[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ogóle możliwe.
- Gdybym tylko mógł ją czymś zainteresować, wciągnąć ją w
coś. Coś, co byłoby dla niej wyzwaniem - zwierzał się Richardowi
następnego dnia. - Rozumiesz, potrzebne jej spełnienie,
samorealizacja. To wyrabia poczucie odpowiedzialności.
- Mhm... - Richard siedział na tarasie w fotelu i nie wykazywał
większego zainteresowania rozterkami Marka.
- Ale jedyna rzecz, która ją interesuje, oczywiście poza nią samą,
to brydż. W czym, u licha, może się zrealizować Alicja Roberts? Jak
myślisz?
- Nie zawracaj mi głowy - Richard schował nos w gazetę. - Mam
dość swoich problemów. Mąż Ruth Carter dostał pracę w innym
mieście. Przeprowadzają się, a my tracimy najlepszą recepcjonistkę,
jaką kiedykolwiek mieliśmy.
- Kłopot w tym, że Alicja chyba nigdy nie czuła się za cokolwiek
albo kogokolwiek odpowiedzialna - ciÄ…gnÄ…Å‚ swoje Mark.
- Ruth pracowała u nas od pięciu lat, znała wszystkich
pacjentów. Naprawdę nie wiem, kto ją zastąpi...
- Zaraz, mówisz, że recepcjonistka... - poderwał się Mark.
- O, nie, Mark! Nie proponuj mi swojej przyszłej teściowej, wybij
sobie to z głowy!
- Ale Alicja byłaby doskonałą recepcjonistką! Jest piękna,
czarujÄ…ca...
- Zaraz, zaraz... czy mówisz o tej samej kobiecie, której przed
chwilą zarzucałeś lenistwo i nieodpowiedzialność?
- Przecież te rzeczy w niczym nie umniejszają jej wdzięku i
piękna. Czy od samego patrzenia na nią twoim pacjentom nie zrobi
siÄ™ lepiej?
- Mówiłeś, że jest niezaradna, niesamodzielna...
- Nie rozumiesz, że kiedy stanie się za coś odpowiedzialna, to ją
zdopinguje, pozna swoją wartość? Będzie mogła się sprawdzić, a to
124
SM
czyni cuda!
- Przykro mi, Mark, ale nie jesteśmy instytucją charytatywną -
powiedział Richard i zasłonił się gazetą.
- Słuchaj no, jeżeli ta kobieta odchodzi i musisz ją zastąpić...
- Nie. Zawsze ceniłem sobie kompetentnych pracowników. A
kobieta, która nie ma żadnego doświadczenia...
- Ile, do diabła, potrzeba doświadczenia, żeby odbierać telefony
i kierować ludzi do gabinetów! - Mark się upierał, ale wiedział, że
warto. To był znakomity pomysł. Praca, której Alicja mogłaby
podołać, która wyciągnęłaby ją z domu, dzięki której mogłaby
poczuć, że jest komuś potrzebna. Kiedy na tarasie pojawiła się Liza z
trzema szklankami mrożonej herbaty, Richard był już prawie
przekonany.
- Mark - odezwała się Liza - dzwoniła Crystal Morris. Chce się
umówić na spotkanie z wydawcą w Nowym Jorku. Macie pojechać i
omówić kampanie promocyjną twojej książki. Nie zapomnij do niej
zadzwonić.
- Dobrze - odpowiedział Mark, ale pochłonięty był zupełnie
innymi myślami. Richard się zgodził. Teraz trzeba tylko przekonać
AlicjÄ™.
- Alicjo, co ty wyprawiasz? - Cicely ze zdumieniem patrzyła, jak
jej matka wyciÄ…ga suknie z szafy, jednÄ… po drugiej.
- Próbuję wybrać sobie coś na jutro do pracy.
- Do pracy? O czym ty mówisz?
- Wiedziałam, że to cię zaskoczy - uśmiechnęła się. -Mam
zajęcie.
