[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kiedy nie spadały już na nas krople wody. Stąd, z tej chatki, wszystko było możliwe.
Ciąg dalszy i następne wyniki nie zaprzeczyły tym przewidywaniom. Wprost przeciwnie.
***
Tytanicznym przedsięwzięciem było wzniesienie palisady. Zaczęło się od straszliwej
pracy, jaką było wykopanie na całym czterystumetrowym obwodzie wąskiego rowu,
głębokiego na trochę mniej niż metr, w który wsadzone miały być bambusy tworzące
palisadÄ™.
Jedynymi narzędziami, jakimi dysponowaliśmy, były łopaty, które wycięliśmy z
bambusa wykorzystując jego zaokrąglony kształt, służące do kopania i wyrzucania ziemi.
Praca rozpoczęta w błocie i deszczu była wyczerpująca. Nasze bambusowe łopaty nie
były najlepsze, nawet jeśli najpierw "spulchniło się" ziemię maczetą. Nie szczędziliśmy
wysiłków, które przyniosły jednak mierne rezultaty. Aopaty szybko się zużywały, a
rękojeści kaleczyły dłonie. Ponadto, kiedy osiągnęło się już pewną głębokość, trzeba
było pracować z wyciągniętą ręką, z ramieniem na pół zagłębionym w ziemi, na
kolanach, w bardzo niewygodnej pozycji. Tylko bardzo drobna Mała, która pracowała
jak wszyscy, potrafiła wśliznąć się do rowu i kopać, pochylona, między stopami, co było
już nieco wygodniejsze.
Nie zezwalałem na żaden odpoczynek i nikt się nie skarżył, ale był to dosyć uciążliwy
chrzest. Posuwaliśmy się do przodu dziesięć metrów dziennie i wszyscy byli
wykończeni. W takim tempie musiało to potrwać ze czterdzieści dni. Zwróciłem się więc
do Montaignes'a i poprosiłem, by zastanowił się, co moglibyśmy zrobić, żeby uniknąć
kopania na całym perymetrze.
- Hmmm... CoÅ› w rodzaju rowu przerywanego, tak?
- No tak, ale bez uszczerbku dla wytrzymałości. Na przykład maksymalnie
wykorzystujÄ…c drzewa jako podpory...
- Może mam pomysł... - powiedział zainteresowany nowym problemem.
I wspólnie opracowaliśmy ostateczną strukturę ogrodzenia. Zaproponował
rozmieszczenie od wewnątrz ukośnych słupów, podtrzymujących palisadę...
- Jakby takie podpory, wbite w ziemię i napierające na palisadę. W ten sposób
rzeczywiście moglibyśmy uniknąć części kopania. Przyszedł mi wtedy dodatkowy
pomysł:
- A te podpory nie mogłyby wystawać na zewnątrz?
- Hmm... Tak, a po co?
- %7łeby miały zaostrzone końce!
Montaignes wyznaczył, w których miejscach należy kopać. Postanowienie o
zredukowaniu prac do ludzkich wymiarów ucieszyło wszystkich. W trakcie ostatnich dni
kopania rowów mieliśmy nawet jeden dzień bez deszczu, z niskim pułapem szarych
chmur. A nazajutrz, kiedy się obudziliśmy, po raz pierwszy od dawna świeciło słońce.
Kilka godzin pózniej, podczas pracy, zdaliśmy sobie sprawę, że naprawdę powróciło,
zdecydowane wszystko wysuszyć i rozgrzać! Nasze plecy nabierały czerwonego koloru.
***
Pózniej zajęliśmy się ścinaniem bambusów. Była to praca przyjemniejsza i dużo
łatwiejsza. Obliczyłem, że wielką roślinę ściąć można czterema uderzeniami maczety.
Dokładnie opracowałem uderzenia i byłem bardzo dumny ze swojej szybkości. Ciach!
Ciach! Ciach! Rąbałem bez przerwy i wycinałem całe lasy. Następnie bambusy
przenosiliśmy do fortu, bo tak już nazywaliśmy to miejsce.
Po ukończeniu rowu, jako że wstępny montaż palisady nie wymagał udziału wszystkich,
wyznaczyłem Montaignes'owi i Małej nowe zadanie.
- Potrzebujemy mebli. Aóżek, różnych rzeczy, żeby było wygodnie. Zorganizujcie jakąś
funkcjonalną kuchnię. Wysilcie wyobraznię i zróbcie wszystko, co wam się uda.
Podczas budowy schronu przekonałem się, że Mała doskonale znała się na lianach i
wiązaniach. Co do Montaignes'a, trudno sprawić mu większą przyjemność niż prosząc
go, żeby coś wymyślił.
Paulo i ja wybieraliśmy trzciny najgrubsze, takie o dwudziestopięciocentymetrowych
średnicach, i wbijaliśmy je w rowy cementując podstawę za pomocą ziemi, wody i
drewnianych kołków, w odległości centymetra jedne od drugich, tak by było miejsce na
liany, które wszystko miały wzmocnić. Na razie nie zajmowaliśmy się zaostrzonymi na
końcach podporami, o których rozmawiałem z Montaignes'em. Po prostu w
odpowiednich miejscach pozostawialiśmy nieco większą przestrzeń między palami.
I tak pracowaliśmy dzień po dniu. Powoli krąg zamykał się od strony lasu, zasłaniając
już połowę krajobrazu. Codziennie solidnie stawialiśmy jakieś trzydzieści pali na
odcinku dwudziestu metrów.
Ze swej strony Mała i Montaignes cięli bambus we wszystkich kierunkach. Powstawały
pałąki, żerdzie, kołki tajemniczo powiązane między sobą, dookoła schronu było ich
pełno. Najpierw zbudowali nam łóżka, proste, ale bardzo wygodne. Cztery nogi, prosto
ucięte z grubych kawałków bambusa. Wewnątrz kwadrat tworzący ramę, na której
rozpięta była gęsta siatka z lian. Ponadto w budowie był schron przeznaczony na
kuchniÄ™.
W ten sposób wkrótce okazało się, że z naszego brzegu wycięliśmy wszystkie bambusy,
a rosnące wokół drzewa wypierały z okolicy inne rośliny, toteż teraz po następne trzciny
trzeba już było chodzić dosyć daleko. W pobliżu miejsca, gdzie najpierw przybyliśmy
niczym zagubione zwierzęta, rosło ich mnóstwo. Stwarzało to okazję do pieszych
wycieczek, ale powrót był trudniejszy, jako że trzeba było przenosić gigantyczne trzciny
długości ośmiu do dziesięciu metrów i to w ilościach przemysłowych.
Pewnego ranka wybraliśmy się tam wszyscy. Przez większość dnia cięliśmy, ile się dało.
Po południu wrzuciliśmy do wody ze trzydzieści pni, powiązaliśmy je razem i tak
powstała tratwa, dzięki której można było przetransportować całą resztę. Najpierw trzeba
było przenieść ładunek na tę chwiejną i długą platformę. Następnie, idąc na zmianę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl