[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ge u. Już wtedy był zerem. Miał przed sobą mnóstwo szans i wszystkie zmarnował.
Klug ponuro wpatrywał się w podłogę.
Jestem jednym z czołowych...? spytał go Lars.
Z czołowych uzdrowicieli naszego chorego społeczeństwa odparł Klug nie
podnosząc wzroku. Takich jak pan jest niewielu. Nie może pana spotkać krzywda.
Lars, Pete Freid i Jack Lanferman ryknęli śmiechem.
A więc dobrze powiedział Klug.
Wzruszył ramionami i zaczął pakować swoich dwunastu maleńkich żołnierzyków
i cytadelę Monitor. Miał minę skopanego psa. Sprawiał wrażenie zupełnie zgaszo-
nego. Najwyrazniej zbierał się do odejścia, co w jego przypadku było czymś wyjątkowo
dziwnym. Wprost niesłychanym.
Nie zrozum nas zle... zaczÄ…Å‚ Lars.
Nie o to chodzi rzekł Klug zamyślonym głosem. Na pewno się ze mną nie
zgodzicie, ale prawda jest taka, że wcale nie pomagacie zdeprawowanemu społeczeń-
stwu w zaspokajaniu jego niezdrowych żądz. Aatwiej jest wam udawać, że zaprzedali-
ście się złemu systemowi.
Nigdy w życiu nie zetknąłem się z tak dziwną logiką powiedział Jack Lanferman
z autentycznym zdziwieniem. A ty, Lars?
Chyba wiem, o co mu chodzi odparł Lars tylko on nie wie, jak to wyrazić.
Klug uważa, że ponieważ zajmujemy się projektowaniem i produkcją broni, sądzimy, iż
powinniśmy być twardzi. To nasz święty obowiązek. Ludzie, którzy wymyślają i tworzą
urządzenia do wykańczania innych ludzi, powinni być cyniczni. Tylko problem w tym,
że zasługujemy na miłość.
Tak. Klug kiwnął głową. To właściwe słowo. Miłość jest podstawą życia całej
waszej trójki. Zwłaszcza pańskiego, panie Lars. Spójrzcie tylko na straszliwe instytucje
policyjne i wojskowe, które w rzeczywistości nami rządzą. Porównajcie własne motywy
z motywami KACH-u oraz FBI i KVB. SeRKeb-u i Narbez-u. PodstawÄ… ich...
Podstawą mojego życia jest nieżyt żołądka i jelit przerwał mu Pete. Zwłaszcza
w pózne sobotnie wieczory.
Ja mam problemy z okrężnicą powiedział Jack.
A ja mam chroniczne bakteryjne zakażenie dróg moczowych rzekł Lars.
Zwłaszcza, gdy wypiję za dużo soku pomarańczowego.
Klug ze smutkiem zatrzasnął wielką skrzynię i zaczął odchodzić.
No cóż, panie Lanferman powiedział uginając się pod jej ciężarem, jakby po-
woli uchodziło z niego powietrze. Doceniam to, że zechciał mi pan poświęcić chwi-
lÄ™ czasu.
Pamiętaj, co ci powiedziałem przypomniał mu Pete. Przynieś mi model
zjedna ruchomą częścią, wtedy...
61
Dziękuję bardzo odparł Klug i pełen jakiejś godności zniknął za rogiem.
Stuknięty rzekł po chwili Jack. Tyle mu zaoferowaliśmy: Pete swój czas
i zdolności, ja możliwość skorzystania z naszych warsztatów. A on sobie poszedł.
Jack pokręcił głową. Nie mogę tego pojąć. Ani trochę nie rozumiem, jak on funk-
cjonuje. Po tylu latach.
Dlaczego zasługujemy na miłość? spytał Pete. Pytam serio, chciałbym się
dowiedzieć. Niech mi który powie.
Na to Jack Lanferman udzielił mu ostatecznej, wiążącej odpowiedzi:
A co to, kurna, ma za znaczenie?
11.
A jednak to ma znaczenie, pomyślał Lars, kiedy super szybkim ekspresem wra-
cał z San Francisco do swego biura w Nowym Yorku. Historią kierują dwie zasady: żą-
dza władzy i, jak powiedział Klug, zasada uzdrawiająca, bezpodstawnie nazywana mi-
łością .
Machinalnie przeglądał pózne wydanie gazety, które położyła przed nim troskliwa
hostessa. Ujrzał wielki nagłówek:
Nowy satelita nie jest własnością Wschodniego Oka, jak donosi wstępny raport SeRKeb-
u, wykonany na zlecenie NZ-Zach Narbez-u.
Raportu domagała się bliżej nieokreślona organizacja o nazwie Senat Stanów
Zjednoczonych . Rzecznik: tajemnicza persona, niejaki Nathan Schwarzkopf.
W ZSRR równie nierzeczywisty byt o nazwie Rada Najwyższa krzyczał histerycznie,
by ktoś zainteresował się satelitą o nie wyjaśnionym pochodzeniu, wprawdzie jednym
z siedmiuset, lecz za to dość osobliwym.
Mógłbym zatelefonować? spytał Lars hostessę.
Przyniesiono mu wideofon i podłączono do gniazdka w oparciu fotela.
Chcę mówić z generałem Nitzem rzekł ostro, gdy połączył się z centralą wide-
ofonicznÄ… w Festung Waszyngtonie.
Podał w całości swój dwudziestoelementowy kod kogiczny i potwierdził go wsa-
dzając kciuk w okienko wideofonu. Kilometry kondensatorów w postaci dwóch skrę-
conych przewodów zanalizowały i przekazały dalej odcisk linii papilarnych. Wreszcie
w centrali podziemnego kremla układ autonomiczny posłusznie połączył go z funkcjo-
nariuszem (człowiekiem tym razem), pierwszym w długim szeregu urzędników odgra-
dzających generała Nitza od... rzeczywistości, jeśli można się tak wyrazić.
Zanim Lars połączył się z generałem, ekspresowy statek powoli zaczął opadać lotem
ślizgowym na Lądowisko Wayne a Morse a w Nowym Yorku.
Na ekranie zmaterializowała się twarz w kształcie marchewki: o szerokim czole, zwę-
żająca się ku podbródkowi, z głęboko osadzonymi oczami jak dwie szparki i siwymi
włosami, które przypominały perukę i być może były nią rzeczywiście. Pod brodą ge-
63
nerała na znajdował się cudowny, pokryty insygniami, twardy jak stal kołnierz kry-
za. Wzbudzające nabożną cześć medale nie były widoczne, bo nie zmieściły się na ekra-
nie.
Panie generale powiedział Lars. Jak sądzę, posiedzenie Rady jest w toku. Czy
mam natychmiast przyjechać?
Po co, panie Lars? mruknął sardonicznie generał Nitz. W taki właśnie sposób
zwykł zwracać się do innych. Niech mi pan powie, po co. Ma pan zamiar dotrzeć do
nich dzięki pańskiemu darowi jasnowidzenia, czy też za pomocą stukania porozumie
siÄ™ pan z ich duchami podczas seansu spirytystycznego?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]