[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Podoba ci się? - zapytał ze zmysłowym uśmiechem.
R
L
T
Odruchowo oblizała wargi.
- Może być - wydusiła z siebie.
- To kiepski komplement. Zmienisz zdanie, kiedy pokażę ci, co umiem zrobić ze
swoim ciałem.
Podszedł do niej i omiótł wzrokiem jej szczupłe biodra, płaski brzuch, jędrne pier-
si. Delikatne, filigranowe ciało obleczone nieskazitelną, bladą skórą. Wziął do ust jej su-
tek, liżąc go niemal z nabożeństwem. Ciało Lizzy wygięło się spazmatycznie. Schodził
ustami niżej, coraz niżej, lecz nagle się rozmyślił. Nie mógł już dłużej wytrzymać. Pożą-
danie rozsadzało go od środka. Zbyt długo na to czekał, zbyt długo o tym marzył. Musiał
wreszcie poczuć ją całym sobą.
- Nie mam prezerwatywy - wyznał. - Jesteś zabezpieczona?
Skinęła głową. Od sześciu miesięcy brała pigułkę. Nie z powodu bujnego życia
erotycznego - ponieważ takowe nie istniało - tylko ze względu na ostre bóle brzucha, któ-
re co miesiąc ją nękały. Ta prozaiczna myśl natychmiast wyparowała jej z głowy, gdy
poczuła, jak Louis wchodzi w nią jednocześnie gwałtownie i łagodnie. Porwała ją fala
rozkoszy, wynosząc coraz wyżej na szczyty cielesnej - czy aby tylko? - ekstazy. Gdzieś
na końcu, tuż przed boską eksplozją, która pochłonęła jej całą istotę, umysł niczym bły-
skawica przecięła przerażająca myśl, która wstrząsnęła nią do głębi.
Myśl, której nie dało się ubrać w słowa, ale która wypłynęła prosto z dna jej ser-
ca...
Nie wiedziała, jak długo leżeli obok siebie, łapiąc oddech, odzyskując świadomość.
Spojrzała w przystojną, mroczną twarz Louisa. Jego oczy nadal płonęły, a na ustach błą-
kał się błogi uśmiech, który odruchowo odwzajemniła.
Nagle poczuła się jak nastolatka, która przespała się potajemnie z chłopakiem pod
nieobecność rodziców. Co było po części prawdą.
- Musisz już iść. W każdej chwili może tu ktoś przyjść - wyszeptała.
Zdało jej się, że jego twarz posmutniała. Spuścił wzrok, a po chwili pocałował ją w
usta z niebywałą czułością. Wstał i ubrał się, po czym usiadł na brzegu łóżka.
- Rano wylatuję do Londynu - oświadczył.
Nie odpowiedziała. Poczuła jedynie bolesne ukłucie w piersi.
R
L
T
Louis czekał, aż Lizzy zapyta, kiedy znowu się spotkają, lecz tego nie uczyniła.
- Nie mam twojego numeru telefonu.
Wyłowił z kieszeni spodni komórkę. Lizzy nadal milczała jak zaklęta.
Zastanawiała się gorączkowo, co powinna zrobić. Nie umiała odsunąć od siebie
myśli, że znajomość z tym mężczyzną to prosta droga do złamanego serca. Przypomniała
sobie jednak, że przecież jest twardą dziewczyną, której nikt nigdy nie zranił, ponieważ
nie potrafił. Przezornie obudowała serce grubym, wysokim murem. Była pewna, że nikt
go nie przebije. Chyba że ktoś, w kim kiedyś się zakocha... Dlaczego miałaby więc rezy-
gnować z tej ekscytującej przygody? Seks z Louisem był nieziemskim przeżyciem. Czu-
ła, że coś ich łączy; nie uczucie, lecz pewne podobieństwo, wspólny temperament, zgod-
ność ciał.
Wreszcie podyktowała mu swój numer. Zapisał go i odetchnął z ulgą.
- Kiedy wracasz do Londynu? - zapytał, siląc się na nonszalancki ton. - Skontaktu-
jÄ™ siÄ™ z tobÄ….
- W porządku - odparła niedbale. - Jeśli masz ochotę... - Usiadła w łóżku, przykry-
wając nagość grubą kołdrą. - Wracam na początku przyszłego tygodnia.
- Już się nie mogę doczekać.
Wpatrywała się tak długo w jego czarne oczy, aż odniosła wrażenie, że lada chwila
w nich utonie, przepadnie na zawsze. Dlaczego te chwile  po" są takie trudne, niezręcz-
ne? Język wydaje się sztucznym tworem, niezdolnym do opisania tego, co się czuje i my-
śli. Nie, to szaleństwo, zganiła się w duchu. To tylko skutek uboczny fantastycznego sek-
su. Mózg nie funkcjonuje jeszcze prawidłowo, normalnie.
Wróć na ziemię i mocno po niej stąpaj, instruowała się w myślach.
Zanim wyszedł, Louis rzucił jej krótkie spojrzenie i posłał uśmiech, którego nie po-
trafiła rozszyfrować. Opadła z powrotem na łóżko, nadal czując zapach jego ciała na
prześcieradle, a na wargach smak jego ust.
Zamknęła oczy i spróbowała znowu wyłączyć umysł.
I serce.
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
Louis z łatwością odnalazł właściwy adres. Zahamował przed budynkiem szkoły i
zgasił silnik. Placówka edukacyjna z zewnątrz przypominała mały zakład karny; budynek
był ponury, odrapany, we wszystkich oknach wmontowane zostały kraty. Już rozumiał,
dlaczego Lizzy roześmiała się, gdy wspomniał o tym, że chciałby na własne oczy zoba-
czyć jej miejsce pracy. Poczuł się idiotycznie, przyjeżdżając tu swoim luksusowym ma-
serati.
Wzruszył ramionami. Po co się przejmować takimi głupstwami? Przecież zjawił się
tutaj w ważnej sprawie. Przez kilka dni próbował dodzwonić się do Lizzy. Bez skutku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl