[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kardynałowi jednak wystarczyło tego, co już się stało. Spieszył do swej go-
spody, by zarządzić pakowanie kufrów.
Wielki Mistrz wprost kipiał wściekłością. Na bratanka, który wszystko zaprze-
paścił, lecz najbardziej na wrogów, którzy wciąż zdobywali nowe tereny, podczas
gdy rycerze dreptali w miejscu.
Co też mają wrogowie takiego, czego rycerze Zakonu nie znają?
Wygląda na to, że wszystko.
A teraz zdobyli coś jeszcze: niebieski kamień.
Kardynał uniósł głowę i zaczął się zastanawiać.
Co to opowiadał ten człowiek, który powrócił z bagnisk? Ten dziwny chłopak,
syn czarnoksiężnika, miał powiedzieć, że potrzebuje niebieskiego kamienia, by
przywrócić swego ojca do życia.
Nienawistny uśmiech, który był częścią osobowości Wielkiego Mistrza, zno-
wu pojawił się na wąskich wargach. Przywrócić do życia! Dziecinne mrzonki!
Kardynał siedział bez ruchu, wyprostowany.
A jeśli to nie są dziecinne mrzonki? Jeśli chłopak dotarł do niebieskiego ka-
mienia z legendy? Jeśli ta część legendy jest prawdą?
Wielki Mistrz dobrze wiedział, czego może dokonać Zwięte Słońce. To dlate-
go wszyscy go tak pożądliwie, tak rozpaczliwie poszukują, z łapczywością prze-
kraczającą wszelkie granice przyzwoitości. Ale czerwony i niebieski kamień? Co
one mogÄ…?
Przywrócić do życia?
To oczywiście głupie wymysły, ale jeśli kamień rzeczywiście posiada magicz-
ną siłę, to co wtedy?
Niebieski kamień to musi być szafir. Szafiry mają też działanie uzdrawiające.
To kamień książąt Kościoła i świętych. A zatem jak przeznaczony dla niego.
Poza tym ten szafir musi być wyjątkowy.
152
Pomyśleć, gdyby tak posiadał moc powstrzymywania starości?
Wielkim niepokojem kardynała von Grabena było to, że nie będzie żył na tyle
długo, by odnalezć Zwięte Słońce, którego szukał przez całe swoje życie.
Już i tak przekroczył zwyczajny ludzki wiek, a to dzięki swoim wielkim ma-
gicznym umiejętnościom. Ale kiedyś przecież będzie musiał umrzeć.
Gdyby tak z pomocą tego kamienia mógł przedłużyć życie?
Musi go zdobyć! Musi mieć ten kamień!
Jego ludzie, którzy pojechali w ślad za chłopcem? Może już go znalezli?
Lodowaty dreszcz strachu przeniknął kardynała. Pierwsza wysłana przez nie-
go grupa miała szukać kamiennych rytów na tablicach, które spadły z góry. Druga
grupa pojechała za chłopcem, który, jak kardynał przypuszczał, również znajdo-
wał się w drodze do podnóża tej samej góry. Też chciał odnalezć kamienne tablice.
Ale co to chłopiec miał powiedzieć? %7łe spróbuje przywrócić swego ojca do
życia? A ojciec, czarnoksiężnik, czy raczej jego zwłoki, nie leżały przecież u pod-
nóża góry. Zostały ukryte wysoko, w pobliżu zamku Graben. Podnóże góry od
zamku Graben dzielił chyba z dzień marszu. Wielki Mistrz nigdy tam nie był, ale
mógł sobie wyobrazić, jak to miejsce wygląda.
Nikt z wysłanych przez niego ludzi nie wpadnie na to, by szukać chłopca tam,
gdzie on się w istocie znajduje: koło zamku Graben. W górach.
Trzeba zatrzymać chłopca, zanim dotrze do celu. Nie dlatego, by kardynał
sądził, że ktokolwiek może umarłego przywrócić do życia, ale czarnoksiężnika
Móriego jednak się lękał. Chłopiec był jeszcze dzieckiem, lecz ojciec miał powią-
zania z mocami, których Wielki Mistrz nie zna. Nie życzył sobie Móriego wśród
żywych.
Kardynał mógł nie zdążyć pojmać chłopca teraz. Naprawdę mogło już być za
pózno.
