[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miejscu stała inna budowla, mo\e nawet zamek. Zastanówmy się, jak mogła wyglądać?
Czwórka dzieci stłoczyła się wokół niej. Hanna narysowała bajkowy pałac z blankami,
wie\yczkami, kratą i fosą. W oknie na wie\y umieściła dwie dziewczynki o długich włosach
zaplecionych w warkocze. Obie miały na sobie powłóczyste suknie i szpiczaste czapki. Pod
murami stali dwaj rycerze w zbrojach. W rękach dzier\yli miecze.
- Oto dwie damy w niebezpieczeństwie, lady Amelia i lady Caroline. Na ratunek
spieszÄ… im dzielni sir Charles i sir Henry.
Chłopcy zerwali się z koca i chwycili kije, gotowi stoczyć bitwę. Hanna otoczyła
ramionami dziewczynki i udała przera\enie.
- Ratujcie nas, dobrzy rycerze. Ratujcie!
- Przed czym nas ratują? - zapytała rzeczowa Amy.
- Przed złym smokiem ziejącym ogniem! - krzyknął Henry, wskazując na mastiffa
imieniem Bounder, który wygrzewał się pod drzewem w popołudniowym słońcu. - Wstawaj,
potworze! Będziemy z tobą walczyć na śmierć i \ycie!
Psisko uniosło jedną powiekę, łypnęło obojętnie na chłopca wymachującego kijem i z
powrotem opuściło głowę na łapy.
- Nie nadaje się na smoka - stwierdził Charlie.
- I co teraz zrobimy?
Na to Hanna przykucnęła i ryknęła strasznym głosem:
- Ja jestem złym smokiem! Jeśli mnie nie pokonacie, zjem wasze kuzynki!
Ami i Caro pisnęły z zachwytem, gdy Hanna udała, \e chce je po\reć. Blizniacy
rzucili się na nią z kijami. Wkrótce cała trójka ścigała się wokół drzewa. W pewnym
momencie dziewczyna wdrapała się na najni\szy konar i warknęła z góry na chłopców.
- Złaz, zły smoku! Złaz!
- Hanno!
Słysząc znajomy okrzyk, dziewczyna straciła równowagę i runęła na ziemię. Przed
sobą ujrzała parę lśniących butów do konnej jazdy.
Dzieci pokładały się ze śmiechu. Hanna jęknęła i schowała twarz w dłoniach. Niech to
licho! Tym razem jej siÄ™ dostanie.
- Jak mo\esz zachowywać się tak skandalicznie? - syknęła gniewnie Charlotte.
Siostra mówiła cichym, ale ostrym tonem. Gdyby nie obecność hrabiego, chyba
podniosłaby głos.
- Jesteś młodą damą, a nie dzikuską.
Ostatnie słowa wypowiedziała z takim jadem, \e Hanna omal nie skuliła się ze
strachu.
- Panno Fairbanks, nic się pani nie stało?
Dziewczyna uniosła głowę. Jak zwykle wytworny i arystokratyczny hrabia patrzył na
nią z wyrazem troski na twarzy. Ale w jego ciemnych oczach igrały wesołe ogniki.
- Nic - odparła Hanna, z trudem powstrzymując się od uśmiechu.
- W takim razie wstań i doprowadz się do porządku - poleciła chłodno Charlotte. -
WyglÄ…dasz okropnie.
Hrabia podał jej rękę. Wzrok miał ju\ całkiem powa\ny. Hanna westchnęła. Zdawała
sobie sprawę, \e z tej pozycji trudno jej będzie wstać z wdziękiem. Zrezygnowana przyjęła
pomoc Milesa Prescotta.
Jak było do przewidzenia, zaplątała się w spódnice i gdyby hrabia nie podtrzymał jej
drugą ręką, na pewno runęłaby przed nim na twarz.
Charlotte cmoknęła z dezaprobatą, dzieci zachichotały, a Hanna spojrzała w brązowe
oczy pana Prescotta. Po raz pierwszy w \yciu przyznała siostrze rację. Nagle zobaczyła siebie
w innym świetle. Zrozumiała, \e mimo inteligencji i sporej wiedzy bardzo często zachowuje
się dziecinnie i nierozsądnie. Wcześniej nie przejmowała się naganami, ale patrząc teraz w
oczy lordowi Strickland, poczuła wstyd.