- Alicjo, przecież nigdy w życiu nie pracowałaś. Nic nie
rozumiem. Od kogo., to znaczy gdzie dostałaś tę pracę?
- Co powiesz na to, moje dziecko? - Przyłożyła bladozielony
sweterek do twarzy i przejrzała się w lustrze. -Chyba dobrze
podkreśla moje oczy. Mark powiedział, że powinnam wyglądać jak
najlepiej.
- Mark? - serce zaczęło bić jej szybciej. - A co on ma z tym
wszystkim wspólnego?
125
SM
- Po prostu wyświadczam mu przysługę. Widzisz, jego kuzyn,
nie... to chyba jego wuj. Ten okulista, który robił ci operację. On dał
mi pracę. - Cicely wstała zdumiona. - Zaraz, jak on się nazywa?
Hardy? Nie, chyba Hartley. Nieważne. Mark powiedział, że jego
recepcjonistka odeszła, a on zupełnie nie wie, kogo ma na jej miejsce
przyjąć. Jak tylko usłyszał, że szukają kogoś atrakcyjnego, pełnego
wdzięku osobistego, no i z podejściem do ludzi, od razu pomyślał o
mnie. A więc od jutra zaczynam.
- Poczekaj, Alicjo! Usiądz i pomówmy o tym spokojnie. - Cicely
posadziła matkę na krześle i uklękła przed nią. - Posłuchaj, nie
jestem pewna, czy to jest dobry pomysł. Wiem, że ostatnio czułaś się
lepiej, ale pamiętasz, co mówił doktor Davidson. Z twoim zdrowiem...
- Ale o to właśnie chodzi! Mark powiedział...
- O, Boże! - Cicely poderwała się na nogi. Gwałtownie odgarnęła
włosy. Jeżeli jeszcze raz usłyszy:  Mark powiedział", to...
- Co się stało, dziecko?
- Nic - odpowiedziała przez zaciśnięte zęby. - No, dobrze. Co
Mark powiedział?
- %7łe dla mnie to idealne miejsce pracy. Przecież to cały
kompleks medyczny. Pracuje tam chyba dziewięciu lekarzy, a wśród
nich i laryngolog, i specjalista od alergii. Mark twierdzi, że będę tam
bardziej bezpieczna niż w domu. Pani McGinnis będzie mnie odwozić
tam i z powrotem. Mark kazał cię pochwalić, że wynajęłaś gosposię z
prawem jazdy, To jak, może na pierwszy dzień lepsza będzie ta
niebieska?
Cicely zadzwoniła do Marka i z miejsca na niego naskoczyła.
- To po to tak się skradałeś chyłkiem za moimi plecami, żeby
namówić Alicję...
- Chyłkiem? - przerwał jej. - Przecież za każdym razem
wchodziłem głównymi drzwiami. I za każdym razem miałem
nadzieję, że ujrzę choć przez chwilę twą piękną twarz.
- Tak, chyłkiem! Namówiłeś matkę, żeby poszła do pracy,
podczas gdy... Mark, jak mogłeś? Przecież ona jest chora.
- Spokojnie, Cicely. Praca to najlepsza rzecz, jaka może się jej
126
SM
przytrafić. Potrzebne jej poczucie, że sama jest w stanie się o siebie
zatroszczyć.
- Ale niepotrzebne jej stresy, a troszczÄ™ siÄ™ o niÄ… ja! I niezle mi to
idzie!
- Kochana, nie rozumiesz, że potrzebne jej poczucie
odpowiedzialności za innych? %7łe musi przestać myśleć tylko o sobie?
- Mark, zostaw, proszę swoją psychiatrię dla pacjentów, którzy
ci płacą. Ja nie potrzebuję leczenia, a Alicja nie jest świnką morską.
- Troszczę się o nią. Naprawdę. I o ciebie też. Robię to, co
uważam za najlepsze...
- Znowu swoje! Panie Dolan, ostrzegam pana, że jeśli nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl