[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Znów zaklął pod nosem. Nie zamierzał interesować się kobietą, która mogła
mieć tak fatalny wpływ na jego rodzinę, a po tym wszystkim, co odkrył na temat
52
S
R
miłości i małżeństwa, powinien zachować zdrowy rozsądek i w nic takiego się nie
pakować.
- Poszła sobie?
Podniósł gwałtownie głowę na dzwięk głosu Belindy.
- Pytam, czy sobie już poszła - powtórzyła Belinda. - Minęłam się z nią?
- Jeśli masz na myśli Eloise, to jest teraz z nim - odparł i wstał. - Co tu robisz?
Umówiliśmy się...
- Ty się umówiłeś. Ja nie przypominam sobie, bym cokolwiek mówiła. -
Belinda poprawiła płaszcz i dodała: - Chcę ją zobaczyć i ocenić, czy rzeczywiście
warta jest tego całego zamieszania.
Jem ruszył w jej stronę ze zmarszczonym czołem.
- Belindo, dobrze wiesz, że to nie jest dobry pomysł. A już na pewno fatalny
moment.
Kiedy znalazł się na wyciągnięcie ręki od przyrodniej siostry, doleciał go
zapach sfermentowanego alkoholu. Odruchowo spojrzał na zegarek i z przerażeniem
zauważył, jak wczesna była pora.
Belinda wykrzywiła twarz w grymasie niezadowolenia.
- To nie twój ojciec, choć on sam lubi udawać, że tak jest. Jest moim ojcem,
który oszukał moją matkę. Rozumiesz?
- Rozumiem przede wszystkim, że to nie jest sposób rozwiązania problemu.
Poza tym twoje pretensje dotyczÄ… Laurence'a, a nie Eloise. Powiedz jemu, co
czujesz...
- Tak, już to słyszałam. Powiedz mu, ale dopiero jak będzie silniejszy, tak?
Ale ona może robić, co chce i kiedy chce, i wypytywać o tę swoją puszczalską
matkę? - Belinda kipiała gniewem.
W tej samej chwili Jem usłyszał dzwięk otwieranych drzwi. Belinda odwróciła
głowę i... Wszystko, co potem się wydarzyło, wyglądało jak w zwolnionym filmie.
53
S
R
Eloise patrzyła na niego pytającymi, nic nierozumiejącymi oczami. Belinda
ruszyła w jej stronę, wymachując nerwowo chudymi rękami.
- A więc to ty jesteś córką Nessy? - spytała z pogardą i jednocześnie z
goryczą. - Nawet wyglądasz jak ona. Też jesteś taką zdzirą?
Wulgarne, pełne nienawiści słowa długo niosły się echem w rozległym holu.
Eloise próbowała coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Belinda rzuciła się w jej
kierunku z nienawiścią w oczach.
- Belindo!
Jem skoczył na pomoc, ale było już za pózno. W pomieszczeniu rozległ się
głośny trzask. Belinda uderzyła Eloise otwartą dłonią w twarz. Zanim Jem zdążył
chwycić rękę Belindy, ta wymierzyła jeszcze kilka ciosów, choć już nie tak
siarczystych.
- Starczy, uspokój się! - warknął.
Belinda odwróciła się w jego stronę. Jej oczy płonęły gniewem i nienawiścią.
- O nie! Nie wystarczy. - Wyrwała rękę z uścisku. - Jeśli myślisz, że będę stała
bezczynnie i patrzyła, jak ona odbiera mi ojca, to grubo się mylisz. - Wyprostowała
się i ponownie spojrzała na Eloise. - Wszyscy wiemy, kim była twoja matka! Nie
jesteÅ› od niej lepsza.
Jem stanął pomiędzy kobietami.
- Wystarczy, idz do domu! - rozkazał Belindzie.
Belinda przewróciła wściekle oczami.
- Ciebie też już złapała? Lepiej uważaj - syknęła. - Takie jak ona tylko czyhają
na twoją forsę. Najpierw cię pocałuje, a potem opisze to w swoim szmatławcu.
- Idz do domu - powtórzył zdecydowanym głosem Jem.
- Już idę. Powiedziałam, co miałam do powiedzenia. - Belinda odwróciła się
na pięcie i wyszła.
Kiedy znikła za drzwiami, Jem zwrócił się do Eloise:
- Przepraszam, ja...
54
S
R
Nie wiedział, co powiedzieć. Czuł się kompletnie bezradny. Nie znajdował
słów, którymi mógłby złagodzić jej ból. Patrzył tylko na wzburzoną dziewczynę i
łzy spływające po jej pobladłych policzkach.
- Nienawidzi mnie - szepnęła przejęta Eloise.
- Jest zła - odparł i otoczył ją ramionami.
Wewnętrzny głos ostrzegł go, że popełnia błąd, ale nie widział innego
rozwiązania. Przytulił ją mocno, aż zakręciło mu się w głowie od słodkiego zapachu
jej kosmetyków.
Przyciągnął jej głowę do piersi i zanurzył palce w jedwabistych włosach. Czuł
wstrząsające nią dreszcze. Wiedział, że płacze i okrutnie cierpi, ale jedyne, co mógł
w tej chwili zrobić, to po prostu trzymać ją w ramionach.
Zaskoczony, uświadomił sobie, jak wielki jest żal Eloise do Laurence'a. Do
człowieka, którego przecież niemal czcił.
Powoli Eloise się uspokajała. Odsunął ją delikatnie od siebie i odgarnął
kosmyki włosów z jej twarzy.
- Już dobrze?
Oczy miała zaczerwienione od łez, a na policzku ślad po ciosie Belindy. Co za
idiotyczne pytanie, pomyślał. Usiłował wytłumaczyć się ze swojej bezradności sam
przed sobą, ale naprawdę nie wiedział, jak powinien się zachować.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]