[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ani  wszystko będzie dobrze . Tylko:  rozumiem . Głos miał smutny tak, jak jej samej było
smutno.
- Oni jej spryskali włosy lakierem - szlochała. - Sue nigdy nie używała lakieru. To
straszne. - W jakiś sposób ten lakier był najgorszy ze wszystkiego.
Matt ją po prostu przytulił.
Po chwili oddech Bonnie się uspokoił. Przekonała się, że niemal boleśnie mocno
przytuliła się do Matta i teraz rozluzniła uścisk.
- Zmoczyłam ci całą koszulę - wymamrotała przepraszająco i pociągnęła nosem.
- Nic się nie stało.
Jego głos sprawił, że cofnęła się o krok i spojrzała na niego. Wyglądał jak wtedy na
szkolnym parkingu. Taki zagubiony, taki... bezradny.
- Matt, o co chodzi? - szepnęła. - Powiedz, proszę.
- Już ci mówiłem. - Spoglądał przed siebie, w przestrzeń. - Sue leży tam martwa, a tak
być nie powinno. Sama tak powiedziałaś, Bonnie. Co to za świat, jeśli zdarzają się takie
rzeczy? Dziewczyna zostaje zabita dla czyjejś rozrywki, dzieci w Afganistanie głodują, małe
foki odzierane są ze skóry żywcem! Jeśli taki jest świat, jakie znaczenie ma to wszystko? I tak
nic się nie da zrobić. - Przerwał na moment. - Rozumiesz, o czym mówię?
Nie jestem pewna. - Bonnie nawet chyba nie chciała rozumieć. To było zbyt
przerażające. Ale ogarnęła ją przemożna chęć, żeby go jakoś pocieszyć, żeby jego oczy
straciły ten wyraz. - Matt, ja...
- Już po wszystkim - odezwał się za ich plecami Stefano.
Kiedy Matt spojrzał w stronę tego głosu, wyglądał na jeszcze bardziej zagubionego.
Czasami wydaje mi się, że nas wszystkich czeka straszny koniec - powiedział Matt,
odsuwając się od Bonnie, ale nie wyjaśnił dokładniej, co miał na myśli. - Jedzmy stąd.
ROZDZIAA 7
Stefano z ociąganiem zbliżał się do narożnego domu, zupełnie jakby się bał tego, co
tam zastanie. Prawie spodziewał się, że Damon do tej pory już opuścił swój posterunek.
Pewnie okazał się idiotą, polegając na Damonie.
Ale kiedy wszedł do ogrodu na tyłach domu, pomiędzy drzewami orzecha dostrzegł
jakiś ruch. Wzrokiem przystosowanym do widzenia w ciemności obrzucił sylwetkę opartą o
pień drzewa.
- Nie śpieszyłeś się z powrotem.
- Musiałem ich bezpiecznie odstawić do domu. I musiałem się najeść.
- Zwierzęca krew - prychnął Damon z pogardą, nie odrywając oczu od maleńkiej
czerwonej plamki na T - shircie Stefano. - Sądząc po zapachu, królik. W sumie to całkiem na
miejscu, prawda?
- Damon... Bonnie i Meredith też dałem werbenę.
- Mądry ruch - rzucił Damon znacząco i wyszczerzył zęby.
Stefano ogarnęła znajoma irytacja. Dlaczego Damon zawsze musiał być taki trudny?
Rozmowa z nim przypomniała spacer po polu minowym.
- Pójdę sobie teraz - ciągnął Damon, przerzucając kurtkę przez ramię. - Mam własne
sprawy do załatwienia. - Rzucił bratu olśniewający uśmiech przez ramię. - Nie czekaj na mnie
z kolacjÄ….
- Damon... - Damon na wpół obrócił się, nie patrząc, ale nasłuchując. - Ostatnia rzecz,
jakiej nam potrzeba, to żeby jakaś dziewczyna w tym mieście zaczęła krzyczeć:  Wampir! -
powiedział Stefano. - Albo mieć ślady ugryzień. Ci ludzie już przez to przeszli, nie są
ignorantami.
