[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nieprawda - zaprzeczyła Annie, kręcąc głową.
- A ty jak się z tym czujesz? - pytanie Abby zmusiło ją, by wreszcie przy-
S
R
znała się do swoich uczuć.
- Bardzo chcę je urodzić - mówiąc to, zdała sobie sprawę, że to prawda i
nikt i nic tego nie zmieni.
- Musisz mu o tym powiedzieć, niech sam zdecyduje, jak się zachować.
Kiedy o tym pomyślała, wstrząsnął nią dreszcz. Z tego, co obliczyła, kie-
dy zdecydowali, że zacznie brać pigułki, było już za pózno. Ale on o tym nie
wiedział. Będzie uważał, że go oszukała.
- Poczekam, aż wróci z pracy. Powiem mu wieczorem.
- Będziesz miała czas, żeby...
W tej chwili zadzwonił telefon Annelise. Głos w słuchawce poinformo-
wał, że jej ojciec został przewieziony na odział ratunkowy z ostrym bólem w
klatce piersiowej.
- Mój tato jest w szpitalu. - Ogarnęło ją straszne poczucie winy. Przypo-
mniała sobie, jak stał na werandzie i machał jej ręką na pożegnanie. Przed wy-
jazdem celowo nie powiedziała mu, że go kocha. Nieważne, kto jest jej biolo-
gicznym ojcem, to ten człowiek przez całe życie kochał ją bezinteresowną mi-
łością. Nigdy sobie nie wybaczy, jeśli... - Muszę wracać do domu, zadzwonić
do Steve'a, zabukować lot, spakować rzeczy...
- Zadzwoń i spakuj tylko to, co najpotrzebniejsze - przerwała ten potok
słów Abby. Mówiła spokojnie i stanowczo. - Ja załatwię bilety.
Annelise tylko skinęła i wybrała numer Steve'a. Nie odbierał, więc nagra-
ła się na sekretarkę i zaczęła pakować walizkę. Abby odwiozła ją na lotnisko.
- Przykro mi, że tak to się wszystko skończyło - powiedziała Annelise
przez łzy. - Nie zdążyłyśmy się nawet lepiej poznać.
- Jeszcze będzie na to czas. Teraz zajmij się ojcem, no i ciesz się tym, co
w sobie nosisz - to mówiąc, poklepała ją po płaskim jeszcze brzuchu i pocało-
wała w policzek. - Przylecę do ciebie za kilka tygodni.
S
R
Póznym wieczorem Annelise z lotniska pojechała prosto do szpitala. Na
szczęście życiu ojca nie zagrażało już niebezpieczeństwo. Jego twarz rozjaśnił
uśmiech, kiedy zobaczył córkę. Patrzyła na niego chwilę w milczeniu, aż
wreszcie dopadła do łóżka.
- Tatusiu.
- Cześć, króliczku.
- Tak cię kocham. - Jak dobrze było wreszcie to powiedzieć.
Annelise walczyła z poczuciem winy. Gdyby nie wyjechała, to wszystko
być może w ogóle by się nie wydarzyło.
- Za ciężko pracujesz. Powinieneś wreszcie pomyśleć o emeryturze i za-
cząć cieszyć się życiem.
- Wziąłem to pod uwagę. Kiedy mnie stąd wypuszczą, zamierzam spędzić
tydzień w centrum rehabilitacji niedaleko naszego letniego domu.
- Zwietny pomysł - urwała. - Tato...
- Annelise, ja...
Oboje zaczęli mówić w tym samym momencie.
- Ty pierwszy.
- Znalazłaś dokumenty adopcyjne w rzeczach mamy, prawda?
- Tak. - Policzki zapłonęły jej ze wstydu. - Niczego tam nie szukałam, po
prostu chciałam posegregować jej ubrania.
- Wiem - przyznał i Annie zobaczyła, że jej ojciec nagle zaczął wyglądać
jak stary, zmęczony człowiek. - Nawet nie wiesz, jak mi przykro, że dowie-
działaś się o wszystkim w ten sposób. Powinniśmy byli ci o tym powiedzieć
już dawno temu.
- Dlaczego tego nie zrobiliście?
- Baliśmy się, że możemy cię stracić, a im dłużej to odkładaliśmy, tym
było trudniej. Wiesz, jaka była mama. Całe jej życie koncentrowało się na to-
S
R
bie.
- Tato, nigdy byście mnie nie stracili. Tak bardzo cię kocham, ale mam
jeszcze inną rodzinę, o której nie wiedziałam. Mam siostrę.
- Chciałbym ją kiedyś poznać.
- Już niedługo. Przyjedzie do Melbourne, kiedy wyzdrowiejesz. Wszyst-
ko będzie dobrze, zobaczysz - zapewniła.
Pózniej jednak, kiedy dzwoniła do Steve'a, zaczęła się zastanawiać, czy
rzeczywiście tak będzie. Zamierzał wrócić do domu za dwa dni, miała więc
czterdzieści osiem godzin, żeby przemyśleć, jak powiedzieć mu o ciąży.
- Też mam ci coś do zakomunikowania - powiedziała Cindy, napełniając
kieliszki szampanem. Annelise powiedziała jej, po co pojechała do Surfers Pa-
radise. Siedziały teraz na starej sofie w domu Cindy, jadły lody wiśniowe i słu-
chały Robbiego Williamsa. - Dostałam wreszcie awans.
- No to jest co świętować. - Annelise wzniosła toast. - Gratuluję.
- Postanowiłam się przeprowadzić, żeby mieć bliżej do pracy. Właściwie
zawsze jest okazja, żeby za coś wypić, prawda?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]