muszą mieć klucz.
Głosy rozbrzmiały głośniej i zmieszały się z tupotem licznych stóp. Przez szczelinę w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]