- Postaram się o tym pamiętać. - Zostało to powiedziane ironicznie, ale jeszcze nigdy
w życiu Stefano nie usłyszał od brata, czegoś bliższego obietnicy.
- Aha, i Damon?
- Co znowu?
- Dziękuję.
Tego było już za wiele. Damon obrócił się na pięcie, a oczy miał zimne i wrogie jak
oczy obcego człowieka.
- Lepiej niczego ode mnie nie oczekuj, braciszku - ostrzegł. - Bo za każdym razem się
pomylisz. I nie próbuj sobie wyobrażać, że dam sobą manipulować. Te trzy ludzkie
stworzenia mogą się z tobą snuć, ale nie licz, że ja też będę. Jestem tu ze swoich własnych
powodów.
Znikł, zanim Stefano zdążył odpowiedzieć zresztą to i tak nie miało znaczenia. Damon
nigdy nie słuchał tego, co brat do niego mówił. Damon nawet nigdy się do niego nie zwracał
po imieniu. Zawsze tylko pogardliwie:  braciszku .
A teraz Damon pewnie postanowił udowodnić mi, że nie można na nim polegać,
pomyślał Stefano. Cudownie. Pewnie robi teraz coś okropnego, żeby udowodnić, do czego
jest zdolny.
Znużony Stefano oparł się o drzewo i spojrzał w nocne niebo. Próbował myśleć o
najpilniejszym problemie, o tym, czego się dziś wieczorem dowiedział. Opis zabójcy, który
podała mu Vickie. Wysoki, jasnowłosy, niebieskooki, myślał. Kogoś mu to przypominało.
Kogoś, kogo nie spotkał, ale o nim słyszał...
Bez sensu. Nie mógł się skupić na tej zagadce. Był zmęczony, czuł się samotny i
bardzo potrzebował wsparcia. A brutalna prawda była taka, że od nikogo tego wsparcia nie
mógł oczekiwać.
Eleno, pomyślał. Okłamałaś mnie.
To była ta jedna rzecz, przy której się upierała, jedyna, którą mu zawsze obiecywała.
 Stefano. Cokolwiek się zdarzy, ja będę przy tobie. Powiedz mi, że w to wierzysz. A on od-
powiadał, będąc całkowicie pod jej urokiem:  Och, Eleno, wierzę ci. Cokolwiek się stanie,
będziemy razem.
Ale ona go opuściła. Może nie z własnej woli, ale czy koniec końców to ma jakieś
znaczenie? Odeszła.
Chwilami jedyne, czego pragnął, to podążyć jej śladem.
Pomyśl o czymś innym, o czymkolwiek, powiedział sobie, ale było za pózno. Raz
uwolnione obrazy Eleny otoczyły go wirem, zbyt bolesne, żeby je móc znieść, zbyt piękne,
żeby je od siebie odepchnąć.
Pierwszy raz, kiedy ją pocałował. Wstrząs oszałamiającej słodyczy, kiedy ich usta się
spotkały. A potem wstrząs po wstrząsie, ale na jakimś głębszym poziomie. Jakby sięgała do
samego dna jego duszy, dna, o którym sam niemal zapomniał.
Przerażony poczuł wtedy, że już nie umie się bronić. Wszystkie jego tajemnice,
odporność, wszystkie triki, za pomocą których trzymał innych od siebie na dystans - Elena
przedarła się przez wszystkie zapory, obnażając jego bezbronność.
Obnażając jego duszę.
A na koniec okazało się, że tego właśnie chciał. Chciał, żeby Elena zobaczyła go bez
tych wszystkich mechanizmów obronnych, bez zapór i murów. Chciał, żeby wiedziała, jaki
jest.
Przerażające? Owszem. Kiedy w końcu odkryła jego tajemnicę, kiedy przyłapała go
na pożywianiu się tym ptakiem, aż skulił się ze wstydu. Był pewien, że ona się od tej krwi na
jego ustach odwróci z przerażeniem. Z obrzydzeniem.
Ale kiedy spojrzał w jej oczy, zobaczył w nich zrozumienie. Przebaczenie. I miłość.
Jej miłość go uleczyła.
I wtedy zrozumiał, że zawsze będą razem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl