[ Pobierz całość w formacie PDF ]

259
dostrzega, że tablica zapisana jego formułami matematycznymi jest tylną ścianą czarnego
powozu. (2)
Zupełnie identyczną historyjkę opowiadano u nas o matematyku Władysławie Gosiewskim (1842
 1911). Podawano nawet miejsce, gdzie się to zdarzyło: Warszawa, Krakowskie Przedmieście,
koło kościoła Sw. Krzyża; kareta miała być ślubna... A oto inne historyjki o polskich uczonych.
260
Nie mogę pracować
Matematyk Aucjan Bottcher (1872 1937), profesor Politechniki Lwowskiej, przesiadywał zwykle
w parterowym gabinecie, pod którym w piwnicy znajdował się motor pompujący wodę. Bottcher
był mocno głuchawy.
 Proszę pana  woła kiedyś do jednego z kolegów.  -Proszę mi powiedzieć, czy ten motor
znów szumi, bo ja nic nie słyszę, a jak on szumi, to ja nie mogę pracować. (102)
Zwieca pod latarniÄ…
Dwaj poznańscy profesorowie  polonista Edward Klich (1878 1939) i filolog Witold Klinger
(ur. 1875) przyjaznili się ze sobą. Pewnego razu Klich zasiedział się do północy u Klingera i ten
odprowadził go do bramy, aby mu ją otworzyć. Na schodach było ciemno, więc ma w ręku świecę.
Otwarcie bramy nastręcza nieco trudności, Klinger oddaje świecę Klichowi, a sam manipuluje przy
zamku. Wreszcie brama zostaje otwarta, przyjaciele się żegnają i Klich wychodzi na ulicę. Klinger
wraca do siebie i dopiero przed sienią uświadamia sobie, że nie odebrał świecy od Klicha. Szybko
wraca do bramy, otwiera ją i widzi pod latarnią na przeciwległym trotuarze Klicha, który stoi z
zapaloną świecą w ręku pieczołowicie osłaniając ją od wiatru. (101) Kiedy mówimy o
roztargnionych profesorach, siłą rzeczy nasuwa się nieśmiertelny parasol, gubiony w rozmaitych
okolicznościach i w rozmaity sposób. Nie poruszylibyśmy tego wyświechtanego tematu, gdyby nie
pewien wprost klasyczny przypadek, który wydarzył się Ostwaldowi. W bibliotece swych
 klasyków" Ostwald mógłby mu poświęcić maleńką broszurkę...
261
Do czterech razy sztuka
Ostwald wybiera się na wycieczkę do Włoch. Przy pożegnaniu w Lipsku żona wręcza mu niezbyt
elegancki parasol, mówiąc:  I tak go gdzieś zapomnisz.
Były to wieszcze słowa, gdyż już przy pierwszej przesiadce w Monachium parasol nie uznał za
stosowne wysiąść razem ze swym właścicielem. Ostwald kupuje parasol  numer dwa" i rusza z nim
w dalszą podróż. Na przystanku Mori Ostwald wysiada, ale parasol znów jedzie do stacji
krańcowej.
Wobec tego Ostwald kupuje sobie kolejny, trzeci parasol, i wraz z nim na przystani w Rova
oczekuje statku. Parasol numer  trzy" nie znosi jednak okrętów i woli pozostać na lądzie. Jego
właściciel szczęśliwie ląduje w Gar-gnano i bohatersko nabywa czwarty parasol, ślubując sobie, że
już go nie porzuci. Rzeczywiście, parasol przy wsiadaniu wpada do morza, ale wobec przyrzeczenia
Ostwald sowicie opłaca jakiegoś chłopca, który wyławia z morza cenny obiekt. Przy suszeniu silnie
wiejący wicher solidnie nadweręża dość lichy parasol, ale Ostwald strzeże go jak oka w głowie. Ten
parasol musi być ostatni  powiada.
I był nim istotnie. (53)
Historia z wodą kolońską
Szwedzki filozof Johan Jacob Borelius (1823  1909) wychodzi na miasto. %7łona prosi go więc,
aby kupił flaszkę wody kolońskiej, co Borelius skwapliwie obiecuje uczynić. Kupuje ją w
najbliższej drogerii i idzie dalej, ale nie zdążył jeszcze schować butelki, kiedy na wystawie
księgarni zobaczył jakąś ciekawą książkę. Wchodzi do księ-
262
garni, przegląda książki i, oczywiście, przy sposobności zo-satwia butelkę z wodą kolońską.
Gdy wrócił do domu, żona pyta go o sprawunek; Borelius przypomniał sobie, gdzie go zostawił.
 Nic straconego   % powiada.  PoÅ›lij dziewczynÄ™ do ksiÄ™gami, a na pewno woda koloÅ„skÄ… siÄ™
znajdzie. Służąca idzie do księgarni, w której Borelius stale kupuje książki, wraca i powiada, że w
księgarni o niczym nie wiedzą, a pana Boreliusa tam wcale dzisiaj nie było.
Filozof wpada w złość. Podrywa się, każe służącej iść za sobą i okazuje się, że woda rzeczywiście
się znalazła. Tyle tylko że w zupełnie innej księgarni, do której Borelius zwykle nie zaglądał...
(31)
XXI
O kobietach w życiu poetów czy artystów pisze się cale tomy, o przyjaciółkach lub żonach
uczonych  nic albo bardzo niewiele. Podobno łatwo być  Muzą" poety, ale znacznie trudniej 
jego żoną. Jeśli chodzi o uczonych, to  Muzy" nie są im potrzebne, a żony  tym nie ma czego
zazdrościć. Uczony, szczególnie chemik, tyle czasu poświęca swej pracy naukowej, że dla żony
pozostaje go bardzo niewiele. Toteż wśród słynnych chemików nie brak zaprzysiężonych
kawalerów.  > C 1 e, Dalton, Cavendish, Staś*, Bunsen nie byli żonaci, a Scheele ożenił się
dopiero na dwa dni przed śmiercią. Przedstawicielem zatwardziałych kawalerów mógłby być
Bunsen.
Na każdym schodku...
 u n s e n a wielokrotnie próbowano swatać, ale zawsze udawało mu się wykręcić czy to brakiem
czasu, czy też innymi okolicznościami. Wreszcie ktoś z przyjaciół przyparł go do muru i zapytał,
dlaczego się nie żeni.
" J. S. StaÅ› (1817 1891), chemik belgijski.
264
 %7łenić się?  zapytał Bunsen.  Po co? Po to, żeby przyjść do domu i na każdym schodku
zobaczyć jedno ze swoich nie umytych dzieci? (11)
Nie mam czasu
Na pytanie, dlaczego się nie żeni, Dalton stale odpowiadał, że nie ma na to czasu.
 Moja głowa jest zbyt napchana trójkątami, reakcjami chemicznymi i doświadczeniami z
dziedziny elektryczności, aby się tam jeszcze mogła zmieścić myśl o żonie. (49) [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl