[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mnie oczarowało, najładniejsze i najosobliwsze było to, że umiała nagle z najgłębszej
powagi przechodzić do najbardziej niefrasobliwej wesołości i na odwrót, a przy tym
wcale się nie zmieniała i nie szpeciła grymasami, była taka jak pojętne dziecko. Teraz
była przez chwilę wesoła, droczyła się ze mną na temat fokstrota, trącała mnie nawet
pantofelkami, z zapałem chwaliła jedzenie, zauważyła, że zadałem sobie wiele trudu z
ubraniem, jednak miała jeszcze wiele do zarzucenia mojej powierzchowności.
Tymczasem wtrąciłem: - Jak to zrobiłaś, że nagle wyglądałaś jak chłopiec i że
mogłem odgadnąć twoje imię?
- O, to wszystko zrobiłeś sam. Czy nie pojmujesz tego, mój uczony panie, że
dlatego ci się podobam i dlatego jestem dla ciebie ważna, bo przedstawiam coś w
rodzaju zwierciadła, bo w moim wnętrzu jest coś, co daje ci odpowiedz i co ciebie
rozumie? Właściwie wszyscy ludzie powinni być dla siebie takimi zwierciadłami i wza-
jemnie sobie służyć odpowiedzią i oddzwiękiem, ale tacy dziwacy jak ty są właściwie
cudaczni, łatwo wpadają w omamienie i już niczego nie umieją dojrzeć i odczytać w
oczach innych ludzi, bo to ich już nic nie obchodzi. A gdy taki dziwak znajdzie jakąś
twarz, która naprawdę spojrzy na niego, w której wyczuje coś jakby odpowiedz i
powinowactwo, wówczas - rzecz jasna - cieszy się.
- Ty wszystko wiesz, Hermino - zawołałem zdumiony. - Jest właśnie tak, jak
mówisz. A przecież jesteś zupełnie inna niż ja! Ty przecież jesteś moim
przeciwieństwem; masz wszystko, czego mnie brak.
- Tak ci się zdaje - odpowiedziała lakonicznie - i to dobrze.
A teraz na jej twarz, która w istocie była dla mnie jakby czarodziejskim
zwierciadłem, spłynęła ciężka chmura powagi, nagle całe oblicze wyrażało tylko
powagę, bezdenny tragizm pustych oczu maski. Powoli, słowo za słowem, jakby
dobywając je z siebie wbrew woli, mówiła:
- Nie zapomnij, co mi powiedziałeś! Powiedziałeś, że mam ci rozkazywać i że
słuchanie moich rozkazów będzie twoją radością. Nie zapominaj o tym. Musisz
wiedzieć, mój mały Harry, czym ja ci służę; że moja twarz daje ci odpowiedz i że jest
we mnie coÅ›, co ci sprzyja i wzbudza twoje zaufanie... tak samo dzieje siÄ™ i ze mnÄ….
Kiedy ostatnio wchodziłeś do  Czarnego Orła , taki zmęczony i nieobecny i prawie już
nie z tego świata, poczułam zaraz: ten będzie mi posłuszny, ten człowiek tęskni za
kimś, kto by mu rozkazywał! I będę to czyniła, dlatego zaczepiłam cię i dlatego
zostaliśmy przyjaciółmi.
Mówiła z wielką powagą i z takim przejęciem, pod przemożną presją swego
duchowego stanu, że niezupełnie ją rozumiałem; starałem się ją uspokoić i skierować
jej myśli na inny temat. Odtrąciła mój zamiar jednym poruszeniem brwi, spojrzała na
mnie zniewalająco i ciągnęła dalej zupełnie zimnym głosem: - Musisz dotrzymać
słowa, chłopcze, przypominam ci to, inaczej pożałujesz. Otrzymasz ode mnie dużo
rozkazów i będziesz im posłuszny, ładne, przyjemne rozkazy, miło ci będzie je
wykonać. A na koniec, Harry, spełnisz również moje ostatnie polecenie.
- Spełnię je - powiedziałem nieomal bezwolnie. - A jakie będzie to ostatnie
polecenie dla mnie? - Ale już je przeczuwałem, Bóg tylko wie dlaczego.
Drgnęła, jakby ją przebiegł lekki dreszcz, i z wolna zdawała się budzić z
zadumy. Nie odrywała ode mnie oczu. Nagle jeszcze bardziej sposępniała.
- Byłoby mądrzej z mojej strony, gdybym ci tego nie mówiła, ale nie chcę być
mądra, Harry, nie tym razem. Chcę czegoś zupełnie innego. Uważaj, posłuchaj! Usły-
szysz i znów zapomnisz, będziesz się z tego śmiał i będziesz nad tym płakał. Uważaj,
mały! Chcę - zagrać z tobą o życie i śmierć, braciszku, i chcę ci odkryć moje karty,
jeszcze zanim zaczniemy grać.
Jakże piękna, jak nieziemska była jej twarz, gdy to mówiła! Jej oczy zasnuwał
chłodny, jasny i wszechwiedzący smutek, zdawało się, że te oczy wycierpiały już
wszelki możliwy ból i godziły się z nim. Usta poruszały się z trudem, jakby
skrępowane, mniej więcej tak, jak się mówi, gdy od mrozu zdrętwieje twarz; ale
między wargami, przez kąciki ust, z drżeniem rzadko widocznego koniuszka języka
płynęła, w przeciwieństwie do spojrzenia i głosu, sama słodycz rozkołysanej
zmysłowości, gorąca żądza rozkoszy. Na spokojne, gładkie czoło spadał krótki loczek,
stamtąd, z tego kącika czoła z loczkiem, wypływała od czasu do czasu, jak żywe
tchnienie, owa fala chłopięcości, fala hermafrodytycznej magii. Przysłuchiwałem się
jej z lękiem, a jednak jakby odurzony, jakby tylko na wpół obecny.
- Lubisz mnie - ciągnęła dalej - z powodu, o którym ci już mówiłam:
przełamałam twoją samotność, przychwyciłam cię tuż przed wrotami piekła i znów
obudziłam. Ale chcę więcej od ciebie, o wiele więcej. Chcę cię w sobie rozkochać. Nie,
nie sprzeciwiaj się, pozwól mi mówić! Bardzo mnie lubisz, czuję to, jesteś mi wdzięcz-
ny, ale zakochany we mnie nie jesteś. Chcę sprawić, żebyś nim był, to należy do
mojego zawodu, żyję przecież z tego, że umiem uwodzić mężczyzn. Ale posłuchaj
uważnie: nie dlatego to robię, że właśnie ciebie uważam za tak niezwykle uroczego.
Nie jestem w tobie zakochana, Harry, ani ty we mnie. Ale potrzebujÄ™ ciebie, tak jak ty
mnie potrzebujesz. Potrzebujesz mnie teraz, w tej chwili, bo jesteÅ› zrozpaczony i
trzeba ci pchnięcia, które wtrąciłoby cię do wody i przywróciło ci życie. Potrzebujesz
mnie, żeby nauczyć się tańczyć, śmiać i żyć. Ja natomiast potrzebuję ciebie, nie
dzisiaj, pózniej, do czegoś również niezmiernie ważnego i pięknego. Kiedy już
będziesz we mnie zakochany, dam ci mój ostatni rozkaz. I ty go spełnisz, a to będzie
dobre dla ciebie i dla mnie.
Uniosła nieco w szklance jedną z brunatnofioletowych orchidei o zielonych
żyłkach, na chwilę pochyliła nad nią twarz i wpatrywała się w kwiat.
- Nie przyjdzie ci to łatwo, ale to zrobisz. Wykonasz mój rozkaz i zabijesz mnie.
O to chodzi. O nic więcej nie pytaj.
Patrząc jeszcze wciąż na orchideę, umilkła, jej twarz się odprężyła, wyłaniała
się spod ucisku i napięcia jak rozkwitający pąk, a na ustach pojawił się nieoczekiwanie
czarujący uśmiech, podczas gdy oczy jeszcze przez chwilę były nieruchomo utkwione
w próżni. Potem potrząsnęła głową z małym, chłopięcym loczkiem, łyknęła wody,
spostrzegła nagle, że siedzimy przy kolacji, i rzuciła się na potrawy z wielkim
apetytem.
Słyszałem wyraznie każde słowo jej makabrycznego przemówienia, odgadłem
nawet  ostatni rozkaz , zanim go wypowiedziała, a nawet nie byłem już przerażony
zwrotem  ty mnie zabijesz . Wszystko, co mówiła, brzmiało dla mnie przekonywająco [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zsf.htw.pl