[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Widocznie przejęła cechy pierwszej pani Montegeau -
właścicielki rubinowej broszki rozmiaru kurczaka.
Faith z uśmiechem słuchała Mel.
- Potem jakimś cudem zaczęli parać się jubilerstwem,
a rodzina weszła w posiadanie Rubinowych Bagien - ciągnęła,
nie przerywając jedzenia. - Chocia\ nazwa ta została
ukuta nieco pózniej. Legenda rodzinna głosi, \e owa ziemia
stanowiła okup za bogatego plantatora. Jeśli to prawda, człowiek
ten dobrze wiedział, jak zemścić się na swoich prześladowcach.
- Dlaczego?
- To wszystko działo się tu\ przed wojną Północy z Południem.
Przez kilka następnych lat nikomu nie udało się
sprzedać bawełny. Jednak jakimś cudem ród Montegeau nie
tylko zdołał przetrwać ten trudny okres, lecz jeszcze zbudował
w tym czasie okazałą rezydencję. Wtedy właśnie zaczęto
nazywać tę posiadłość Rubinowymi Bagnami, poniewa\
przypuszczalnie budowa domu została sfinansowana ze
sprzeda\y części rodzinnych klejnotów, które wcześniej
ukryto w pobliskich błotach. A mo\e te rubiny ukradziono
ze sklepu jubilerskiego? - Mel jęknęła sfrustrowana. - Trudno
dokładnie zapamiętać wszystkie te krwawe szczegóły.
W ka\dym razie klejnoty rodzinne najpierw zostały gdzieś
ukryte, a potem sprzedane. PieniÄ…dze przeznaczono na budowÄ™
domu.
Faith przypomniała sobie Walkera i jego niewygodny
sposób przenoszenia kamieni szlachetnych.
- Przestań prychać w swoją sałatkę - za\artowała Mel. -
Nie miałam na myśli tego rodzaju klejnotów "rodzinnych.
- Szkoda. Wyobra\am sobie, ile zapłaciłyby niektóre
rządy, \eby zobaczyć śmierć ostatniego z rodu Montegeau.
- Mo\e kiedyś. W dziewiętnastym wieku rodzina ta zaczęła
cieszyć się szacunkiem, a w dwudziestym przewa\nie
te\ jej się to udawało. Bi\uteria, połów krewetek, rolnictwo.
- Co to znaczy przewa\nie te\ jej się to udawało"?
- No wiesz, wcią\ trzymają w bibliotece naładowaną
strzelbę - chyba tę samą, z której zastrzelony został dziadek
Jeffa - jednak stopniowo przestawili siÄ™ z korsarstwa na import.
Widelec Faith zawisnął nad ostatnim liściem sałaty. Postanowiła
pominąć sprawę strzelby, a rozwinąć drugi z poruszonych
tematów.
- Z korsarstwa na import. To niezły przeskok.
- Wcale nie. Specjalizują się w bi\uterii i dziełach sztuki
pochodzÄ…cych ze starego kontynentu.
- Ojej! Czyli handlują dokładnie tym samym, co niegdyś
kradli.
Mel skrzywiła się.
- Nie mów tego przy papciu Montegeau. Jest przewra\liwiony
na punkcie rodzinnych czarnych owiec. Ilekroć Tiga...
- Kto taki?
- Antigua Montegeau, ciotka Jeffa, stara panna. Siostra
jego ojca. No wiesz - obowiązkowy świr.
Faith przełknęła sałatę, \eby się nie zakrztusić.
- Co takiego?
- No wiesz, zwariowana starsza krewna. W ka\dej rodzinie
musi być ktoś taki. Na Południu pomylency pełnią funk-
cje atrakcji turystycznych. Rząd powinien sporządzić specjalny
historyczny rejestr tutejszych wariatów. W drugim
mógłby zamieścić duchy.
- Nie rozumiem.
- Witaj na Południu. Potrzebowałam wielu miesięcy, \eby
ustawić w nale\ytym szeregu poszczególnych Montegeau,
umarłych i \ywych. - Mel oblizała widelec do czysta.
Strona 100
Elizabeth Lowell - Rubinowe bagna
- Gdybym sięgała do twojego kieliszka wina, daj mi po
łapach. Chocia\ lekarz mówi, \e łyczek lub dwa przy jakiejś
okazji nie zaszkodzą dziecku, chcę się spisać na medal.
- Spisać?
- Jako dobra matka.
Faith dostrzegła, \e przez ładną twarz Mel przemknął
smutek. Sięgnęła przez stół, by ująć dłoń przyjaciółki. Mel
miała nieciekawe dzieciństwo, głównie dzięki matce, która
otwierała usta tylko po to, \eby krytykować córkę. Jakimś
cudem Mel wyrosła na całkowite przeciwieństwo swojej
uszczypliwej matki. Od momentu, kiedy się poznały, Mel
zawsze była serdeczna, często się uśmiechała i prawiła mnóstwo
komplementów.
- Będziesz bardzo dobrą matką - zapewniła ją Faith, wychylając
się do przodu, \eby przez chwilę potrzymać dłoń
przyjaciółki. - Nauczysz swoje dziecko śmiać się, \yć pełnią
\ycia i szanować uczucia innych ludzi.
Mel westchnęła i niewyraznie się uśmiechnęła.
- Dzięki. Martwię się o to, \e mogę być taka jak moja
matka.
- Ona znalazłaby coś złego nawet u Pana Boga. Powiedz
mi coÅ› o swojej nowej rodzinie. WyglÄ…da na to, \e jest
znacznie bardziej interesujÄ…ca.
- Och, odkÄ…d zrezygnowali z rabunku i rozboju, stali siÄ™
całkiem normalnymi obywatelami, jeśli nie liczyć duchów
i zamykanego na strychu świra.
- Duchy te\ urzędują na strychu?
- Taak, ale w tych okolicach ukrywajÄ… tam jedynie \ywych
wariatów. I tylko wówczas, gdy ma przyjechać ktoś
naprawdÄ™ wa\ny.
Faith ze śmiechem potrząsnęła głową.
- Tęskniłam za tobą, Mel.
- Naprawdę? Ale potrzebna była dopiero wystawa bi\uterii,
\ebyś pojawiła się po tej stronie kontynentu?
- PrzyznajÄ™ siÄ™ do winy.
- Bardzo chciałabym zobaczyć tę wystawę, ale papcio
Montegeau osobiście dopilnował, \ebym przez cały czas
miała ręce pełne roboty. Nie dał mi nawet tyle wolnego czasu,
\ebym spotkała się z tobą podczas lunchu. Posprzeczałam
się o to z Jeffem. I wiesz co? Mój przyszły mą\ stanął
po stronie swojego ojca. To naprawdę mnie wkurzyło.
Faith zasłoniła się kieliszkiem wina, by ukryć uśmiech.
Podejrzewała, i\ panowie Montegeau nie chcieli, by Mel
przed ślubem zobaczyła rubinowy naszyjnik. Dobrze jednak,
\e Mel nie przyszła na lunch. Jedzenie było wspaniałe,
ale pózniejszy napad rzucił na resztę dnia niemiły cień.
- Wychodzę za mą\ za ostatniego dozorcę niewolników
- burknęła Mel, kiedy kelner zabierał talerze po sałatkach.
- NaprawdÄ™?
- Co takiego? Och, nie. Nie dosłownie. Być mo\e przed
wojną konfederacką klan Montegeau miał kilku niewolników,
ale szczerze w to wątpię. Rodzinne fortuny pojawiały
się i znikały jak ekspresowa winda, a niewolnicy byli naprawdę
drodzy.
- Jak ekspresowa winda?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]