Może go wezwać?
Ostatnim razem, kiedy próbował tej metody, kosztowało go to bardzo dużo
zdrowia, a i tak na niewiele się zdało. Zaszkodziło tylko ludziom kardynała, a to
raczej słaba pociecha.
Nie, ale umiał przecież o wiele więcej.
Kardynał von Graben wyjął z kufra swoją wielką czerwoną księgę. W zamy-
śleniu zaczął ją kartkować.
Za młodu nauczył się z tej księgi wielu tajemnic. Tajemnic, o których teraz już
zapomniał, bo nigdy ich nie stosował w praktyce. Nie było to konieczne. Księga
pomogła mu też w osobistej karierze, i to na różne sposoby. Wiedział, że nie
ma w sobie tego ciepła, które człowiek Kościoła powinien posiadać, ale to nie
stanowiło dla niego przeszkody. Cesarskiego tronu nigdy nie mógłby zdobyć, bo
nie pochodził z odpowiedniego rodu. Von Grabenowie to zbyt skromna rodzina.
Każdy jednak może zostać księdzem i on został, a potem księga pomagała mu
153
wspinać się po szczeblach kariery, zarówno do godności kardynała, jak i co
nie mniej ważne stanowiska wielkiego mistrza Zakonu Zwiętego Słońca.
Szedł do tego celu po trupach. Ale osiągnął wszystko, czego pragnął. W du-
żym stopniu dzięki czerwonej księdze, która była naładowana magią i czarami
z pradawnych czasów.
W tej księdze znajdowało się również wiele stron mówiących o Zwiętym Słoń-
cu. Do kardynała dotarła ona jako dziedzictwo po przodku, mnichu, który zdoby-
wał wiedzę u wielkiego inkwizytora Tomasa de Torquemady.
Kardynał von Graben wyrwał te stronice. Nikt nie pozna już tego, co on wie.
Zresztą wcale go nie interesowało, co będzie po nim.
Teraz jednak okazało się, że brakuje wiele stron mówiących o starej legen-
dzie. Kardynał wyczuwał miejsca, z których wydarto karty. Tiersteinowie zostali
wielkimi mistrzami, ale oni swoją wiedzę na temat legendy o morzu, które nie ist-
nieje, zabrali ze sobÄ… do grobu. Natomiast Habsburgowie dostali fragment klucza
do Tiersteingram, którego kardynał do tej pory nie odnalazł, a razem z kluczem
Habsburgowie dostali też srebrny kielich i różne informacje, których on nigdy nie
poznał.
Jak na przykład informacja o niebieskim i czerwonym kamieniu.
To straszna bezczelność ze strony współczesnych potomków Habsburgów, ta-
kich jak księżna Theresa i jej rodzina, że mieszają się do poszukiwań Zwiętego
Słońca. To przecież obszar kardynała von Grabena, czy oni tego nie rozumieją?
No, jest to, czego szukał w księdze! Tam! Nigdy przedtem tego nie próbował,
ale teraz czarnoksiężnik zobaczy, jak smakuje jego własne lekarstwo!
Wiele podstawowych wiadomości o magicznych runach znajdujących się w is-
landzkiej księdze pochodzi z Czarnej Szkoły w Sorbonie, a także ze starożytnego
Rzymu, gdzie miała swe korzenie szkoła paryska. Pierwszym człowiekiem, któ-
ry założył tak zwaną Czarną Szkolę, był Vergili lub Vergilius, chociaż miał on
z pewnością dużo bardziej szlachetne zamiary niż ci, którzy rozwinęli w przy-
szłości jego ideę.
Kardynał von Graben nie używał pojęć czarne magiczne runy i białe ma-
giczne runy . To określenia islandzkie, on natomiast mówił o czarnej i białej magii
czy po prostu o złych i dobrych czarach.
Początki jednak były te same. Kardynał stosował zatem to, co Móri nazwałby
czarnymi magicznymi runami, ponieważ wiedza na temat tych run nie rozprze-
strzeniła się po świecie, nie powstały jej naśladownictwa, nikt też dokładnie tej
dziedziny magii nie objaśniał.
Wiadomo jednak, że są znaki sprowadzające choroby, a nawet śmierć, oraz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]