Oblała się rumieńcem, zaczęła wytrząsać suche liście z włosów i wygładzać pomiętą
spódnicę. Nie miała odwagi na nikogo spojrzeć, nawet na roześmiane dzieci, które wokół niej
tańczyły.
Dlaczego nie mo\e być taka jak Charlotte? Spokojna i elegancka. Dorosła.
Blizniacy paplali coś o smokach, ale Hanna nie słuchała. Kiedy Charlotte szeptem
poleciła jej przebrać się w czyste rzeczy, odwróciła się bez słowa i potulnie ruszyła za siostrą.
- Nie zrobiła nic złego! ~ krzyknęła Amy za oddalającymi się kobietami. - Zostaw ją
w spokoju!
- Amy! - hrabia chwycił córkę mocno za ramiona. - Nie wolno być niegrzecznym dla
gości.
- Nic mnie to nie obchodzi. Ona jest podła. Nie lubię jej.
Jeszcze przed chwilą dziewczynka śmiała się serdecznie, czego Miles słuchał z
przyjemnością. Teraz naburmuszyła się, wysuwając dolną wargę w charakterystycznym
grymasie.
Prescott popatrzył w ślad za dwiema siostrami. Miał nadzieję, \e Charlotte nie słyszała
wybuchu Amy. W ka\dym razie nie dała po sobie niczego poznać. Była pochłonięta rozmową
z Hanną. A raczej ją beształa. Dziewczyna patrzyła prosto przed siebie i nie odzywała się ani
słowem.
Miles przeniósł wzrok na córkę. Amy łypała na niego nadąsana. Ojciec wziął ją na
ręce i ruszył nad staw.
- Musimy porozmawiać - powiedział.
Choć zwykle dziewczynka chętnie tuliła się do niego przy ka\dej okazji, teraz zaczęła
się wyrywać. Gdy postawił ją na ziemi, pobiegła na brzeg.
Miles schylił się i wziął w garść parę kamyków. Wybrawszy okrągły i płaski, cisnął
go w wodę. Cztery odbicia. Zredni rezultat jak na kogoś, kto przed laty bez trudu puszczał
siedem kaczek. Wyszedł z wprawy.
- Amy, dlaczego nie lubisz lady Abingdon?
Dziewczynka zręcznie rzuciła swój kamyk.
- Jest niedobra i nie lubi Hanny. Hanna jest moją przyjaciółką.
- Chyba się mylisz, kochanie. Na pewno kocha młodszą siostrę tak samo jak ty Caro.
Amy prychnęła. Od kogo się tego nauczyła? Będzie musiał porozmawiać z panią
Lindquist.
- Poza tym lady Abingdon jest naszym gościem. Musimy traktować ją uprzejmie.
Mam nadzieję, \e nie słyszała twojego okrzyku. Nie chciałbym, by pomyślała, \e moje córki
zawsze są niegrzeczne wobec gości.
- Ale, tato...
- Musisz mi obiecać, \e od tej pory będziesz traktować lady Abingdon z taką samą
kurtuazjÄ…, z jakÄ… traktujesz HannÄ™.
- Tatusiu, nic nie mogę poradzić na to, \e ona jest inna ni\ Hanna. Nie lubię jej. Nie
chcę, \eby była moją mamą.
Miles znieruchomiał, po czym z roztargnieniem rzucił kamyk w wodę. Ukucnął,
odwrócił Amy do siebie i pogłaskał gładki policzek.
- Dlaczego sÄ…dzisz, \e lady Abingdon zostanie twojÄ… mamÄ…?
Dziewczynka wzruszyła ramionami, ale spojrzała ojcu prosto w oczy.
- Słyszałam, jak Lindy rozmawiała z panną Barton. Mówiły, \e chyba o\enisz się z
lady Ab... lady Abi... z tÄ… paniÄ…. Zrobisz to, tato?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]