[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pięcioma.
 A co z hymnami, panie kapitanie?
 Będziemy śpiewać te same co ostatnim
razem, Burtweed. Obawiam siÄ™, że nie doÅ›­
wiadczyliÅ›my jeszcze wszystkich niebezpie­
czeństw morza.
144
15
W Adenie, po raz pierwszy od opuszczenia
Tilbury, cisza i spoikój zagościły na statku.
Kiedy opuszczono na mostku żółtą flagę
kwarantanny, pasażerowie zaczęli się tłumnie
pchać na lÄ…d, jak dzieci wypadajÄ…ce ze szko­
ły w słoneczne popołudnie. Stado motorówek,
trzęsących jak stare dryndy, przewoziło ich
przez zapaćkanÄ… oliwÄ… wodÄ™ do wÄ…skiego mia­
sta pod ostrymi skalnymi urwiskami, gdzie
Europejczycy skwierczą w słońcu i ziewają
przez cały okres swojej służby. Przy kruchych,
maleńkich sklepikach nadbrzeżnych ugrzecz-
nieni arabscy kupcy w jaskrawych, obszernych
niby balony strojach stali wyczekujÄ…co nad
stosami indyjsikich sandałów, egipskich torebek,
japońskich zapalniczek, niemieckich zegarków
i amerykańskich aparatów fotograficznych.
Podróżnicy pełni entuzjazmu i chęci zysku, od
czasów  Eothena"* z każdego angielskiego
przewodnika wiedzÄ…cy o znaczeniu wykłóca­
nia siÄ™ o ceny w gorÄ…cym klimacie, wychodzili
na brzeg gotowi targować się zawzięcie, ale
kupcy po prostu kłaniali się im z godnością
i gÅ‚adzili swoje gÄ™ste czarne bokobrody, pew­
ni, że pod wieczór uwolniÄ… klientów od pie­
niÄ™dzy w sposób równie nie wymagajÄ…cy wy­
siłku i przyjemny, jak trawienie posiłków.
Na statku Ebbs leżaÅ‚ na różowej sofie usi­
łując rozerwać się czytaniem  Mgnienia oka",
książki o brykiecie, napisanej przez Willy'ego
Boasta.
 Jakże dzielnie stali angielscy chÅ‚opcy, ra­
miÄ™ przy ramieniu, w ciÄ…gu tego skwarnego
dnia boju  czytał.  Powstając jak Feniks
z popiołów po pierwszych okresach bronienia
*  Fothen"  pierwszy starożytny przewodnik.
10  'Kapitański stół
145
siÄ™ i zdobywania punktów »gardzÄ…c rozkosza­
mi, a żyjÄ…c w trudzie-" zadawali wrogowi z an­
typodów sromotne klÄ™ski i caÅ‚e szeregi toskaÅ„­
skie, będące po stronie dziecińca, nie mogły
powstrzymać się od okrzyków radości. Ostatni
angielscy gracze w krykieta, na których przy­
szła kolej bronić barw drużyny:
Dwa psy czarnej świętego Hubertusa rasy
Niezrównanej odwagi, szybkości i krasy
na jeden moment przywołali sławą błyszczące
dni wielkiego Victora Trumpera czy złotego
wieku, kiedy nieporównany W. G. rozsypywał
biegi ze swego palanciego rogu obfitości lub
też nawet kiedy magicznym zaklęciem Anglii
byÅ‚o "-WykaÅ„czajcie ich pojedynczo!« Lecz nie­
stety! Fatalne odchylenie palantem skierowało
piÅ‚kÄ™ w »tÄ™ dwurÄ™cznÄ… machinÄ™« przy bramce.
Sed fugit interea, fugit irreparabile tempus*!"
Z uczuciem zawrotu głowy Ebbs zabrał się
do drugiego tomu ze statkowej biblioteczki:
 Koniec gazowni". Otworzył na chybił-trafił
i czytał:
 Tego wieczora w powietrzu Ovalu** uno­
siła się magia. Dotykała błyszczących ostrzy
angielskich krykieciarzy, jak Ariel brykaÅ‚a do­
koÅ‚a podkradajÄ…cych siÄ™ graczy drużyny ata­
kującej, nawet same gazometry wydawały się
gotowe do taÅ„ca na rozkaz Oberona. Angiel­
ski kapitan  prawdziwy rycerz bez trwogi
i zmazy  przywoÅ‚ywaÅ‚ wielkie dni bÅ‚yskotli­
wego Victora Trumpera czy szczodre czasy,
kiedy nieporównany W. G. rozsiewał biegi ze
swego palantowego siewnika, czy też kiedy
bojowym hasłem Anglii było: >> Wykańczajcie
* Sed fugit interea, fugit irreparabile tempus  Lecz
tymczasem mija czas, mija bezpowrotnie (Å‚ac).
** The Oval  nazwa londyńskiego boiska krykieto-
wego.
146
ich pojedynczo!*' A wieczorem herbata i zwy­
cięstwo pojawiły się razem. Fortes fortuna
adiuvat*!"
Ebbs rzuciÅ‚ książkÄ™ na podÅ‚ogÄ™ i wstaÅ‚. Za­
czął się energicznie drapać. W nocy wysypka
rozlała się, tworząc duże, różowe napuchnięte
plamy. CzuÅ‚ siÄ™, jakby nawÄ… weÅ‚nianÄ… kami­
zelkę włożył podszewką na zewnątrz.
Wziął czapkę i wyszedł na zalany słońcem
pokÅ‚ad, zachowujÄ…c siÄ™ jak czÅ‚owiek odprowa­
dzający swe dzieciństwo na miejsce wiecznego
spoczynku.
Statek byÅ‚ pusty. PokÅ‚ady rozbrzmiewaÅ‚y je­
dynie leniwymi krokami nie przywoływanych
stewardów, wiecznie skaczące piłeczki ping-
-pongowe leżały unieruchomione, krążki do
gier pokÅ‚adowych porzucono w Å›ciekach odpÅ‚y­
wowych, salony byÅ‚y puste, z wyjÄ…tkiem pa­
larni, gdzie w swoim kąciku chrapał Willy
Boast. Ebbs delektował się żałośnie przelotną
chwilą spokoju. Pod nim hałaśliwie odbiła od
burty ostatnia na wpół pusta motorówka: uj­
rzał panią Porteous siedzącą na ruiie obok
mężczyzny w eleganckim tropikalnym ubraniu,
w którym po chwili rozpoznał Shawe-Wilsona.
 Uhm  mruknÄ…Å‚. MiaÅ‚ nadziejÄ™, że zaj­
mÄ… siÄ™ sobÄ….
Starszy mechanik w zaoliwionym kombine­
zonie, z czerwonÄ… twarzÄ… pokrytÄ… kroplami po­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl