[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cameron skinął głową, nie starając się nawet ukryć bólu.
Podniósł wzrok na brata i spojrzał na niego z dziwną nieśmiałością.
- A więc ty i ta angielska róża to coś poważnego?
Heath pomyślał o miękkich ustach Jodie, które tak chętnie
odpowiadały na jego pocałunki, i o oczach, które rozjaśniały całą jej
twarz, kiedy była szczęśliwa.
- Nie wiem - powiedział, dziwiąc się samemu sobie. - Być może
tak. A ty, skąd wiedziałeś, że Marissa jest tą jedyną? Skąd miałeś
pewność, że warto dla niej zaryzykować?
- Po prostu wiedziałem. - Cameron uśmiechnął się. Wprawdzie
nie był to szeroki uśmiech, ale mimo wszystko Heath odetchnął z
ulgą. Miał wrażenie, że po raz pierwszy od kilku tygodni w życiu jego
brata zapalił się jasny promyczek.
- Tak? - odpowiedziała Mandy.
113
RS
- Mandy, mówi Jodie.
- Jodie! Jak wam poszło z facetem z biura imigracyjne-go?
Wszystko w porządku? Dotykałaś już krowy?
- Niezle. Chyba tak. Jeszcze nie. Mandy, wydaje mi się, że
popełniłam ogromy błąd.
- Dlaczego? Co się stało? Co jest nie tak?
Heath złamał mi serce, zanim zorientowałam się, jaką władzę ma
nade mną, pomyślała Jodie, pocierając kciukiem skroń.
- Zastanawiałaś się kiedykolwiek, dlaczego on się ze mną
ożenił?
-Cóż...
- No powiedz. Na pewno o tym myślałaś. Jest przystojny i
bogaty jak Midas. Zresztą dowiedziałam się o tym dopiero po ślubie.
Nie wydaję ci się trochę dziwne, że taki facet nie znalazł dotąd żony w
normalny sposób?
- No dobrze. Zastanawiałam się. Nawet rozmawiałyśmy o tym z
Lisą i Louise. Ale wydawałaś się taka pewna tego, co robisz, więc nie
chciałyśmy cię martwić. A co się stało?
- Wydaje mi się, że ożenił się ze mną po to, by zagłuszyć ból po
stracie kobiety, którą naprawdę kochał.
Po drugiej stronie słuchawki na chwilę zapadła cisza. W końcu
rozległ się pełen powątpiewania głos Mandy:
- Kto to taki?
- %7łona jego brata. Ona nie żyje.
- Jesteś pewna, że nie opowiadasz mi teraz jakiegoś epizodu z
Beach Street"?
114
RS
-Mandy...
- Jodie! Heath to wspaniały mężczyzna i ze wszystkich kobiet na
świecie wybrał właśnie ciebie. Przestań wymyślać jakieś spiskowe
teorie i ciesz się nim, dopóki jest twój. A jeśli się okaże, że mam rację,
daj mi znać. Postawiłam na niego dwadzieścia baksów.
Jodie z wrażenia zupełnie zatkało.
- Jodie, żartuję. No, może trochę. Rzeczywiście się założyłam.
Ale tak naprawdę żadna z nas tak nie pomyślała. Byłyśmy na ślubie.
Widziałyśmy, jak na ciebie patrzył, jak cię całuje.
- Kto jeszcze się założył?
- Ja, Lisa, Jake, Scott i kilku moich kolegów. Zadzwoniłam
nawet do Louise, ale odmówiła. A szkoda. Mogłaby zbić fortunę.
- Dobranoc, Mandy - powiedziała Jodie i odłożyła słuchawkę.
Może Mandy ma rację. Czas pokaże.
A czasu Jodie miała w nadmiarze.
Cameron odwzajemnił przyjacielski gest brata.
- Masz rację. Chyba powinienem już jechać. Zwłaszcza jeśli
między tobą a Jodie naprawdę dzieje się coś poważne go. Spędzę noc
u Eleny.
- Zostań. Tu jest mnóstwo miejsca.
- Muszę wracać do dziewczynek.
- To prawda. Ale nie zamawiaj taksówki. Wez mojego dżipa. I
tak zamierzamy tu zostać aż do Bożego Narodzenia. Elena
przyprowadzi mi samochód, kiedy będzie jechała do nas na święta.
Cameron skinął głową i ruszył do drzwi.
115
RS
Heath spojrzał w kierunku kuchni, w której od jakiegoś czasu
panowała podejrzana cisza. Jego żona i brat będą musieli zawrzeć
bliższą znajomość przy innej okazji. Teraz najważniejsze, żeby
Cameron bezpiecznie dojechał do domu.
Jeśli wszystko pójdzie po jego myśli, będą mieli dużo czasu, by
cieszyć się rodziną.
Jodie po raz kolejny wzięła do ręki tacę i tym razem
zdecydowanym krokiem ruszyła do salonu.
W salonie nikogo nie było. Usłyszała trzask zamykanych drzwi,
a po chwili do salonu wszedł Heath.
- Czy Cameron już pojechał?
Heath podniósł oczy i spojrzał na Jodie niewidzącym wzrokiem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]