[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chciałbym powrócić jeszcze do tego za tydzień, je\eli pan się zgodzi. Aha, czy mógłby pan
narysować mi kalendarz K-PAXiański? Wystarczyłby typowy cykl lub coś w tym rodzaju.
- Cokolwiek pan zechce. Do siedemnastego sierpnia jestem do pańskiej dyspozycji.
Oczywiście poza krótką podró\ą na północ. Jeszcze nie odwiedziłem paru miejsc, pamięta pan?
Był ju\ za drzwiami. Ciao , zawołał, idąc korytarzem.
Gdy zniknął, poszedłem do swego gabinetu uporządkować zapiski. Rozmyślając o tym
wszystkim, spostrzegłem, \e wpatruję się w zdjęcie Chipa stojące na biurku. Ciao jest jednym
z jego ulubionych zwrotów, obok faktycznie oraz no wiesz? . Teraz w czasie wakacji pracuje
jako ratownik na jednej z pla\. I dobrze, poniewa\ przepuścił kieszonkowe z całych dwóch lat.
Ostatnie dziecko, niedługo wyfrunie z gniazda.
Powinienem mo\e opowiedzieć, jak to długo i głęboko rozmyślałem nad znaczeniem, jakie
miała dla nas obu nieuchronnie zbli\ająca się dorosłość Chipa. Ale w rzeczywistości moje myśli
zaprzątnęła ponownie data odlotu prota. Do siedemnastego sierpnia pozostały tylko dwa
49
miesiące. Co to właściwie miało oznaczać? Podobnie brzmiały zapowiedzi Russella, \e pewnego
dnia powróci do nieba. Ale odkąd znamy Russella, nigdy nie określał terminu swego odejścia, ani
te\, o ile mi wiadomo, nie czynił tego \aden inny pacjent z urojeniem. Była to więc rzecz
absolutnie bez precedensu w historii psychiatrii. Skoro jednak podró\ prota na K-PAX, czy
gdziekolwiek indziej, była bezsprzecznie niemo\liwa, co miałoby się z nim stać tego dnia? Czy
skryje się całkowicie w pancerzu niepamięci? Jedynym znanym mi sposobem zapobie\enia temu
byłoby odkrycie, kim on jest i skąd pochodzi, zanim będzie za pózno.
Nagle uprzytomniłem sobie, \e data siedemnastego sierpnia byłaby zgodna z określonym
przez prota czasem jego przybycia na Ziemię przed niespełna pięciu laty. Z tą myślą poleciłem
pani Trexler, by skontaktowała się z komisariatem policji, do którego przywieziono go, zanim
został przyjęty do szpitala, z prośbą o sprawdzenie, czy ktoś odpowiadający jego rysopisowi nie
zaginął tego właśnie dnia lub w okolicach tej daty, i z informacją o prawdopodobnym pobycie
prota w Alabamie w pazdzierniku ubiegłego roku. Przyszła potem z plikiem korespondencji do
podpisania i z wiadomością, \e policja obiecała dać znać, je\eli cokolwiek odkryje. Ale proszę
nie robić sobie nadziei , prychnęła.
O naszych pacjentach dowiadujemy się wiele nie tylko od pielęgniarek, ale tak\e od ich
współtowarzyszy, którzy lubią opowiadać jedni o drugich. Dzięki temu właśnie od Erniego, który
dzielił pokój z Howiem, dowiedziałem się, \e Howie stał się zupełnie innym człowiekiem -
pogodnym, nawet odprę\onym! Poszedłem sam sprawdzić.. .
Ernie miał rację. To był chłodny dzień, czwartkowe popołudnie. Howie siedział na szerokim
parapecie w świetlicy na drugim piętrze i patrzył w niebo. Nie miał przy sobie słowników ani
encyklopedii, nie liczył te\ splotów w wielkim zielonym dywanie. Mętne zazwyczaj od brudu
szkła jego okularów były czyste.
Spytałem, czy mogę usiąść obok niego, i rozpocząłem luzną rozmowę na temat kwiatów
rosnących po drugiej stronie trawnika wzdłu\ wysokiego muru. Był zadowolony, mogąc mi
wymienić ich potoczne i łacińskie nazwy, tak jak to ju\ czynił wiele razy, opowiedzieć o ich
pochodzeniu, wartościach od\ywczych, zastosowaniu leczniczym i przemysłowym, ale nie
przestawał spoglądać na ciemne i szare niebo. Wydawał się czegoś wypatrywać, czegoś
poszukiwać - to było słowo, które mi przyszło na myśl. Spytałem, czego szuka.
- Sroki.
- Sroki?
- Sroki modrej, na szczęście.
To nie było normalne, by Howie mówił coś takiego. Prawdopodobnie mógłby powiedzieć o
sroce modrej wszystko, poczynając od koloru oczu, a skończywszy na szlakach wędrówek i
wielkości populacji. Ale poszukiwać sroki modrej? Na szczęście? I skąd u niego ten błysk w
50
oku? Wypytując go, dowiedziałem się, \e ten pomysł wziął się od prota. Co więcej, mój
niepokojący pacjent zlecił to Howiemu jako zadanie , pierwsze z trzech zadań. Następnych
dwóch jeszcze wtedy nie znałem. Nie znał ich te\ Howie. Lecz to pierwsze zostało ju\
wyznaczone i przyjęte do wykonania: znalezć srokę modrą.
Pacjenci krótkoterminowi z Oddziału Pierwszego wkrótce nadali Howiemu przezwisko
mądra sraka , a na Oddziale Czwartym mówiono o poszukiwaniu jakiegoś nieuchwytnego
mordercy, ale Howie nie przywiązywał do tego wszystkiego wagi. W istocie, w sprawie swego
iluzorycznego celu był równie prostoduszny jak zwykle. Niemniej spokój ducha, z jakim
wypełniał przy oknie wyznaczony mu obowiązek, był uderzający. Przeminęły napady ciągłego
sprawdzania wszystkiego, przeskakiwanie z jednej ksiÄ…\ki do drugiej, gorÄ…czkowe
zabazgrywanie piórem stosów papieru. Prawdę mówiąc, notatniki i rejestry nadal zalegały całe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]