[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kiedy siÄ™ poznali. - TÄ™ bliznÄ™?
- To pamiątka od żony - mruknął. - Ale teraz to nie
ma znaczenia.
Ujął jej dłoń i ścisnął odrobinę.
- Zaczekaj. - To nie był sen. Kate gwałtownie zamru
gała i głęboko zaczerpnęła tchu. - Co się stało?
- Spokojnie, Kate.
Nagle wszystko sobie przypomniała. Przewrócony
wóz. Odległy tętent. Niedzwiedz.
- SÅ‚odki Jezu!
Odzyskała pamięć i zerwała się z przerażeniem. %7łebra
bolały ją jak diabli, głowa...
- Och! - Przyłożyła rękę do czoła, by choć trochę po
wstrzymać dokuczliwe łupanie w skroniach. Miała wraże
nie, że ktoś tam w środku wali młotem.
- Wszystko w porządku. Trochę się potłukłaś. W pierwszej
chwili wyglądało to o wiele grozniej. - Will położył jej ręce
na ramionach. Nagich ramionach, stwierdziła z przeraże
niem. .. i zmusił ją, by położyła się z powrotem.
- Gdzie ja jestem? - Zagarnęła pod brodę miękkie fu
tra, którymi była przykryta, oderwała spojrzenie od Willa
i powiodła wzrokiem po obcym pomieszczeniu.
- W obozie Miwoków.
- Och... - Leżała w namiocie z garbowanej jeleniej
skóry. Tipi po indiańsku. W drodze do Tinderbox widziała
kilka podobnych namiotów, ale w żadnym nie była
w środku. Zobaczyła małe ognisko. Dym uchodził przez
otwór w dachu.
- Gdzie są moje ubrania? - spytała z przerażeniem.
Nigdy w życiu nie była w takiej sytuacji. - Co się stało?
- Odpoczywaj. - Will przykrył ją jeszcze jednym fu
trem. - Wszystko ułoży się jak najlepiej.
- Ale niedzwiedz...
- Zabity.
Zamknęła oczy, westchnęła ciężko, przeżegnała się
i bezgłośnie zmówiła pospieszną modlitwę.
- Jak się czujesz? - spytał.
Uchyliła powieki i znowu napotkała jego zatroskane
spojrzenie.
- Doskonale - westchnęła. - Tylko jestem trochę zmę
czona.
- KÅ‚amiesz.
Zmusiła się do uśmiechu, kiedy wsunął rękę pod futra
i ostrożnie dotknął jej boku. Rana była wprawdzie mocno
zabandażowana, ale i tak bolała jak diabli.
- Doktor mówi, że musi upłynąć kilka dni, aż skale
czenia na dobre się zasklepią. Na szczęście nie są tak głę
bokie, jak z początku myślałem. Dzięki Bogu to była krew
niedzwiedzia. Oczyściliśmy ranę...
- Ty czyściłeś?
- Lekarz. Ja tylko mu pomagałem.
- Och... - Popatrzyli na siebie. Kate spłonęła nagłym
rumieńcem. - Dziękuję.
Will tylko wzruszył ramionami i odwrócił się do ogni
ska, żeby poprawić węgle.
Na zewnątrz namiotu rozległy się czyjeś kroki. Ktoś
uniósł zasłonę. Do środka wszedł biały mężczyzna, które
go Kate nigdy przedtem nie widziała.
- Obudziła się pani - stwierdził. - To dobrze.
Przyklęknął przy niej i uśmiechnął się. Zachowywał się
całkiem swobodnie i miał miły, kojący głos. Potrafił do
dać otuchy. Kate od razu poczuła się o wiele pewniej.
- Mówiłem jej, żeby się nie forsowała - powiedział
Will.
- Co najmniej przez kilka dni. - Mężczyzna położył
rękę na głowie Kate. - Ma pani niezłe jajo na potylicy. To
musiał być ciężki upadek.
- Na potylicy?
- Na głowie - podpowiedział Will.
- Och! - roześmiała się i zaraz skrzywiła usta, bo
znów ją zabolały żebra.
- Jestem doktor Mendenhall, szanowna pani. Miło mi,
że mogłem pomóc.
- Dziękuję panu, panie doktorze, za wszystko, co pan
dla mnie zrobił.
- Szczerze mówiąc, niewiele miałem do roboty. Po
prostu przemyłem ranę. Will postąpił bardzo mądrze, że
nie pozwolił pani marznąc dzisiejszej nocy.
- Nie wiem, co by się stało, gdyby nie nadjechał w po
rę. - Popatrzyła na Willa, ale on uparcie unikał jej wzroku.
- Teraz niech pani odpocznie, pani Crockett - powie
dział lekarz i zaczął zbierać się do wyjścia.
- Proszę zaczekać! - zawołała Kate. Usiadła z trudem,
opierając się na zwiniętych futrach. - To pan opiekował
się moim zmarłym ojcem, prawda?
- Tak. Proszę przyjąć moje najszczersze kondolencje.
- Dziękuję. - Teraz zdawała sobie sprawę, co musiał
czuć jej ojciec, zupełnie sam, chory i osłabiony, wśród ob
cych ludzi, zdany jedynie na garstkę przyjaciół. Za dwa
tygodnie ja też będę sama, pomyślała z rozpaczą. - Wiem,
że zrobił pan dla niego wszystko, co tylko było można.
Jestem panu za to ogromnie wdzięczna.
Mendenhall zmarszczył brwi.
- Zadziwiające, że zmarł w ten sposób - powiedział
z zamyśleniem.
- Co to znaczy? - spytała z niepokojem.
- Przed samą śmiercią czuł się dużo lepiej - wyjaśnił
Will. - A potem nagle umarł.
- Bardzo... cierpiał?
- Nie. To była szybka śmierć. - Mendenhall pokręcił
głową. - Tylko raz widziałem podobny przypadek, ale wów
czas chodziło o zatrucie strychniną. Denat wypił truciznę
przez pomyłkę zamiast szklanki mleka. Strychnina miała po
służyć do tępienia gryzoni. Skonał na moich oczach.
- Aha. - Kate znów przycisnęła rękę do obolałej gło
wy i ułożyła się wygodniej. - Dziękuję, że mi pan to po
wiedział. Trochę mi lżej, kiedy się dowiedziałam, że ojciec
zmarł spokojnie.
- Dobranoc, pani Crockett. - Lekarz odrzucił płachtę
zasłaniającą wejście do namiotu.
Na zewnątrz przed namiotem stała Indianka.
Była to ta sama indiańska kobieta, która tydzień temu
z mężem i z dzieckiem zjawiła się w Tinderbox. Teraz
weszła do tipi i uklęknęła obok Kate.
Will powiedział do niej coś w języku Miwoków. Od
powiedziała mu krótkim pytaniem.
- Co ona mówi? - chciała wiedzieć Kate.
- Dopytywała się, czy lekarz dał ci dobrą opiekę - od
parł Will.
Indianka nagle odrzuciła futra okrywające Kate, obna
żając ją aż do pasa. Will bez zmrużenia oka popatrzył na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]