[ Pobierz całość w formacie PDF ]

therine próbowała zapanować nad głosem i powstrzy­
mać łzy napływające do oczu. - Czasem czuję się
zupełnie bezsilna. Tak bym chciała dla niej wszyst­
kiego, co najlepsze.
R.J. uważnie patrzył na wnuczkę.
- Czujesz się z nią blisko związana, prawda?
-Tak. I chciałabym uchronić ją przed popełnieniem
tych błędów, które ja popełniłam. Nie chcę, żeby przez
pół życia dręczyło ją pytanie, co złego zrobiła, że matka
jej nie kochała. Nie chcę, żeby winiła się za jej smierc.
I nie chcę, żeby była tak spragniona miłości, ze
wyjdzie kiedyś za pierwszego faceta, który zwróci na
nią uwagę. A potem okaże się, że wszystko, czego
chciał, to część majątku rodowego, że sypiał z każdą
dziewczyną, która mu się nawinęła, nie wyłączając
najlepszej przyjaciółki swej żony, że pysznił się swą
niewiernością i za odpowiednio wysokie wynagrodze­
nie zgodził się na cichy rozwód, bez skandalu, myślała.
Poczuła dreszcz przebiegający po plecach i pierwszą
łzę toczącą się po policzku. Zrobiłaby wszystko, zęby
ochronić Jenny przed tym wszystkim, czego sama
zaznała. Pragnęła, aby dziewczynka wiedziała, że ktoś
ją kocha i troszczy się o nią.
Było już późno, gdy dotarła do domu- Włączyła
taśmę; nagrana była tylko jedna wiadomość. Natych­
miast rozpoznała lekko kpiący głos Scotta.
95
94
KAWALER NA SPRZEDAŻ
- Uwaga, to jest nieprzyzwoity telefon. Skoro nie
mogę teraz z tobą porozmawiać, będę musiał zadowolić
się szybszym oddychaniem. -Katherine roześmiała się na
głos, słysząc jego przesadne posapywanie. -Jeśli uznasz,
że działa to na ciebie choć trochę pobudzająco, zadzwoń
do mnie rano. Może uda się zorganizować wieczorem coś
nieprzyzwoitego? Jestem nawet gotów postawić ci
przedtem kolację. - Nastała cisza, a po chwili znów dał się
słyszeć głos Scotta, tym razem miękki i czuły: -Dobra­
noc, Katherine, ja... - Zdanie nagle się urwało.
Wyłączyła aparat. Oczy jej jaśniały szczęściem.
- Dobranoc, Scott. Kocham cię.
Katherine i Scott wyszli z niewielkiej włoskiej
restauracji usytuowanej na obszarze North Beach.
Przytuleni, szli w stronę samochodu. Cieszyli się swoją
bliskością i żadne słowa nie były im potrzebne.
Obróciła się ku niemu, gdy zaparkował przed jej
domem.
- Wstąpisz na kawę?
Scott pogładził ją po policzku.
- Naprawdę myślałaś, że powinnaś zapytać? - Mus­
nął wargami jej usta i otworzył drzwi. Trzymając się za
ręce, ruszyli w stronę domu.
Gdy tylko znaleźli się w kuchni, Scott wziął ją
w ramiona. Jego głos drżał z podniecenia.
- Tak naprawdę, to nie mam ochoty na kawę.
- Ja też nie - szepnęła.
Wziął ją za rękę i poprowadził do sypialni. Za­
trzymali się koło łóżka. Scott ujął jej twarz w dłonie
i patrzył długo w oczy.
- Nigdy nie spotkałem nikogo takiego jak ty. Nie
myślałem, że ktoś taki może istnieć. - Pocałował ją
namiętnie.
Katherine leżała w jego objęciach i oboje roz­
koszowali się błogą chwilą po spełnieniu. Kochali się
namiętnie, ogarnięci absolutnym szaleństwem. Nigdy
wcześniej Katherine nie doświadczyła tak głębokich
uczuć i tak ekstatycznego spełnienia.
Scott pocałował ją delikatnie.
— Rano jadę do Los Angeles - powiedział miękko,
jego dłoń delikatnie gładziła jej brzuch. - Wracam
w czwartek w nocy. Zjedz ze mną kolację w piątek,
dobrze? - Błądził palcami po wewnętrznej części jej
uda, równocześnie całując usta. Nagle poczuł dłoń
Katherine na swoim podbrzuszu.
W środę i czwartek Katherine pochłonięta była
pracą związaną z kampanią reklamową, która towa­
rzyszyć miała aukcji kawalerów. Informacje prasowe
już się ukazały, a konferencję zaplanowano na piąt­
kowe popołudnie.
W czwartek rano udała się do sądu razem z Billym
i Bobem Templetonem. Tak jak przewidywał Bob, ze
względu na okoliczności wydarzenia i świadectwo
pracy wystawione przez Johna Barclaya, chłopiec
dostał jedynie trzy miesiące kurateli i cała historia
została potraktowana jako młodzieńczy wybryk. Wy­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl