[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kilkaset lat wcześniej, przed dojściem Kerrigora do władzy, wszędzie w okolicy znajdowały
się gospodarstwa rolne, wioski i pola. Teraz, mimo że dwadzieścia lat upłynęło od objęcia tronu
przez króla Touchstone a, ta część Królestwa nadal była mocno wyludniona. Lasy rozrosły się,
wokół pojedynczych starych drzew pojawiło się wiele nowych, osuszone bagna na powrót
zamieniły się w dzikie i niedostępne trzęsawiska.
Lirael wiedziała, że gdzieś tutaj muszą znajdować się jakieś wsie, żadnej jednak nie potrafili
dostrzec. Było ich bardzo niewiele i leżały dość daleko od siebie, ponieważ tylko część Kamieni
Kodeksu udało się naprawić albo zastąpić nowymi. Ustawiać je lub usuwać powstałe szkody mogli
wyłącznie Magowie Kodeksu wywodzący się z linii królewskiej, mimo że do zniszczenia ich
wystarczała krew każdego innego Maga. W czasie trwającego dwieście lat bezkrólewia
zdewastowano tyle Kamieni, że nawet dwadzieścia lat ciężkiej i mozolnej pracy nie starczyło, żeby
je wszystkie naprawić.
- Aby dojść do Krawędzi, potrzeba przynajmniej dwóch albo i trzech dni porządnego marszu -
powiedział Sam, wskazując na północny zachód. - Czerwone Jezioro jest za tymi górami. Na
szczęście będziemy się wspinać od strony południowej.
Lirael przesłoniła oczy dłonią i zmrużyła je, bo raziło ją słońce. Z trudem mogła rozróżnić
szczyty gór majaczące w oddali.
- W takim razie powinniśmy chyba ruszać - oświadczyła. Z ręką przy czole wolno obróciła się
dookoła, uważnie obserwując niebo. Było piękne, idealnie błękitne. Lirael wiedziała jednak, że
bardzo szybko mogą się na nim pojawić charakterystyczne czarne punkciki - przesuwające się w
oddali stada Krwawych Wron.
- Może lepiej byłoby udać się najpierw do Roble s Town - zaproponował Sam, który również z
uwagą przyglądał się niebu. - Chodzi o to, że Hedge i tak wkrótce się dowie, gdzie jesteśmy, a w
mieście może udałoby się nam uzyskać jakąś pomoc. Straż ma tam swój posterunek.
- Nie - odparła w zamyśleniu Lirael. Daleko na północy zauważyła kłębiaste, pocięte czarnymi
smugami chmury. Do głowy przyszedł jej pewien pomysł. - Zupełnie niepotrzebnie narobilibyśmy
innym kłopotu. A poza tym myślę, że wiem, co zrobić, ażeby pozbyć się Krwawych Wron, a
przynajmniej, jak się przed nimi ukryć - chociaż na pewno nie będzie to przyjemne. Spróbujemy
zająć się tym nieco pózniej, gdy zacznie się ściemniać.
- Co planujesz, pani? - zapytał pies. Zziajany, zwalił się u jej nóg, po czym wywiesił jęzor,
żeby się nieco ochłodzić. Wspinaczka na szczyt wzgórza okazała się trudna, bo niebo było zupełnie
bezchmurne i w miarę jak słońce przesuwało się coraz wyżej, upał ciągle się wzmagał.
- Sprowadzimy za pomocą gwizdania deszcz - wyjaśniła Lirael, wskazując widoczną w oddali
grubÄ… warstwÄ™ ciemnych chmur. - PorzÄ…dna ulewa i silny wiatr odstraszÄ… Wrony, a nam pozwolÄ…
się gdzieś ukryć. W dodatku zatrą nasze ślady. Co wy na to?
- Doskonały plan! - krzyknął wyraznie zadowolony pies.
- Myślisz, że uda nam się sprowadzić deszcz aż tutaj? - spytał z powątpiewaniem Sam. - Te
chmury znajdujÄ… siÄ™ chyba bardzo daleko, gdzieÅ› w okolicach High Bridge.
- Nie zaszkodzi spróbować - odpowiedziała Lirael. - Chociaż wydaje się, że więcej chmur
pojawiło się teraz na zachodzie...
Nie dokończyła zdania, ponieważ z uwagą zaczęła się przyglądać znacznie ciemniejszej
chmurze, która ukazała się na linii wzgórz, niedaleko zachodniego pasma gór. Nawet z tej
odległości widać było, że coś z nią nie jest w porządku. W pewnym momencie rozdarła ją nagle
błyskawica.
- Ta chyba siÄ™ jednak nie nadaje.
- Nie - warknął pies z głębi piersi. - W tym właśnie miejscu kopią Hedge i Nicholas. Boję się,
że już udało im się wydobyć to, czego tak wytrwale szukali.
- Jestem pewien, że Nick nie wie, iż robi coś niewłaściwego - szybko wtrącił Sam. - On nie jest
zły. Nie mógłby nikogo skrzywdzić.
- Mam taką nadzieję - odparła Lirael. Znowu zaczęła się zastanawiać, co zrobią, gdy dotrą już
na miejsce. Do czego potrzebny był Hedge owi Nicholas? Co właściwie chcieli tam wykopać? Jaki
był ostateczny cel Wroga? - Tak czy inaczej, powinniśmy już iść - oznajmiła, odrywając wzrok od
ciemnej chmury oraz rozświetlających ją bezustannie błyskawic. Spojrzała na pofałdowany obszar
widoczny na zachodzie. - A może lepiej pójść tą doliną? Prowadzi we właściwym kierunku, a poza
tym posuwalibyśmy się pod osłoną drzew i chroniłby nas strumień.
- Właściwie to powinna tamtędy płynąć niewielka rzeka - powiedział Sam. - Czyżby wiosną
wcale tutaj nie padało?
- Pogodą można sterować na dwa sposoby - w zamyśleniu wtrącił pies. Nadal spoglądał w
kierunku gór. - To może nie być przypadek, że chmury deszczowe gromadzą się na północy. Z
kilku względów dobrze byłoby sprowadzić je na południe. Byłbym jeszcze bardziej zadowolony,
gdyby udało się powstrzymać tę burzę z piorunami.
- Myślę, że możemy spróbować - odezwał się Sam, lecz jego głos nie zabrzmiał
przekonywająco. Pies pokręcił przecząco głową.
- Ta burza nie podda się działaniu żadnych czarów związanych z pogodą - powiedział. - Za
dużo pojawia się błyskawic. To wszystko potwierdza tylko moje obawy, a przez cały czas miałem
nadzieję, iż okażą się bezzasadne. Nie sądziłem, że tak szybko uda im się to odnalezć i wydobyć na
powierzchnię. Powinienem był się domyślić. Przecież Astarael nie chodzi sobie po ziemi ot tak,
bez wyraznego powodu, no i ten uwolniony nagle Ferenk...
- Co masz na myśli, mówiąc: t o? - spytała Lirael nerwowo.
- Chodzi mi o tę rzecz, którą wykopuje Hedge - wyjaśnił pies. - Powiem ci więcej, gdy to
będzie konieczne. Nie chcę cię niepotrzebnie straszyć ani bez przyczyny snuć pradawnych
opowieści. Istnieją jeszcze inne wytłumaczenia tych zjawisk, które obserwujemy, a starożytne
zabezpieczenia mogą okazać się trwalsze, niż myślimy, nawet gdyby miało dojść do najgorszego.
Powinniśmy się jednak spieszyć!
Po tych słowach pies nagle zerwał się i popędził w dół zbocza. Biegł z otwartym pyskiem,
klucząc pomiędzy młodymi drzewkami o białej korze i srebrnozielonych listkach, po czym
przeskoczył przez następne kamienne ogrodzenie, tak samo zniszczone jak poprzednie.
Lirael i Sam spojrzeli najpierw na siebie, a następnie zwrócili wzrok ku burzowym chmurom,
raz po raz przecinanym błyskawicami.
- Wolałabym, żeby chwilę zaczekał - zirytowała się Lirael, która właśnie otworzyła usta, żeby
zadać kolejne pytanie. Następnie ruszyła w ślad za swoim czworonożnym towarzyszem, tyle że
znacznie wolniej. W końcu nie była magicznym psem, żeby nie odczuwać zmęczenia. Czekało ich
długie i wyczerpujące popołudnie, a ponadto w każdej chwili groził atak Krwawych Wron.
- Coś ty zrobił, Nick? - szepnął Sam. Następnie, zachowując milczenie, poszedł za Lirael, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl