[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Doprawdy? - rzucił Stephen kpiąco. - I zapewne gorąco mu dziękowałeś, że przez
tyle godzin czekałeś w niepewności, modląc się w duchu, żebyś jeszcze po tym wszystkim
miał żonę?
- Tak, oczywiście, że mu podziękowałem - odrzekł Clayton, wbijając wzrok w
kieliszek, by ukryć uśmiech.
- Rzeczywiście - potwierdził doktor Whitcomb, niepostrzeżenie wchodząc do pokoju.
Uśmiechał się szeroko i wycierał dłonie w biały ręcznik. - Tyle że kilka godzin wcześniej
zagroziłeś, iż zrzucisz mnie ze schodów i sam zajmiesz się przyjmowaniem porodu. - Posłał
uspokajające spojrzenie Nickiemu, który niespokojnie wpatrywał się w niego zmrużonymi
oczami. - Na górze czeka ktoś, kto przeżył kilka trudnych chwil i teraz bardzo chciałby cię
zobaczyć, chłopcze... - Urwał, gdy świeżo upieczony ojciec minął go stanowczym krokiem i
zaczął wbiegać po schodach.
Doktor Whitcomb zwrócił się tymczasem do starszej generacji, by poinformować, czy
doczekali siÄ™ wnuczki czy wymarzonego wnuka.
Gdzieś z dala od świata, w którym rozgrywały się te wydarzenia, Sara Skeffington
uśmiechała się z satysfakcją, zadowolona ze sposobu, w jaki wykorzystała trzy możliwości
uczynienia cudów, darowane każdemu przybyszowi do krainy, w której teraz się znajdowała.
Istniały pewne ograniczenia, dotyczące ich wykorzystania, ale sam Najwyższy Cudotwórca
zaaprobował pomysły Sary, łącznie z poprawą zdrowia madame du Ville, by mogła zobaczyć
swojego wnuka.
Tymczasem niczego nieświadoma Julianna, siedziała oparta o poduszki i pisała
kolejny list do babci.
Moja najdroższa Babciu,
Oto przyszedł na świat nasz syn, któremu daliśmy na imię John. Nicki jest z niego
strasznie dumny, ale całkiem stracił głowę dla jego siostrzyczki-blizniaczki.
Nazywa siÄ™ Sara - na TwojÄ… pamiÄ…tkÄ™.
Jesteś i zawsze będziesz w moich myślach i sercu...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]