[ Pobierz całość w formacie PDF ]

drabinę między drzewa.
Sean zamknął wejście, odwrócił się i zaczął odliczać kroki do polany. Za wszystkich stron
dobiegały go niepokojące odgłosy. Ciemne niebo przecinały światła reflektorów. Padł na
ziemię i zanurzył dłoń w plecaku.
Chwilę pózniej ktoś o mało na niego nie nadepnął. Sean zauważył pistolet MP 5 i
pomalowaną na czarno twarz. Nim mężczyzna zdążył go spostrzec, Sean strzelił. Przeciwnik
upadł na ziemię. Sean schował paralizator do torby i obszukał mężczyznę. Znalazł pistolet,
kajdanki, pałkę i coś, co mogło mu się teraz przydać  dwa granaty. Schował to wszystko do
plecaka i trzymając w ręce jeden z granatów, wszedł między drzewa.
Kierował się na prawo, do miejsca, gdzie zostawił swój podwodny skuter. Niestety, właśnie
stamtąd dobiegały odgłosy pościgu. Sean od-
bezpieczył granat, wyjął zawleczkę i rzucił daleko na lewo od siebie. Padł na ziemię,
zatykając sobie uszy. Pięć sekund pózniej potężna eksplozja wstrząsnęła całym Camp Peary.
Sean usłyszał krzyki i tupot nóg, ale nie ruszał się z miejsca. Czekał. Dziesięć sekund,
dwadzieścia, minutę. Zerwał się z ziemi i pobiegł.
Dwie minuty pózniej przeszedł przez dziurę w płocie i odnalazł swój skuter. Drugi, należący
do Michelle, zostawił na miejscu, na wypadek gdyby była zmuszona z niego skorzystać.
Sean usłyszał zbliżającą się z południa łódz. Nie miał zamiaru czekać, żeby sprawdzić, kto nią
płynął. Włożył między wargi ustnik aparatu tlenowego i wskoczył do wody. Zanurkował
głęboko, unikając spotkania ze śrubą łodzi, włączył napęd skutera i zaczął płynąć w poprzek
rzeki. Znalazł się na drugim brzegu w odległości dwustu jardów od hangaru dla łodzi.
Przeprawa przez rzekę była wyczerpująca, ale Sean nie miał czasu na odpoczynek. Wbiegł
pomiędzy drzewa, znalazł torbę, którą tu wcześniej ukryli, zdjął piankowy kostium i włożył
zwyczajne ubranie. Zapakował wszystkie rzeczy do torby i ponownie ukrył ją w zaroślach.
Zapis z kamery wideo skopiował na przenośną pamięć podręczną. Następnie pobiegł w stronę
Babbage Town. Musiał odnalezć Michelle, nim będzie za pózno.
ROZDZIAA 83
Do niewielkiego samolotu załadowano przywiezione samochodem bagaże. Wcześniej
usunięto z samolotu fotele, więc miejsca w środku było sporo. Champ Pollion usiadł za
sterami i przygotował maszynę do startu. Mimo padającego coraz mocniej deszczu i
porywistych podmuchów wiatru uznał, że może lecieć zgodnie z planem. Mężczyzni
skończyli załadunek, ale Champ nie mógł dostrzec, że w samochodzie zostało jeszcze kilka
worków. Po chwili wóz zniknął w ciemnościach.
Champ szybko sprawdził wszystkie urządzenia pokładowe i nacisnął przycisk. Zmigło
zaczęło się obracać. Nakładał właśnie słuchawki, kiedy otworzyły się drzwi kabiny i pojawiła
się w nich głowa Michelle.
- Cześć, Champ. Znajdzie się jeszcze jedno wolne miejsce?
Przez długą chwilę patrzył na nią z niedowierzaniem. Nagle jego ręka powędrowała do pasa,
ale pięść Michelle była szybsza. Champ opadł bezwładnie na fotel, z nosa popłynęła mu krew.
Po chwili przetoczył się przez fotel drugiego pilota i zniknął za drzwiami. Michelle
przeskoczyła przez pusty fotel i pobiegła za nim.
Champ wylądował na ziemi, a Michelle jednym skokiem na nim. Kiedy próbował wstać,
otrzymał potężnego kopniaka w głowę. Wysunął nogę i podciął Michelle. Poturlała się w
kierunku samolotu.
Champ wydobył pistolet, ale Michelle jednym kopnięciem wytrąciła mu go z ręki. Chwilę
pózniej jego pięść trafiła ją z całych sił w żebra. Cios nogą sprawił, że Michelle wylądowała
na ziemi, zdając sobie sprawę, że rozpoczyna się prawdziwa walka.
Stali teraz naprzeciwko siebie tuż przy warczącym samolocie.
- Co ty tutaj robisz, do diabła?! - krzyknął Champ.
- Dokonuję aresztowania obywatelskiego - odparła Michelle.
- Nie zdajesz sobie sprawy, w co siÄ™ pakujesz.
- Ja? Od kiedy to szanowany naukowiec zostaje dostawcą narkotyków dla CIA? Co jest w
tych workach? Narkotyki, prawda?
 Michelle, nie wiesz, co tu jest grane.
 Więc mi wyjaśnij.
 Nie mogę, a nie chcę cię skrzywdzić.
 Skrzywdzić mnie?! A co z Monkiem Turingiem? Co z Lenem Ri-vestem?
 Robię tylko swoje. Musisz mi uwierzyć.
 Przykro mi, Champ, jakoś nie potrafię. - Michelle powoli, niepostrzeżenie zbliżała się do
niego. Nagle obróciła się i potężnym kopnięciem w głowę sprawiła, że Champ poleciał do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl