[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziwne, grube szklą optyczne. Felix zauważył, że wyryte na nich zostały
krzyżyki celowników. Sądząc po wyglądzie, musiał być to kolejny
Zabójca Trolli. Nieznajomy podszedł do Felixa i obejrzał go od stóp do
głów, po czym splunął na ścierwo jednego ze skavenów.
Wstruntne, zli stwory, one skaveny! powiedział bez powitania.
Nigdy ich nie lubiłech. Nigdy nie lubiłech ichnij maszynerii.
Odwrócił się do Felixa i wykonał formalny krasnoludzki ukłon.
Malakai Makaisson, do usług twych i twego klanu.
Felix odwzajemnił ukłon niczym imperialny dworzanin. Wykorzystał
ten gest, by zamaskować swoje zdumienie. A zatem, to był ów słynny
szalony inżynier, o którym mówili Gotrek i Varek. Nie wyglądał na aż tak
szalonego.
Felix Jaeger, do usług.
Krasnolud znowu pokręcił korbą swojego muszkietu. Lufy plunęły
pociskami, które przedarły się przez ciała skavenów. Czarna krew
bluzgnęła z rozdartego ciała i futra.
Nihdy nie można być zbyt pewnim, z onymi bestiami. Une sum
straszecznie sprutne, wisz sam.
On mówi, że one są bardzo sprytne przetłumaczył Varek.
Ach, prycz z tubom! Jezdem pewnim, że Herr Jaeger wi dukładnie, co
mam na myśli, prawdaż, Herr Jaeger?
Myślę, że wiem powiedział Felix bez przekonania.
Cóż, dobra zatem. Lepij ruszama do zamku. Wujo Borek czeka tama,
by pomówić się z warny i innymy. Sundzę, że pragniesz dowiedzieć sieni,
o co tu chodzi?
Byłoby wspaniale rzekł Felix.
Cóż, czekaj jeno, aż opuszczom most zwodzony chyba, że chcesz,
bym cie tama zawiózł. Ach, myślech, że kopter zabierze jeszcze jedno
ciało.
Felix po chwili zrozumiał, że ten maniak proponuje mu przejażdżkę na
podwoziu żyrokoptera. Usiłował wywołać miły uśmiech na twarzy,
mówiąc:
Myślę, że poczekam na otwarcie bramy, jeśli można.
W porzundku. Na razie zatem.
Makaisson wspiął się na podwozie żyrokoptera i krzyknął coś do pilota
noszącego hełm i gogle. Silnik zaryczał i maszyna skoczyła ku niebu
zostawiając Felixa zastanawiającego się, czy to spotkanie rzeczywiście
miało miejsce.
Czy wszyscy wasi inżynierowie mówią w ten sposób? Felix zapytał
Vareka. Młody krasnolud pokręcił głową.
Klan Vareka pochodzi z Doliny Dwimmerdim, daleko na północy. To
odizolowane miejsce. Ich sposób mówienia jest dziwny nawet dla innych
krasnoludów.
Felix wzruszył ramionami. Słyszał zgrzytanie wielkich łańcuchów
opuszczanego mostu warowni. Ruszył prędko w tę stronę odczuwając
nagle, jak bardzo jest zmęczony. Miał nadzieję, że znajdzie tam miejsce,
by położyć się na noc.
Felix przebudził się z koszmaru pełnego szalonej przemocy, w którym
wielki szczuro-ogr ścigał go wokół płonącego miasteczka, podczas gdy
gigantyczna postać ogromnego skavena o bladej skórze gapiła się na niego
z nieba. Czasami to miasto było krasnoludzką siedzibą wybudowaną
wokół Samotnej Wieży; czasami biegł przez wybrukowane ulice Nuln;
czasem był w swoim macierzystym mieście, w Altdorfie, stolicy
Imperium. To był jeden z tych snów, gdy ostrza wrogów zdawały się jasne
i niesamowicie ostre, a miecz odbijał się od odkrytej skóry przeciwników.
Biegł bez końca, gdy parszywe, zapchlone istoty przypominające
skavenów wyciągały po niego ręce i nogi, spowalniając go, podczas gdy
jego potworny prześladowca zbliżał się coraz bardziej.
Otworzył oczy i zobaczył sufit nieznanego pokoju. Nawet po wielu
latach wędrówki tego rodzaju doświadczenie i taka pobudka, zawsze go
dezorientowały.
Stwierdził, że leży w łóżku przeznaczonym dla znacznie niższej i
szerszej osoby. Mimo, że spał w poprzek, stopy nadal wystawały poza
brzeg loża. Pocił się pod ciężkimi kocami, w które zaplątały się jego
kończyny i zaczął rozumieć, skąd wzięło się wrażenie chwytających go
rąk podczas snu. Przypominał sobie niewyraznie jak wszedł do zamku
zeszłego wieczora, został przedstawiony różnym krasnoludom i
odprowadzony do tej izby. Pamiętał, że rzucił się na łóżko i nic więcej za
wyjątkiem tego szybko odchodzącego w niepamięć złego snu.
Nie zdjął nawet butów. Plamy krwi i brudu uwalały prześcieradła. Siadł
na łóżku i zmęczony potrząsnął głową odczuwając ból w mięśniach, który
pojawi! się po wczorajszej bitwie. A jednak czuł się dość rześko.
Przetrwał, by zobaczyć nowy świt i to było najważniejsze. Nic nie mogło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]